Wymiana papieru
współpraca kulturalna – wymiana dóbr kulturalnych i informacji, obejmuje: naukę, szkolnictwo wyższe, oświatę, literaturę, sztukę, muzykę, teatr, film, prasę, radiofonię, telewizję, sport, turystykę oraz wymianę doświadczeń pracy kulturalnej
Przemysł papierniczy nie nadążał – brakowało papieru; poligrafia nie nadążała – ksiązki ukazywały się po kilkunastu latach od skierowania do druku, miesięczniki wychodziły z opóźnieniem kilku miesięcy, tygodniki redagowano z miesięcznym wyprzedzeniem; przed kioskami stały kolejki po codzienne gazety, a tylko zaufanym pani kioskarka odkładała “Przyjaciółkę”, “Przekrój” czy “Świat Młodych” do “teczki” lub “pod ladę”. A jednak dbano o zaspokojenie czytelniczych potrzeb. W specjalnych księgarniach wydawnictw importowanych “Domu Książki” (w Częstochowie była taka w II Alei) można było nabyć po niskich cenach książki w pozłacanych, skóropodobnych okładkach, w języku rosyjskim: klasykę (Puszkin), albumy malarstwa (Ermitaż), słowniki (“Pskowskij Obłastnoj Słowar”), encyklopedie (“Bolszaja Sowietskaja Encikłopiedija”), podręczniki techniczne (“Priwody priborow s gazowoj tiagoj”), prace naukowe (“Kriticzieskij analiz antimarksistskich tieorij w procjessje izuczienija naucznogo kommunizma”). Był to jednak asortyment skierowany do wytrawnych bibliofilów. Dla “masowego odbiorcy” przygotowano o wiele ciekawszą, bajecznie kolorową ofertę: czasopisma radzieckie! W każdym kiosku z gazetami pyszniły się wielobarwne pisemka dla dzieci: “Murziłka” i “Wiesjołyje Kartinki” (pierwsze było spokojne – coś między polskim “Świerszczykiem” a “Płomyczkiem”, za to redaktorzy drugiego musieli chyba ostro przypalać haszysz, bo takiego odlotu i psychodelicznych majaków nie może wytworzyć zdrowy mózg). A były też w kioskach przepiękne, nieznane naszym wydawcom książeczki harmonijkowe dla dzieci, malowanki, bajeczki i “Azbuki” czyli elementarze. Do tego dochodziły “Gorizonty Tiechniki dla Dietiej” i “Tiechnika-Mołodieżi”, pełne barwnych opisów radzieckich okrętów, rakiet kosmicznych i armat (“Tiechnika-Mołodieżi” była “ochotniczo” czyli obowiązkowo prenumerowana przez wszystkich uczniów wielu techników, tak było np. w częstochowskim TZN-ie, gdzie tych uczniów było co roku z górą tysiąc). A dla dorosłych rozpościerał się cały wachlarz pięknie wydrukowanych na śliskim papierze czasopism: “Sputnik”, “Ogoniok”, “Sowietskij Sojuz”, “Sowietskaja Żienszczina”, “Krugozor” (dla miłośników radzieckiej muzyki – z dwiema małymi płytami w środku), niezrównany satyryczny “Krokodil” (pełen ociekających jadem karykatur amerykańskich imperialistów oraz Somozy i Pinocheta). Nie we wszystkich kioskach, ale za to we wszystkich Klubach Międzynarodowej Prasy i Książki (“EMPiK”) można było za grosze kupić np. “Kommunist” (oficjalny marksistowsko-leninowski organ KC KPZR), czy też wydawany w ZSRR po angielsku periodyk pt. “The African Communist”. Największą sprzedaż odnotowywały jednak radzieckie gazety codzienne, zwłaszcza “Prawda” (ale i “Komsomolskaja Prawda”, “Pionierskaja Prawda”) – były bowiem prenumerowane w znacznych ilościach przez wszelkie polskie urzedy, instytucje, szkoły, zakłady pracy. Towarzysze dbali też o ofertę dla tych, którzy mimo obowiązkowej nauki j. rosyjskiego w szkołach wszystkich szczebli, nie potrafili lub nie chcieli sylabizować cyrylicy. Dla takich twardzieli przygotowano czasopisma radzieckie w języku krajowym (polskim). Przede wszystkim był więc przepiękny “Kraj Rad” (redagowany w Polsce przez towarzyszy radzieckich z warszawskiego oddziału APN czyli Agencji Prasowej “Nowosti”), była “Literatura Radziecka” (robiona w Moskwie przez “Polaków Radzieckich”), “Czerwony Sztandar” (redagowany w Wilniusie czyli Wilnie), “Kobieta Radziecka” (polskie tłumaczenie litewskiej “Tarybine moteris”), “Nowe Czasy” (tłumaczenie rosyjskiego “Nowoje Wriemia”). Gazety i czasopisma radzieckie nie tylko bawiły, ale można się z nich było dowiedzieć ciekawych rzeczy, np. “Czerwony Sztandar” opisywał sukcesy podwileńskich kołchozów czy Wileńskiego Sowchozu-Technikum. Bywały też artykuły bardziej zaskakujące, jak ten z “Pionierskiej Prawdy”, gdzie na wiadomość o wprowadzeniu w PRL stanu wojennego napisano, że w Polsce sytacja “normalizujetsja”. Tak więc wymiana “słowa drukowanego” ze Związkiem Radzieckim była szeroka, szkoda tylko, że raczej jednostronna. Z pewnością niewielu mieszkańców Magnitogorska, Nowokuźniecka, Joszkar-Oły czy Błagowieszczeńska miało okazję codziennej lektury “Dziennika Zachodniego”, “Chłopskiej Drogi”, “Expressu Wieczornego”, a tamtejsi uczniowie nie prenumerowali “Młodego Technika” ani “Na przełaj”, bo – w zasadzie nie wiadomo dlaczego – nie mieli w szkole obowiązkowych lekcji polskiego. I przez to wszystko upadło. Bo miała być równość, a nie było. Tolka żałko “Wiesjołych Kartinok”.
MARCIN PARUZEL