Nasza wspólna wina, czyli z dala od polityków


MYŚLENIE NIE BOLI

I po wyborach. Cóż, rzeczywistość jaka jest każdy widzi. Może te prawie 40 proc. widzi lepiej? Może dla nich rozkopana Polska to szerokie, nowoczesne autostrady, a szalejące bezrobocie, ceny w osiedlowym sklepie czy coraz bardziej przypominające jałmużnę renty i emerytury, to wyzwanie dla społeczeństwa? Może. Ja widzę inaczej i też mi wolno, choć nie wszyscy to rozumieją. Niepoprawni optymiści z pewnością za 4 lata znów dadzą się przekonać, że to wszystko przez „Kaczora”, rozczarowani odnajdą się w wesołej i tęczowej drużynie faceta od świńskiego ryja, a pesymiści… będą mówić o metodach fałszowania głosów. I o tych ostatnich chcę więcej napisać. Nie żebym coś wiedziała, ale poczepiam się samego przesłania. Nie może tak być, żeby nieustannym usprawiedliwieniem porażki wyborczej były: niechęć mediów (choć to prawda niepodważalna), przekręty w komisjach wyborczych (pewnie też się zdarzają) czy obojętność ponad połowy obywateli. Nawet jeśli powyższe argumenty są trafione, nie można udawać, że nic od nas nie zależy.
I wcale nie piszę do polityków. Piszę do nas, moherowych pisiorów, niereformowalnych idealistów ciągle wierzących, że Polska Polską być może. Naszą jest winą, że nie przekonaliśmy naszych dzieci, wnuków, sąsiadów, czy krewnych. To my zawaliliśmy, kiedy podczas ostatniej rodzinnej biesiady uciekaliśmy od tematów politycznych bo: nie ma sensu się spierać; po co robić złą atmosferę; co się będę wychylał; nie mam ochoty dać pretekstu do głupich uwag. Tak, spróbuj sobie Drogi Czytelniku przypomnieć, czy choć raz nie wytłumaczyłeś sobie w ten sposób milczenia w sprawach ważnych? Zaniechanie to też grzech. Zwłaszcza w sprawach fundamentalnych. Czy dziwić się, że pan P. ma poparcie, skoro sami, uważając się za ludzi wierzących, angażujemy się np. w dysputy nad upadłością polskiego Kościoła nie widząc swojego w tym udziału, choćby, jako rodziców wychowujących przecież Kapłanów. Oni są z nas, nie z kosmosu. Czy mając do wyboru produkt krajowy i zagraniczny, kandydata katolika czy niewierzącego, prasę katolicką czy laicką, bierzemy pod uwagę wsparcie tego co bliższe, dla samego faktu bycia Polakiem, katolikiem, osobą o określonym światopoglądzie? To nie są błahe sprawy, to podstawy. Jeśli nie nauczymy się wzorem innych, choćby Niemców, że w interesie kraju jest wspierać rodzimą gospodarkę, walczyć z opluwaniem kraju przez obcych, niszczeniem sacrum przez pseudo autorytety, nie mamy co liczyć na normalność. Jeśli dziś słyszę pana krytyka muzycznego, który jednym tchem mówi o tym, że polski generał pijany wsiadł na pokład samolotu, który rozbił się nad Smoleńskiem i de facto spowodował katastrofę, a jedynym jego argumentem za tą teorią jest, że Rosjanie badali i powiedzieli, to ja czuję, że to ostatni moment żeby reagować. Odpuśćmy więc na chwilę politykom i sami spróbujmy działać – w pracy, rodzinie, szkole.
Marsz ateistów w Krakowie spotkał się z grupą wierzącej młodzieży. Po krótkiej chwili ateiści, nie mając nic do powiedzenia rozśpiewanej, radosnej grupie wierzących, rozeszli się żegnani słowami „Idźcie z Bogiem!” Tak trzeba świadczyć wiarę i patriotyzm. Uczmy się od tych młodych z Krakowa. Oni na pana P. nie zagłosują nigdy.

ANNA DĄBROWSKA

Podziel się:

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *