Zespół Placówek Oświatowych (podstawówka i gimnazjum) w Herbach koło Częstochowy, to spora szkoła. Uczy się w niej 349 uczniów, pod kierunkiem 28 nauczycieli. Przez 12, lat do 31 sierpnia ub.r., dyrektorem była Nina Ryter, od 1 września jej funkcję przejął nowy dyrektor – Wojciech Brodzki. Przybysz z Wisły.
Zespół Placówek Oświatowych (podstawówka i gimnazjum) w Herbach koło Częstochowy, to spora szkoła. Uczy się w niej 349 uczniów, pod kierunkiem 28 nauczycieli. Przez 12, lat do 31 sierpnia ub.r., dyrektorem była Nina Ryter, od 1 września jej funkcję przejął nowy dyrektor – Wojciech Brodzki. Przybysz z Wisły.
– Na zmiany czekaliśmy od dawna. Szkoła prezentowała bardzo niski poziom nauczania, aby dzieci przygotować do egzaminów trzeba było brać korepetycje. Przez cały rok, na przykład z biologii odbyło się tylko 10, i to niepełnych lekcji; fizyki i chemii uczyła nauczycielka bez przygotowania merytorycznego, która obecnie wykłada nauczanie początkowe; dzieci nauczycieli były lepiej oceniane. Poza tym normą stały się skargi na pedagogów, preferowanie niektórych pracowników, zła motywacja, niekompetentne administrowanie placówką – mówi matka jednego z uczniów Anna J.
Również wójt, Roman Banduch nie akceptował stylu pracy Niny Rytel i gdy jej kontrakt dobiegał końca (trwał od 31 sierpnia ubr.), w już lipcu zorganizował konkurs na nowego dyrektora. Stanęła do niego jedynie ustępująca dyrektor, ale nie uzyskała wymagającej ilości głosów. – Wójt postawił bardzo wysoki próg 80 proc. Nie sposób było takiej bariery przekroczyć. Konkurs nie został więc rozstrzygnięty – mówi Nina Rytel.
Wówczas, niczym królik z kapelusza, pojawił się Brodzki
– nauczyciel dyplomowany z wieloletnim doświadczeniem kierowniczym. Przedstawił swoją kandydaturę wójtowi. Spodobał się i dostał kontrakt na rok. – Zatrudniłem faceta z doświadczeniem. Miał dobre referencje, przez 14 lat zarządzał szkołą i co najważniejsze, śląskie kuratorium zatwierdziło jego kandydaturę – uzasadnia swoją decyzję wójt Banduch. Z tym nie mogła pogodzić się część nauczycieli. – Pan wójt przywiózł sobie nowego dyrektora w teczce. Jeżeli nie chciał mnie, mógł zatrudnić kogoś z regionu – mówi Nina Rytel. – To ewidentne, że wójt nie chce byłej dyrektor. Jeszcze w ubiegłym roku szkolnym, zaproponował sześciu nauczycielom, w tym i mnie, kurs zarządzania placówkami edukacyjnymi, by w przyszłości mogli kierować szkołami. Początkowo nowy dyrektor robił dobre wrażenie. Uznałam go za osobę kompetentną. Zaproponował mi funkcję wicedyrektora. Zgodziłam się – mówi U. Janik.
Wojciech Brodzki zabrał się ostro do pracy. Jest wymagający, ale nie tylko dla nauczycieli i uczniów, również sobie wysoko stawia poprzeczkę. Początkowo współpraca z nową wicedyrektor układała się dobrze. – O dziwo, po raz pierwszy w historii szkoły młodzież zaczęła uczęszczać na zajęcia na jedną zmianę. Poszczególnym klasom przydzielono stałe pomieszczenia. Teraz uczniowie nie biegają już za nauczycielami, co wpłynęło na poprawę bezpieczeństwa w szkole – mówi Anna J.
To nie wszystkie innowacje dyrektora.
Zaostrzyła się, w pozytywnym tego słowa znaczeniu, dyscyplina pracy. Uporządkowano szatnie, wymieniono drzwi wejściowe, zaadaptowano dotychczas nie używane pomieszczenia, co umożliwiło powstanie nowych pracowni: komputerowej, chemicznej, geograficznej. Znacznie poszerzyła swoje zbiory biblioteka. Dzięki staraniom dyrektora szkoła uzyskała również dotację z Ministerstwa na zakup komputerów.
