Rozmowa z Antonio Lindbackiem, żużlowcem, który w nowym sezonie reprezentować będzie barwy Włókniarza
Antonio Lindback jest jedynym czarnoskórym żużlowcem na świecie. Od niedawna startuje również w barwach drużyny Włókniarza Częstochowy. Jak do niej trafił? Jakie były koleje losu młodego zawodnika? Zapraszamy do lektury
Antonio, zanim zaczęła się Twoja przygoda z żużlem, musiałeś pokonać swoistą szkołę życia. Czy pamiętasz jeszcze coś z czasów, kiedy byłeś dzieckiem, czy wolisz o tym zapomnieć? Mógłbyś przybliżyć nam troszkę swoją historię?
– Urodziłem się w małym miasteczku w Brazylii, niedaleko Sao Paulo. Spędziłem tam swoje pierwsze 3 czy 4 lata życia. Niestety, niewiele z tego czasu pamiętam. Nie umiem nic powiedzieć na temat swoich biologicznych rodziców. Ciężko mi też tłumaczyć ich postępowanie, bo nie znam przyczyn, z powodu których nie chcieli lub nie mogli się mną zaopiekować. Uważam, że mimo wszystko życie uśmiechnęło się do mnie. Trafiłem pod skrzydła szwedzkiej rodziny i miałem dzięki niej naprawdę udane dzieciństwo.
Czy wiesz, jak znaleźli Cię nowi rodzice?
– Szczerze? Nigdy ich o to nie pytałem. Muszę to zrobić – odpowiada ze śmiechem Antonio.
Czy kiedykolwiek próbowałeś odnaleźć swoich biologicznych rodziców?
– Tak, to było jakieś 3 lata temu. Ale, jak się okazało, to wcale nie jest proste. Nazywam się Antonio Morais Silvia Santos, wiem, wiem, skomplikowane – śmieje się zawodnik. – Moje rodowe nazwisko jest jednak bardzo popularne w Brazylii i dlatego odnalezienie rodziców graniczy niemalże z cudem.
Kiedy zrodził się pomysł, by spróbować wsiąść na motor i zacząć się ścigać?
– Pierwszy raz styczność z żużlem miałem w wieku 12 lat. Wtedy to po raz pierwszy wsiadłem na motor.
W Polsce istnieje “mini żużel”, gdzie młodzi chłopcy mogą stawiać pierwsze kroki i dzięki temu rozwijać swoją pasję. Czy w Szwecji istnieje coś takiego?
– W Szwecji właściwie każdy klub posiada szkółkę jeździecką. Ja też do niej należałem. Spędziłem w niej 2, może 4 tygodnie. Podobno byłem dobry i od razu wzięli mnie do drużyny Uważam, że w Polsce jest to jednak lepiej rozwiązane.
W jaki sposób trafiłeś do Częstochowy?
– Zawdzięczam to przede wszystkim mojemu mechanikowi Krzyśkowi – “Szybkiemu”. To był jego pomysł.
Z Krzyśkiem współpracujesz już kilka lat. Jak się poznaliście?
– Poznałem go w Anglii podczas zawodów. Jestem szczęściarzem, że zdecydował się pracować dla mnie. To naprawdę dobry człowiek.
Wraz z przybyciem do Polski porzuciłeś ligę w Anglii. Zamierzasz do niej wrócić?
– Póki co, chcę odpocząć trochę od tego kraju. Nie zamierzam się wiązać w najbliższym czasie z żadną drużyną angielską. Nie odczuwam też jakiegoś braku jazd na tamtejszych torach. Nie wykluczam jednak powrotu na wyspy za kilka lat.
Czy, opuszczając starty w Anglii, chcesz się bardziej przyłożyć do jazdy w GP?
– To nie jest moim celem. W tym roku chcę się skupić na zawodach ligowych i stopniowo się rozwijać. Mam w kalendarzu wiele spotkań i chciałbym być za każdym razem lepszy. Uważam, że częste jazdy pomogą mi osiągnąć wyniki również na torach podczas GP.
W takim razie, którą z lig, w których startujesz, traktujesz priorytetowo?
– Hmm, która liga? Obie są ważne. Lubię startować w Szwecji, bo to moja ojczyzna i z przyjemnością tam wracam. Zawsze spędzam tam miło czas. W Częstochowie startuję od tego roku i zamierzam się przyłożyć.
Zanim związałeś się z Włókniarzem, miałeś okazję startować w barwach drużyny z Wrocławia. Jak wspominasz ten okres?
