Dzierżak i bijak – w sprawie posła Palikota
Otoczenie doradcze pana premiera Donalda Tuska odniosło w ostatnich dniach, w obszarze politycznego marketingu, kolejny, znaczący sukces; przeprowadziło, ze wszechmiar udaną operację pod kryptonimem: „ukaranie posła Palikota”
Hasło do rozpoczęcia manewrów dał sam premier Tusk, gdy w jednym z wywiadów wyrokował, iż popyt na szeroko dyskutowane, najzupełniej dystynktywne walory kolokwializmu posła Palikota, wywołują i stale zgłaszają – media. Atoli media, miast podnieść na takie dictum oprotestowujące, gromkie larum, potulnie stuliły uszy i tylko czekały okazji, by przydzielone sobie – przez pana premiera – winy, zmazać i odpokutować.
Stało się to, gdy pan premier Tusk ogłosił promesę na karę dla swego pupila, pozbawiając go sterów sejmowej komisji „Przyjazne państwo”. Wówczas niezależne media orzekły, iż kara wymierzona Palikotowi jest dolegliwa i dorównująca kaźniom jakie niegdyś zaaplikowano Maćkowi Borkowicowi, a zwłaszcza Michałowi Piekarskiemu za panowania, odpowiednio: Kazimierza Wielkiego i Zygmunta III Wazy. Słynna zaś pani profesor – socjolog, specjalistka od przełomu nominalistycznego, zgodziła się z sentencją wyroku i w duchu swoistej, addytywnej moralności uznała, że „tym razem” Palikot przesadził, obrażając kobiety i naruszając intymność osób publicznych; tak jakby we wcześniejszych lżeniach, przez Palikota, osób publicznych, w tym głowy państwa, żadnej przesady nie było.
Rządowi piarowcy wykazali się natomiast absolutnym mistrzostwem, karząc Palikota odebraniem mu szefostwa sejmowej komisji. Jest to przecież świetny sposób na zakamuflowanie fiaska „Przyjaznego państwa”; mało tego, gdy już rzecz definitywnie legnie w gruzach, zawsze będzie można powiedzieć, że to przewrażliwiona, nieodpowiedzialna i czepialska opozycja doprowadziła do upadku osoby i dzieła Janusza Palikota.
Cała ta mistrzowska strategia, oparta na zaprzeczeniu jakimkolwiek więzom premiera Tuska z harcami posła Palikota, ma tylko jedną, nieznaczną słabość: przeczy faktom, logice i zdrowemu rozsądkowi.
Myślę, że bardzo obraźliwe dla Janusza Palikota jest traktowanie go jako posiadacza dowodu osobistego, jeżeli nie w żółtym, to przynajmniej w kolorze ecru. To bezczelne pomówienie. Przecież – jak w jednym z aforyzmów Salvatora Dali, z całą pewnością – Janusza Palikota „od wariata różni jedynie to, że nim nie jest”
Przy tym Janusz Palikot jest bardzo inteligentnym i gruntownie wykształconym człowiekiem; ba! Jest filozofem. Zna więc zapewne tezę Ludwiga Wittgensteina: „Granice mego języka są granicami mego świata”. Jakże te słowa pasują do twórczości Janusza Palikota. Przecież język Palikota, z tymi wszystkimi „chamami” i „świńskimi ryjami” precyzyjnie opisuje świat Palikota; tym samym, Janusz Palikot będąc – mówiąc „z wioślarska” – szlakowym Platformy Obywatelskiej, wyznacza również język i świat pojęć PO.
Myślę zatem, że więzi łączące pana posła Palikota i pana premiera Tuska są praktycznie nierozerwalne i tak mocne, iż przetrwają każdą próbę, łącznie z pozorowanymi, partyjnymi karami. Więzi łączące pana posła z panem premierem są przy tym precyzyjne i funkcjonalne jak budowa cepów. Cepy jak wiadomo składają się z drążka dłuższego – dzierżaka i krótszego – bijaka. I to dzierżak w rękach pana premiera decyduje w jakim kierunku i z jaką siłą poseł – bijak uderza w polityczne klepisko.
Czy w świetle tego wszystkiego można mieć do Janusza Palikota pretensje o cokolwiek? Myślę, że tylko wdzięczność. Mimo bowiem wszelkich niesprawiedliwych kar jakie go dotknęły i to ze strony własnych, niewdzięcznych kolegów pozostaje Palikot najlepszą w Polsce prezerwatywą przeciwko szarości naszego życia.
Poseł Szymon Giżyński
Warszawa 22 stycznia 2009 roku
r