KIEROWCY MPK PROTESTUJĄ
We wtorek, 1 kwietnia nie wyjechały na teren Częstochowy autobusy i tramwaje komunikacji miejskiej. 360 kierowców i 50 motorniczych zatrudnionych w MPK wzięło urlop na żądanie. Zaskoczyli tym nie tylko pasażerów, ale również zarząd firmy
Ta oryginalna forma protestu to wyraz niezadowolenia załogi z przebiegu negocjacji płacowych, jakie od dłuższego czasu toczyły się pomiędzy związkowcami a dyrekcją. Pracownicy przystąpili do niego, mimo iż wiedzieli o planowanym na 1 kwietnia posiedzeniu Rady Nadzorczej MPK, na którym miano rozważać kwestię podwyżek – ich zasadność i wysokość.
Średnia pensja kierowcy, jak informuje rzecznik MPK Roman Szymla, to 3200 zł brutto. Zatrudnieni chcieli podniesienia od 1 kwietnia kwoty podstawy wynagrodzenia o 350 zł. Jednak zdaniem zarządu taki wzrost w obecnej sytuacji finansowej przedsiębiorstwa jest niemożliwy. Podczas negocjacji, które trwały przez cały dzień protestu kierownictwo firmy zaproponowało 214 złotych, podkreślając, że od 1 stycznia br. poniesiono już pensje o 136 zł. Pracownicy stwierdzili, że tym razem nie ustąpią. – Prezydent daje na wszystko, brakuje tylko na MPK i drogi. Nie mamy komfortu pracy i poczucia bezpieczeństwa – mówi nam jeden z protestujących.
O godzinie 22.00 doszło do porozumienia między przedstawicielami załogi MPK a zarządem spółki. Przystano na 214 zł, wypłacanych w formie comiesięcznej nagrody.
Poprzez komunikat do mediów mieszkańcy Częstochowy doczekali się przeprosin ze strony związków zawodowych oraz zarządu spółki za niedogodności, spowodowane akcją protestacyjną. Ciekawe, czy mogą liczyć również na zwrot kosztów, poniesionych w wyniku braku komunikacji miejskiej przez cały dzień.
URSZULA GIŻYŃSKA
PANORAMA MIEJSKA
Można zrozumieć oczekiwania kierowców MPK, każdy chce dobrze zarabiać. Ale dlaczego ich niezadowolenie musieli na własnej skórze odczuć mieszkańcy? Nikt z pracowników przedsiębiorstwa nie pomyślał o tysiącach ludzi, którzy musieli dostać się do szkoły, pracy, lekarza… Liczył się tylko własny interes. Sparaliżowanie całego miasta wykracza poza normy przyzwoitości. Takie działania to samowolka.
Rozbraja niefrasobliwość MPK – zarówno zarządu (który na dodatek był nieuchwytny dla dziennikarzy), jak i pracowników. Ktoś zapomniał, że jest to spółka miejska, w dużej mierze utrzymywana z naszych podatków. Obowiązkiem MPK jest zapewnienie codziennej komunikacji i niedopuszczalne jest lekceważenie pasażerów. Wewnętrzne problemy nie muszą obchodzić użytkowników, zwłaszcza, że płacą za utrzymanie zakładu i wykupując bilety, zawiązują z nim umowę cywilno-prawną, Jej przestrzeganie dotyczy obu stron, nie tylko pasażera, dla którego nie ma litości, gdy czasem zapomni skasować zapłacony z góry bilet. Często musi też znosić opryskliwość i niepunktualność kierowców.
Problem zapewne jest głębszy, o czym mówi aktualna sytuacja finansowa MPK i niezadowolenie pracowników. Pod znakiem zapytania stają innowacyjne pomysły przedsiębiorstwa. Wydanie ponad czterech milionów na elektroniczny bilet, który nie wprowadza udogodnień dla pasażerów, lecz staje się ich udręką, szczególnie kobiet obciążonych siatkami i osób starszych, wydaje się być w związku z tym mało rozsądne i zasadne.
Lista wpisów MPK do Księgi Guinnessa rośnie. Po „porwaniu” autobusu przez kontrolerów, o którym pisaliśmy w poprzednim wydaniu „GCz”, primaaprilisowy „żart” wysunął się na pierwsze miejsce.
A tak nawiasem, spacerki możemy co jakiś czas sobie fundować – czemu nie – ale na własne życzenie. Dobrze, że choć niektórym „pielgrzymom”, jak na przykład uczniom „Żeromskiego”, dopisywały humory. Zapewne miało w tym udział promienne słońce, dodające otuchy wędrowcom.
URSZULA GIŻYŃSKA