– To było 2 lata temu. Byłem wtedy młody, a do drużyny trafiłem w środku sezonu. Nie znałem ludzi, trafiłem do nowego kraju i byłem trochę zagubiony. Ale chciałem poznać nowe, większe tory i doświadczyć jazdy na nich. Te, które znałem z Anglii, były znacznie mniejsze. Poza tym chciałem spróbować czegoś nowego. Nie poznałem też dobrze zawodników, gdyż startowałem tylko w dwóch zawodach.
Nie wiem, czy o tym słyszałeś lub widziałeś, ale podczas Twoich pierwszych zawodów we Wrocławiu przez chwilę była widoczna flaga z napisem “White Power”. Czy podczas swojej kariery spotkałeś się z przejawami rasizmu?
– Tej flagi nie widziałem. Nie doświadczyłem też jakoś namacalnie krytyki pod kontem mojej osoby. Ogólnie o tym nie myślę. Słyszałem, że w Anglii pojawiły się też jakieś reakcje rasistowskie, ale to już nie mój problem. Nie przejmuję się tym, jeśli “to” jest daleko ode mnie. Myślę, że w Częstochowie nie będę miał z tym do czynienia.
Spotkałam się z opiniami ludzi, którzy traktują Cię jako następcę Ryana Sullivana i wiążą z Tobą duże nadzieje. Chciałbyś to jakoś skomentować?
– Nie wiedziałem o tym. Ale to nie fair! – śmieje się zawodnik. – Przyszedłem do Częstochowy, aby spędzić tu miło czas i ciągle się rozwijać. Nie myślę też o ludziach, którzy oczekują ode mnie 10, 11 czy 12 punktów na każdych zawodach, bo to może okazać się dla mnie za dużym wyzwaniem. Chcę jeździć jak najlepiej i dam z siebie wszystko!
Wygląd Twoich motorów uległ zmianie, przypominają te, na których startował Billy Hamill podczas zawodów GP. Czy to Twój pomysł?
– Nie. Zaproponowała mi to jedna angielska firma i zgodziłem się. Chciałem spróbować czegoś nowego, a pomysł mi się spodobał. Uważam, że mój sprzęt wygląda teraz bardziej nowocześnie i elegancko. Mnie się bardzo podoba i jestem zadowolony. Dodatkowo jest to rewelacyjny chwyt reklamowy. Moi sponsorzy też mają pewne oczekiwania względem mojej osoby i teraz spełniłem je w jakimś stopniu. Wiadomo, że motor, który wygląda inaczej, wzbudza zainteresowanie, a oto też chodzi. Szkoda, że to także nie pomaga w jeździe – dodał z żalem zawodnik.
Podczas treningów i ostatniego sparingu towarzyszyły Ci dwie dziewczyny. Czy któraś z nich jest Twoją partnerką?
– Nie. Jedna to dziewczyna mojego mechanika, a druga jest jego siostrą. W tej chwili z nikim się nie spotykam. Nie mam dziewczyny. Chłopaka też – żartuje Antonio.
Czym Antonio zajmuję się poza sezonem?
– Zimą chętnie jeżdżę na nartach. Uwielbiam ten sport! Daje mi naprawdę dużo radości. Poza tym uważam, że warto robić coś więcej. Być dobrym nie tylko w jednej dziedzinie.
Czy nie obawiasz się poważniejszych kontuzji podczas jazdy na nartach, które mogłyby przeszkodzić w startach na żużlu? I czy Twoja ostatnia (kontuzja kolana) jest już wyleczona?
– Nigdy jeszcze nic poważnego mi się nie stało z powodu uprawiania narciarstwa. Nie obawiam się kontuzji. Nie pamiętam nawet, kiedy ostatnio się przewróciłem. Z kolanem nie mam już problemów. Wszystko jest w porządku.
Próbowałeś też innych dziedzin sportu?
– Moja mama jest nauczycielką. Prowadzi zajęcia z gimnastyki i ona mnie zaraziła upodobaniem do sportu. Jak byłem młodszy, dużo czasu spędzałem na polach golfowych. Chętnie też grywałem w piłkę nożną i kosza. Był czas, kiedy jeździłem na snowboardzie.
Czy masz jakieś zasady w życiu, którymi się kierujesz?
– Żyję chwilą i każdą z nich chcę wykorzystać jak najlepiej. Po prostu carpe diem.
W takim razie życzę, by tych dobrych chwil było jak najwięcej. Dziękuję za rozmowę.
– Dziękuję.
Rozmowę przeprowadziła
ANNA OLSZEWSKA