Ale przybysz z zewnątrz, jak to bywa w małych środowiskach, często jest traktowany jak intruz. Nie wszystkim spodobały się “rządy” nowego dyrektora. – Nasza “sielanka” trwała krótko. Chcąc być lojalną wobec szefa otwarcie powiedziałam, że zamierzam ukończyć kurs i stawać do konkursu. Wówczas zaczął mnie odsuwać od stricte dyrektorskich zadań, a to przecież ja wprowadzałam go w środowisko, zapoznawałam z problemami naszej szkoły, wyręczałam w wielu pracach – mówi Urszula Janik. – Nic takiego nie miało miejsca. Przeciwnie pani Janik do końca, to jest do dnia, w którym można było składać oferty nie określiła się co do swojej osoby. Dopiero podczas zebrania ogólnego rodziców, w ostatniej chwili, ujawniła, że złożyła ofertę. Jak więc można w tym przypadku mówić o lojalności – odpowiada dyrektor Brodzki.
Sytuacja zaczęła się stopniowo zagęszczać.
Pojawiły się podziały, konflikty, po prostu walka o władzę. Nowe metody pracy, sprawiedliwość i obiektywność podobają się przede wszystkim rodzicom, a przecież jak wiadomo najtrudniej zyskać ich przychylność. Przy nowym dyrektorze jest również grupa 12 nauczycieli. Po przeciwnej stronie, tzw. “stary establiszment” popierający byłą dyrektor – łącznie 16 nauczycieli oraz wójt poprzedniej kadencji – Jerzy Cyrulik. Ł.
Narodził się więc klasyczny konflikt walki starego z nowym, działający de facto na szkodę całej społeczności. Zaczęły się kontrole i interwencje. Byli już inspektorzy z Państwowej Inspekcji Pracy, pięciokrotnie z Sanepidu. Kuratorium przeprowadziło badanie jakości pracy. – To rutynowa kontrola, za ostatnie 3 lata, dotyczyła również okresu pracy byłej pani dyrektor – mówi dyrektor częstochowskiej delegatury Kuratorium Oświaty w Katowicach Jarosław Grzybowski. Raport w zasadzie utwierdził wójta, co do miernej jakości pracy za czasów dyrektor Rytel, ale stwierdzono również kilka bieżących uchybień. – Z tymi się już uporaliśmy, a pozostałe kontrole wypadły bez większych zastrzeżeń – mówi dyrektor Brodzki. Jednak zdaniem pani Janik uwag pokontrolnych byłoby znacznie więcej, ale starała się je dla dobra szkoły zniwelować. – Owszem dotyczyły remontu kuchni, która od dawna wymagała dostosowania do norm unijnych. Tego pani Rytel nie zmieniła od lat. Na realizację poprawek wyznaczono nam termin do sierpnia br. Jeśli chodzi o remont nikt nie wniósł żadnych zastrzeżeń. Jedynie podczas kontroli straży pożarnej wyszła na jaw kwestia nieodpowiednich drzwi wejściowych. Wiceprezes straży, notabene mąż pani Janik, na wymianę dał mi dosłownie dwa tygodnie czasu. A przecież tkwiły one tam od lat – dziwi W. Brodzki.
Z początkiem marca odwołano ze stanowiska wicedyrektor.
– Zastrzeżenia były absurdalne. Nieprawidłowy nadzór nad dokumentacją szkolną, w tym dzienników dyżurami śródlekcyjnymi – mówi pani Urszula. W marcu odbywa się drugi konkurs – jednocześnie na dyrektorów w Olszynie i Herbach. W Herbach wystartowali: Rytel, Janik i Brodzki. W efekcie Nina Rytel jednym głosem pokonała Brodzkiego – prawdopodobnie przeważyło zdanie przedstawiciela związku zawodowego. Z wynikiem nie zgodził się jednak wójt. Skorzystał ze swojego przywileju i unieważnił go. – Zdecydowałem się na ten krok ze względu na nieprawidłowości w postępowaniu, ponieważ w trakcie dokonywania merytorycznej oceny kandydatów, komisja dopuściła do wyjaśniania kwestii będących przedmiotem odrębnego postępowania. Zastanawia jedynie niekonsekwencja kuratorium, które wcześniej oceniało pracę dyrektor Rytel negatywnie, teraz odwrotnie, głosowało na nią – mówi Banduch.
