Marian Maślanka: Niestety nie poszło w tym roku po myśli Włókniarza


Tego gentlemana chyba nikomu nie trzeba przedstawiać. To za jego kadencji Włókniarz Częstochowa miał serię sukcesów, w tym historyczne – póki co ostatnie w historii – Drużynowe Mistrzostwo Polski z 2003 roku. Teraz również wspiera mocno żużel w mieście pod Jasną Górą, lecz głównie w roli kibica. Z legendarnym prezesem częstochowskiego klubu – Marianem Maślanką, bo o nim mowa, rozmawiamy m.in. na temat sezonu 2024 w PGE Ekstralidze w wykonaniu „Lwów”. Zapraszamy do lektury!

Na początek chciałbym przejść do kwestii, dotyczącej minionego już sezonu 2024. Z pewnością nie tak miał on wyglądać dla Krono-Plast Włókniarza Częstochowa. Pod Jasną Górą liczono, że zespół ten znajdzie się chociażby w pierwszej „czwórce”, tymczasem nie awansował nawet do fazy play-off. Oczywiście drużyna utrzymała się w PGE Ekstralidze, bowiem w pewnym momencie martwiono się także i to. W każdym razie niedosyt na pewno jest…

Pewnie, że jest niedosyt. Ja sam miałem oczekiwania, że na pewno Włókniarz awansuje do czołowej „czwórki”. Nazwiska, które były w składzie drużyny, naprawdę wiele potrafią i znaczą w polskim żużlu. Niestety, nie poszło w tym roku po myśli częstochowian. Wyglądało, że drużyna nie do końca stanowiła monolit. To wszystko wpłynęło na to, że był taki końcowy wynik, a nie inny. Do tego dochodziły sytuacje, związane ze sprzętem czy kontuzjami. Przede wszystkim nie było takiego teamu, który miał w świadomości następujące podejście: „Tak! Jedziemy o fazę play-off, bo chcemy uzyskać jak najlepszy wynik”. Tak to wygląda z mojej perspektywy.

Tak czy inaczej były też szczęśliwe momenty w sezonie 2024 dla Włókniarza, jak np. wygrana – najwyższa w tym roku – w Zielonej Górze z NovyHotel Falubazem (13 czerwca; 52-37 – przyp. red.).

Właśnie uważałem wówczas, że po tej wygranej Włókniarz pójdzie dalej „do góry”. Że zespół złapał właściwy rytm i będzie już tylko lepiej. Nie wiem co się później stało. W Zielonej Górze pojechali bardzo dobry mecz. Pokazali wtedy, że potrafią jeździć, zaprezentować się przyzwoicie. A przecież NovyHotel Falubaz był w tym roku bardzo mocny, zwłaszcza na swoim torze, jako beniaminek rozgrywek. Co się potem wydarzyło, że zespół z Częstochowy nie kontynuował tej dobrej jazdy? Trudno mi powiedzieć…

Czy utkwiły Panu w pamięci jeszcze jakieś inne szczęśliwe momenty dla „Lwów”, jeśli chodzi o rok 2024?

Jeśli chodzi o pozostałe mecze, różnie z tym było. Nawet jeżeli były wygrane, to głównie po ciężkiej walce. Były także przegrane i to tzw. „nieoczekiwane”.

Czy – Pana zdaniem – zabrakło jeszcze czegoś do końcowego korzystnego wyniku, poza aspektami, o których już Pan wspomniał?

Trudno dokładnie stwierdzić. Myślę, że trzeba być wewnątrz tej drużyny, żeby móc wyciągać głębsze wnioski. Ja byłem na zewnątrz, obserwując mecze z pozycji kibica na stadionie czy też przed ekranem telewizora. Ciężko mi zatem dociekać i prowadzić jakieś konkretne analizy: „co jeszcze?”, „dlaczego tak, a nie inaczej”. Po prostu zespół nie osiągnął wyniku, do którego był predysponowany.

Teraz czas na okres transferowy, który co prawda oficjalnie rozpocznie się w listopadzie, ale już pojawiają się pogłoski: „kto i gdzie będzie jeździł w następnym sezonie”. Szykuje się przemeblowanie składu Krono-Plast Włókniarza na przyszły rok. Jak Pan to widzi?

