Wydział Malarstwa Instytutu Plastyki Akademii im. Jana Długosza w Częstochowie ma nową siedzibę. Przez najbliższ pięć lat plastycy będą korzystać z pomieszczeń w budynku parafialnym kościoła p.w. św. Stanisława przy ul. Bohaterów Katynia.
Rozmowa z dziekanem Wydziału Malarstwa Instytutu Plastyki, ad. Jarosławem Kweclichem.
– Po latach problemów lokalowych Wydział Malarstwa Instytutu Plastyki ma wreszcie swoją siedzibę. Czy jest Pan zadowolony z nowego adresu?
– Dzięki Opatrzności oraz życzliwości ks. Kani znaleźliśmy nareszcie lokal, gdzie będziemy mogli spokojnie pracować. W poszukiwania siedziby, w przeprowadzkę i urządzanie, zaangażowani byli wszyscy pracownicy; teraz każdy profesor ma swoją pracownię i swoją wizję pracy, warunki są przyzwoite, wystarczająca powierzchnia, dobre światło, tak więc jesteśmy zadowoleni.
– Dobre warunki pracy stwarzają dla Wydziału optymistyczne perspektywy. Pomówmy o planach.
– Mając dobrą bazę, możemy myśleć o rozwoju i właśnie w tym kierunku zmierzamy. Chcemy przede wszystkim poszerzyć ofertę edukacyjną, prawdopodobnie od października otworzymy nowy kierunek – malarstwo sztalugowe, pomyślany jako licencjackie wyższe studia zawodowe. Planujemy doprowadzić ten i inne kierunki do stopnia magisterskiego, mamy też złożony w ministerstwie wniosek o możliwość nadawania tytułów doktorskich. Nasi pracownicy to znakomity potencjał intelektualny, mamy duży przyrost habilitacji, a to są atuty dające dobre rokowania.
– Autorska aranżacja wystawy “Żydzi częstochowianie” okazała się wielkim sukcesem, przyniosła Panu tytuł Twórcy Roku 2004 w plebiscycie Gazety Wyborczej. Jakie uczucia dominowały przy odbiorze nagrody?
– Muszę przyznać, że byłem mile zaskoczony. To pierwsza moja aranżacja wystawy historycznej, opartej o materiały archiwalne. Zbiór archiwaliów był ogromny, a moim zadaniem było opanować artystycznie ekspozycję; do końca bałem się, jak to wypadnie. Wszystko zaczęło się od skromnej inicjatywy, od przyjazdu prawnuczki nadrabina Nachuma Ascha, wydawało się, że będzie to malutka wystawka, a tymczasem bardzo się rozrosła, później stała się dużym wydarzeniem kulturalnym, powędrowała do Warszawy, gdzie zdobyła wielkie uznanie, potem w świat. Cóż, ja zrobiłem swoje, dostałem wynagrodzenie, a tu jeszcze nagroda. Spotkała mnie naprawdę miła niespodzianka. Mam na swoim koncie nagrody, ale zawodowe, artystyczne, a ta jest zupełnie inna, dlatego cieszy szczególnie.
– Czy aktywna praca na uczelni, obowiązki pedagoga i dziekana, nie przeszkadzają w twórczości?
– Staram się godzić obowiązki pedagoga z pasją twórczą. Mam ten komfort, że nie muszę malować dla pieniędzy, pod publiczność, mogę więc spokojnie penetrować obszary, które mnie interesują: temat przemijania, wątki rodzinne, religijne. Malowanie, pomijając wszystko inne, ma dla mnie również aspekt psychoterapeutyczny.
– Gorącym tematem w środowisku częstochowskich plastyków jest pomysł stworzenia w Miejskiej Galerii Sztuki muzeum Zdzisława Beksińskiego. Co Pan o tym sądzi?
– Zdecydowanie sprzeciwiam się. To niedorzeczny pomysł z wielu różnych względów, choćby i z tego, że MGS nie jest powołana do takich przedsięwzięć.
– Jak spędzi Pan Święta Wielkanocne?
– Zawsze spędzam je tradycyjnie, w tym roku też tak będzie. Święta to czas, kiedy można posiedzieć z rodziną.
HALINA PIWOWARSKA