– Panią Rytel opiniowała delegatura w Gliwicach, mnie wówczas w Częstochowie nie było. Owszem kurator śląski wyraził zgodę na powierzenie Brodzkiemu stanowiska dyrektora, ale to nie wpłynęło dobrze na współpracę Rady Pedagogicznej i dyrektora. Kurator jednak nie wiedział o sprzeciwach i protestach środowiska – wyjaśnia dyrektor Grzybowski. – W istocie do 2002 r. Herby były pod naszą jurysdykcją. Z tego co pamiętam, było wiele skarg i próśb o interwencje. Dotyczyły one pracy nauczycieli, braku zastępstw i powiedzmy “protekcyjnego” stosunku dyrekcji do niektórych wykładowców. Mimo iż pod opieką miałam ponad 200 placówek, szkoła w Herbach utkwiła mi w pamięci w negatywnym świetle – mówi Zdzisława Waniek, kierownik ds. gimnazjów, szkół podstawowych i przedszkoli gliwickiego oddziału Kuratorium Oświaty w Katowicach. – Jestem zdumiona i zaskoczona oceną pani kurator. Naturalnie miałam rutynowe kontrole, wypadały bez żadnych zaleceń. Szkoła funkcjonowała prawidłowo, była dyscyplina pracy i nic mi nie wiadomo o jakichkolwiek skargach, a przecież jeżeli były powinny trafić do mnie – mówi Nina Rytel.
Zastanawia jednak fakt, dlaczego kandydaturę pana Brodzkiego opiniował Jerzy Grad, kurator śląski, przecież w 2003 r. szkoła w Herbach należała już pod kuratorium częstochowskie. – Dopiero śląski kurator wyraził zgodę na powierzenie Brodzkiemu stanowiska dyrektora, ponieważ dyrektor Grzybowski miał zastrzeżenia, których do końca nie umiał sprecyzować – mówi wójt Banduch.
Po konkursie nastąpiła eskalacja wydarzeń. Pojawiły się anonimy, próby zastraszania, głuche telefony. Obie grupy doszukują się u siebie nawzajem błędów i niekompetencji. Atmosfera w szkole zaczyna się zagęszczać. Jedna z nauczycielek, popierająca Brodzkiego, otrzymuje tajemnicze telefony od tajemniczego pana Tomasza, inna – anonimy o treści: “To się dopiero zaczyna, mamy w zanadrzu wiele niespodzianek. Wielbiciele”. Sprawa otarła się nawet o prokuraturę. – Jak w takiej atmosferze można pracować? Ale dyrektor nie zraża się, zachowuje spokój – mówią rodzice, którzy z uporem popierają wizję szkoły tworzoną przez Brodzkiego. Również wójt Banduch jest przekonany o słuszności swojej decyzji. – To mieszkańcy nie chcą powrotu byłej dyrektorki, a tym samym starych zwyczajów. Nowy dyrektor z każdym dniem dowodzi swoich kompetencji. Placówka kierowana jest prawidłowo, rozwija się, a to przecież najważniejsze. W szkołach w gminie wprowadziliśmy wiele zmian, na przykład placówki samodzielne prowadzą księgowość, a w Herbach robią to szczególnie dobrze – mówi.
Z tymi argumentami nie zgadza się Nina Rytel.
– Domagam się jedynie przestrzegania prawa. Konkurs wygrałam i uważam, że nie było żadnych nieprawidłowości, więc i podstaw do jego unieważnienia – mówi była dyrektor. – Decyzję wójta skonsultowałam u prokuratora, który stwierdził, że jest ona nieważna – dodaje U. Janik.
Podobnego zdania jest dyrektor Grzybowski. Według niego marcowy konkurs przeprowadzono zgodnie z rozporządzeniem Ministra, a w związku z tym jest on wiążący i ostateczny, tym bardziej, że do dziś nie otrzymał od wójta oficjalnego uzasadnienia jego decyzji. – Wójt ma prawo unieważnić konkurs, ale stwierdzone uchybienia powinien przedstawić osobom zainteresowanym oraz je uargumentować. W myśl art. 36 ust 3 wyłonionemu w drodze konkursu kandydatowi nie może nie powierzyć stanowiska dyrektora – mówi Grzybowski.
