Nieoczekiwana zamiana miejsc,


BOKS ZAWODOWY

Jak informowaliśmy przed tygodniem, częstochowski bokser Marcin Najman wygrał swoją kolejną walkę na zawodowy ringu. Zwyciężył przez TKO, gdyż jego rywal nie był zdolny stanąć do ostatniej rundy, tłumacząc się kontuzją ręki. Najwięcej kontrowersji budzi jednak to, że, zdaniem Najmana, jego rywalem nie był zakontraktowany Alfred Pollak, lecz “ktoś podstawiony”

Marcin, jak oceniasz swoją ostatnią walkę?
– To był dość ciężki pojedynek. Za dużo ciosów przyjąłem, za wysoko broda, a za nisko ręce, popełniałem szkolne błędy, które przed następną walką muszę wyeliminować.
Co powiesz o swoim rywalu?
– Mówiąc szczerze, to nawet nie wiem, jak on się nazywał. Miał być Alfred Pollak, a dziwnym trafem przyjechał ktoś inny. Pod względem sportowym oceniam tego “ktosia” bardzo wysoko, za to pod względem charakteru to totalne dno, mięczak, taki sam jak ci, którzy go wynajęli.
Jak to możliwe, że jako Alfred Pollak walczył z Tobą ktoś inny?
– Sam na początku się zastanawiałem, ale teraz mam to gdzieś. Okazuje się, że grupa ludzi, chcących zobaczyć znokautowanego Najmana, jest całkiem spora i nawet zdeterminowana. Nie chcę snuć teorii spiskowych, ale oczywistym jest fakt, że była to zorganizowana akcja, mająca na celu doprowadzenie do mojej porażki. Zgodziłem się, aby mój rywal przyjechał w dniu walki, gdy poprosiłem jego menagera o to, aby mi go pokazał, okazało się że śpi… Dopiero przed wyjazdem na halę zobaczyłem go i już wiedziałem, że nie jest to Alfred Pollak. Byłem świadomy, że to intryga przeciwko mnie, ale tylko się uśmiechnąłem i w myślach powiedziałem: “No to zobaczymy”. Ja się nikogo nie boję. Ale ułożenie sobie w godzinę walki nie jest proste, tym bardziej, że miałem walczyć na przetarcie z rywalem słabym. Ta walka miała być tylko elementem przygotowań do pojedynku o pas Międzynarodowego Mistrza Polski. Stąd kilka kilogramów nadwagi, które miałem. Moj przeciwnik od początku za wszelka cenę chciał mnie znokautować. Nie wierzę w jego kontuzję. Wystrzelał się tym ciągłym atakiem i tyle. Do końca były jeszcze trzy rundy… Ja świadomie odpuściłem trzecią, by zrobić wojnę w czwartej, ale haniebne zachowanie mojego rywala nie pozwoliło mi na to. Prawdziwi wojownicy walczą do końca, dopóki są przytomni, ale on wojownikiem nie był i na zwycięstwo tym samym nie zasłużył.
Rozmawiał

PAWEŁ MIELCZAREK

Podziel się:

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *