O częstochowskim Mordorze można pisać wiele, jednak najbardziej celnym oraz treściwym newsem na temat tej kapeli zabłysnął Piotr „Dziker” Chrząstek (lider NEFRE), który takimi słowy opisuje muzyków spod znaku Mordora:
O częstochowskim Mordorze można pisać wiele, jednak najbardziej celnym oraz treściwym newsem na temat tej kapeli zabłysnął Piotr „Dziker” Chrząstek (lider NEFRE), który takimi słowy opisuje muzyków spod znaku Mordora:
„W latach 90. XX wieku, na pytanie: jakie jest twoje pierwsze skojarzenie związane z heavy metalem w Częstochowie, odpowiedź brzmiała – Mordor! Znawcy fantasy powiedzą, że to tolkienowska kraina, opętana przez złe siły Saurona, ale w naszym przypadku chodzi o legendarny już zespół doom metalowy z Częstochowy. W 1990 roku grupa młodych muzyków, ubranych w katany, skóry, ćwieki i noszących obowiązkowe długie „hery”, podbiła nasze miasto! W ciągu zaledwie sześciu lat grania zespół zdążył wydać trzy długogrające albumy oraz zrealizować materiał na kolejny, a także zagrać setki ważnych koncertów w kraju i zagranicą. I dopiero wejście w XXI wiek i fakt, że zapotrzebowanie na ciężkie granie dramatycznie zmalało, sprawił, że Mordor zmuszony był zawiesić działalność.”
Obecnie, po siedmiu latach niebytu, muzycy powrócili szumnie na scenę. Po inaugurującym nową erę w działalności zespołu koncercie, który odbył się w Klubie ZERO/ TEATR S lider zespołu Paweł Zieliński odpowiadał na nasze pytania.
Jak się czujecie po inauguracyjnym koncercie po reaktywacji Kapeli?
– Było bardzo, bardzo miło. Nie spodziewaliśmy się, że aż taka liczna rzesza młodych fanów będzie bawiła się pod sceną. To niesamowicie fajne, że wśród naszych fanów są nie tylko ludzie, którzy znają naszą muzykę, gdyż słuchali nas 10., czy 15. lat temu, ale są też tacy, którzy na żywo widzieli nas po raz pierwszy na koncercie w Częstochowie.
Jak wspomniałeś początki Mordora to lata 90. ubiegłego stulecia. Porównaj tamte, dawne czasy do dzisiejszych. Kiedy było łatwiej wybić się zespołowi grającemu metal, wówczas czy obecnie?
– W latach 90., kiedy zaczynaliśmy underground metalowy był bardzo rozwinięty w naszym kraju. Uważam, że wówczas było o wiele łatwiej przebić się i zaistnieć niż w obecnych czasach.
W Internecie znalazłem informację że Mordor powstał na gruzach zespołu Black Coven, czy to prawda i jeśli tak, to co to za kapela?
– Oj, widzę, że porządnie przygotowałeś się do tego wywiadu wnikając w historię powstania Mordora. Z Jackiem Woszczyną znamy się od dziecka. Wychowaliśmy się na tym samym osiedlu. Wspólnie założyliśmy zespół Black Coven, grający tzw. czarną muzykę podobną w swym brzmieniu do tego co grał Mercyful Fate. Później poznaliśmy basistę Bartka Kuźniaka, nota bene człowieka, który wymyślił nazwę zespołu i wspólnie z nim wkroczyliśmy na ścieżkę krainy Mordor. Tak się to zaczęło.
Jesteście uważani za prekursora doom metalu w Polsce, jak się do tego odniesiesz?
– W tamtych czasach modny był tzw. death metal, w którym liczyła się przede wszystkim szybkość grania. Nam natomiast zawsze podobało się melodyjne granie. W swoich utworach chcieliśmy zawsze przekazać tą melodyjność muzyki metalowej. Do tego należy dodać fakt, że nasza muzyka była mieszanką gothic i doom metalu. Takiego właśnie gatunku jesteśmy prekursorami w Polsce.
Wydaliście trzy płyty: „Nothing”, „Prayer to..” i „The Earth” czy mógłbyś krótko scharakteryzować muzykę na nich zawartą?
– Muzyka zawarta na dwóch pierwszych płytach znacznie różniła się od tej, którą prezentowaliśmy na „The Earth”. Ta zmiana stylu była spowodowana faktem, że zmienił się skład zespołu. Ze starego składu pozostałem wówczas tylko ja i Jacek Woszczyna. Nowi ludzie wnieśli nowe pomysły muzyczne.
Na „Prayer to..” w 2. utworach gościnnie wystąpiła Anja Orthodox, jak wspominacie współpracę z wokalistką Closterkeler?
– Wówczas ja byłem dzieckiem, które miało 21 lat i nie miałem wielkiego doświadczenia muzycznego. Pamiętam, że podczas nagrań w Izabelin Studio, gdy usłyszałem głos Anki, z wrażenia „opadła mi szczęka”. Była to prawdziwa „profeska”. Powiem więcej, uważam, że w utworze „The Forst One Will By The Łast One” Anja wykonała swoją życiową partię wokalną. Nie ma lepszej do dziś, nawet pod szyldem Closterkeller.
Darek Boral występował w Closterkeler w 1995-6 r., czy to powołanie do zespołu było wynikiem wspomnianej współpracy?
– Tak, masz racje. Anja nagrywając wokale dla nas usłyszała partie muzyczne naszego klawiszowca. Doszła do wniosku, że „gość” fajnie gra i „zwinęła” nam go. (śmiech) Była wówczas bardziej uznaną firmą, dlatego stało się tak, jak się stało.