Zgodnie z nowymi ustawami zarządzenie wójta może zweryfikować jedynie jego organ nadrzędny, czyli wojewoda, natomiast rola kuratora ogranicza się w zasadzie do delegowanie trzech członków komisji konkursowej. – Opinia jest opublikowana w biuletynie i mimo, że nie mam obowiązku powiadamiania kuratora, to na jego zapytanie już odpowiedziałem – mówi wójt.
Grupa dyrektor Rytel zarzuca wójtowi uczestnictwo w posiedzeniach rady pedagogicznej.
Utrzymuje, że jest on obecny przy dyskusji dydaktycznej, a nawet wynosi księgę protokołów. To bez wahania wyjaśnia Brodzki. – Wójt bierze udział w radach, jako organ prowadzący. Takie prawo daje mu ustawa o samorządzie terytorialnym. Nigdy nie uczestniczy w części dotyczącej oceny uczniów, tylko w sprawach organizacyjnych szkoły. Dziwię się jednak zarzutom, bo na ostatniej radzie to pani Rytel, przy wójcie, postawiła wniosek o odczytanie protokołu z poprzedniego zebrania, który jej grupa przegłosowała- mówi.
Dyrektora natomiast, przeciwny obóz obarcza bałaganem z powodu remontów, zarzuca mu dezorganizację pracy, autokratyzm, pobłażliwość w stosunku do ucieczek z lekcji, niepotrzebne wyjazdy dzieci ze szkoły, a nawet kumoterstwo z wójtem, próby przymusowych zwolnień z pracy, manipulacje pracownikami i wychowankami – takie informacje docierają również do kuratorium, w postaci skarg pisanych przez niektórych nauczycieli. – Lekcje odbywają się normalnie, nie ma z powodu remontu żadnych zawirowań w planie. Jedyny wyjazd grupowy, zorganizowałem z okazji św. Mikołaja. 6 grudnia dzieci pojechały do Częstochowy, a w tym czasie skończyliśmy prace przy montażu drzwi zewnętrznych. Termin miałem przecież do końca roku – wyjaśnia dyrektor Brodzki.
Sytuacja w szkole jest patowa.
Dyrektor Brodzki ma kontrakt do 31 sierpnia, a rok szkolny zmierza ku końcowi.
– Na razie mamy dyrektora i w mojej ocenie znacznie poprawiła się jakość pracy w szkole. Mimo to zapewne trzeba będzie ogłosić kolejny konkurs – mówi wójt Banduch. Jest nastawiony optymistycznie. Mniej entuzjastyczny jest dyrektor Grzybowski.
Wójt uznał, że nadszedł czas na zmiany. Jego zdanie wydaje się być znaczące, bo przecież to on jest pracodawcą, a na to stanowisko wybrali go mieszkańcy w wyborach bezpośrednich. Zadecydował o nowej wizji rozwoju szkoły, dając szansę osobie spoza środowiska, której również zaufali rodzice – przynajmniej znaczna ich większość.
A dziś należałoby pracę w tej placówce jak najszybciej unormować, bo nie jest ważne kto jest dyrektorem, ale w jakich warunkach pracują dzieci. To przecież oni są niemymi świadkami konfliktu dorosłych. I to jest najgorsze w tym wszystkim. Bo czego uczą ich pedagodzy – bezpardonowej walki o wpływy z posunięciem się do oszczerstw, anonimów, prób zastraszania… Wspaniała lekcja obywatelskiego wychowania! Chociaż równocześnie prawdziwa szkoła życia! Z zawiścią, obmową, pomówieniami młodzi ludzie spotkają się jeszcze nie raz w naszym skomercjalizowanym świecie, w którym najwięcej zależy od wpływów i pieniędzy. Dziś to norma kontaktów międzyludzkich.
Konflikt zaszedł już tak daleko, że górę wzięły emocje, które ciężko będzie poskromić. Każde “nowe” z reguły trafia na opór materii. Jeżeli nie spojrzy się chłodnym okiem na problem, to w istocie nigdy nie zostanie on rozwiązany. O tym najlepiej powinni wiedzieć nauczyciele, których powinnością jest m.in. wyrabianie u swoich wychowanków poczucia odpowiedzialności. Jedno jest pewne – konflikt będzie długo jeszcze ciążył na środowisku. Do czego doprowadzi ta próba sił, odwieczna walka “starego” z “nowym”? Zainteresowanym wypada tylko przypomnieć, że koniec roku szkolnego zbliża się coraz szybszymi krokami.
URSZULA GIŻYŃSKA