W dobie największej popularności zagraliście koncerty w Stanach. Jak wspominacie te wojaże?
– Trudno to nazwać wojażami. Zagraliśmy dwa koncerty w New Jersey. Wśród odbiorców byli zarówno Polacy, jak i Amerykanie, Anglicy oraz przedstawiciele wielu innych krajów tzw. „Zachodu”. Fajne było to, że ludzie kupując bilet na koncert kupowali od razu płytę i gadżety zespołów np. koszulkę, którą zakładali na siebie i w niej bawili się pod sceną. Był to zupełnie inny „strzał” niż w Polsce. W naszym kraju każdy liczy się z groszem i nie zawsze może pozwolić sobie na takie akcje. Pod sceną był istny szał. Bardzo miło wspominam te koncerty.
Z tego co wiem, nagraliście także materiał na czwarty krążek, jednak nie udało się wam go wydać, dlaczego?
– Tak się złożyło, że w tym czasie istotnie zmalało zainteresowanie tego rodzaju muzyką, a co za tym idzie spadł też popyt na płyty. Nagraliśmy wówczas naprawdę fajny materiał, ale nie udało nam się znaleźć wydawcy. Staraliśmy się ten materiał ratować prezentując go na koncertach. Jednak nie udało się zachować tych numerów. Materiał przepadł.
Szczerze mówiąc nie znam tego materiału, czy mógłbyś ubrać go w jakieś ramy?
– Nie umiem zaszufladkować tego materiału. Była to muzyka stworzona przez ówczesny skład Mordora.
Czy mógłbyś tą muzykę porównać do zawartej na którejś z wcześniejszych płyt?
– Tak, zdecydowanie była ona zbliżona muzycznie do materiału zawartego na „The Earth”.
Czy te utwory całkowicie przepadły?
– Nie do końca. Niektóre z tych kawałków można usłyszeć na naszych koncertach.
Skąd czerpiecie inspiracje muzyczne?
– Idą one prosto z duszy, z serca. To nie jest tak, że są one wtórne. To znaczy nie powielamy dokonań kogoś innego. Ta muzyka wychodzi z nas.
Słyszałem głosy, że waszą muzykę można porównać do tej wykonywanej przez Paradise Lost czy legendarny Dream Theater. Czy jest w tym stwierdzeniu ździebełko prawdy?
– Nie do końca jest tak, jak mówisz. To są tylko małe cząsteczki tego co słyszymy w muzyce wymienionych przez ciebie zespołów. Nasza muzyka jest wypadkową tego, co czujemy i co „siedzi w nas” członkach Mordora.
Dla mnie osobiście bardzo ważnym elementem muzyki jest jej przekaz, co chcecie w swoich utworach przekazać odbiorcom waszej muzy?
– Nasze teksty najogólniej traktują o zadumie i zastanowieniu się nad egzystencją. Jesteśmy, istniejemy, ale po co, dlaczego?. Zadajmy sobie pytania, czy jest dobrze, czy jest fajnie? Ogólnie chciałbym w tekstach przekazywać radość i dobro, ale niestety zazwyczaj nie jest tak łatwo i miło, dlatego śpiewam i smutku i cierpieniu.
Czym spowodowany jest ten smutek?
– Odpowiem krótko – doświadczeniem.
Udzielacie się, bądź udzielaliście w innych częstochowskich zespołach, czy mógłbyś wymienić kilka z nich?
– Tak ludzie związani z zespołem uczestniczyli w takich projektach jak: „Chaos Engine Research”, „ Makle Kfuckle”, „Denger Drive” i kilka innych. Ogólnie przykre jest to, że w Częstochowie jest mało zespołów grających podobne klimaty. Zauważyłem, że młodzi ludzie tworzący muzykę obierają zupełnie inny kierunek. Jako muzyk wiem, że ciężko w naszym mieście zmontować skład, który gwarantowałby tworzenie jakiejś sensownej treści. Dlatego cieszę się, że po latach niebytu jesteśmy i gramy jako Mordor.
Waszym suportem była grupa Fabryka Kości, co sądzisz o tym zespole?
– Znam ich od dawna. Sam wybrałem ich, by grali przed nami. Uważam że to bardzo fajny zespól przed którym jest przyszłość. „Fabryka” ma polskie teksty w których jest zawarty głęboki przekaz i to jest jeden z ich największych atutów.
Rozpoczęła się nowa era w historii zespołu. Jakie są plany związane z koncertami, nową płytą?
– Sądzę, że jest jeszcze za wcześnie by mówić o konkretach. Koncerty oczywiście będą, gdyż jesteśmy niezwykle głodni grania. Natomiast co do nowego materiału, to sądzę, że nie trzeba będzie na niego długo czekać, gdyż członkowie zespołu mają ogromny potencjał i bardzo chcą realizować się muzycznie. Ja sam mam kilka ciekawych pomysłów, które niebawem chciałbym wcielić w życie.
Co chcielibyście przekazać waszym fanom, zarówno tym, którzy słuchali was jeszcze przed 2000 rokiem, jak i tym, którzy dziś usłyszeli was po raz pierwszy?
– Przede wszystkim chcę bardzo podziękować wszystkim, którzy przybyli na nasz inauguracyjny koncert po reaktywacji zespołu. Pamiętajcie o tym, że warto marzyć, warto szukać dobrej inspiracji w muzyce. Ze swojej strony zapewniam, że jako Mordor będziemy dążyć do tego, by doskonalić się w tym co robimy i sprawiać wam jak najwięcej radości.
Rozmawiał:
PAWEŁ MIELCZAREK