W pewnym momencie zarówno zarząd klubu, jak i sztab szkoleniowy był w bardzo trudnym momencie. O tym, że odejdzie Mikkel Michelsen, wiadomo już było od dłuższego czasu – wszyscy się z tym pogodzili i w tej kwestii nie było zaskoczeń. Natomiast odejście Leona Madsena odbyło się w takim stylu, jaki nie powinien mieć miejsca. Zapewniał on bowiem do ostatniej chwili, że we Włókniarzu ma najlepiej i nigdzie się nie rusza. I ten jego „strzał”, który wykonał w okresie, gdy kluby mniej więcej ustaliły sobie warunki z zawodnikami, dotyczące kontraktów na nowy sezon, sprawił, że sytuacja była trudna do opanowana dla zarządu, jak również sztabu. Dobrze, że szybko i umiejętnie zareagowano. Jest już pewne, że Jason Doyle będzie startować we Włókniarzu, a lada moment ma też dołączyć do niego i Piotr Pawlicki. W przypadku drugiego z zawodników, można powiedzieć, że została zastosowana wymiana – Leon Madsen poszedł do Zielonej Góry, a Piotr Pawlicki idzie do Częstochowy. Jeśli chodzi o zastępstwo drugiego z Duńczyków (Mikkela Michelsena – przyp. red.), dobrze, że w jego miejsce udało się ściągnąć Doyle’a. Tym bardziej, że na rynku transferowym w tamtym czasie nie było już za wiele wolnych zawodników i trzeba było szybko działać. A Australijczyk miał też kilka innych propozycji i różnie mogło się to skończyć. Uważam, że to, co na rynku było do złapania, udało się tego dokonać. Teraz nie pozostaje nam nic innego, jak tylko obserwować, jak ta drużyna się „dotrze” przed przyszłym sezonem, jak w i jego trakcie. Być może już po pierwszych meczach będziemy przynajmniej wstępnie wiedzieć, czy w zespole będą jakieś zalążki monolitu, którego brakowało w zeszłym sezonie.

Chciałbym jeszcze podpytać się w kontekście składu drużyny na sezon 2025. Na pozycję U24 ma przyjść Wiktor Lampart, chociaż niedawno pojawiła się szansa na ponowne pozyskanie Jakuba Miśkowiaka, w związku z tym, że postanowił nie przedłużać umowy z ebut.pl Stalą Gorzów. Jak się jednak okazało, ten zawodnik w przyszłym roku ma ostatecznie ścigać się dla BAYERSYSTEM GKM-u Grudziądz. Czy widziałby Pan jeszcze jakieś inne – wolne – nazwiska na rynku na wspomnianą pozycję?

Myślę, że tutaj panuje „posucha”. W Wiktorze Lamparcie na pewno drzemie potencjał. To jest zawodnik, który jest obdarzony bardzo dobrym refleksem na starcie. Ostatnio jednak, reprezentując KS Apatora Toruń, często nie dowoził do mety wywalczonych w momencie startowym miejsc. Z jakich względów? Nie wiem. Uważam, że teraz będzie czas na to, że to wszystko przepracować, żeby sztab szkoleniowy w Częstochowie porozmawiał z nim. Żeby „wyciągnąć” z niego to co jest najwartościowsze. Tu jest mowa nie tylko o dobrych startach, ale również o tym, aby na dystansie nie tracił właśnie lokat. Wtedy będzie z niego pożytek. Ja póki co nie widzę tutaj, jakiegoś lepszego zawodnika, który mógłby się trafić na rynku na pozycję U24.

Jednocześnie chodzą domysły odnośnie tego, kto będzie w kolejnym roku trenerem Krono-Plast Włókniarza Częstochowa. Coraz głośniej mówi się, że nie będzie już nim Janusz Ślączka. Jednakże media donoszą, że być może szkoleniowcem drużyny zostanie Piotr Żyto. Pan miał już okazję współpracować z tym trenerem w latach 2007-2008, gdy był prezesem klubu. Według Pańskiej opinii byłby to dobry wybór?

Piotr Żyto zna się na żużlu. Dobrze nam się współpracowało. Niedawno pracował w Szwecji, gdzie też udanie mu się wiodło. Myślę, że to byłby dobry kandydat na trenera w Częstochowie.

Tym bardziej, że dobrze zna częstochowskie środowisko żużlowe.

O to właśnie chodzi. Zna tutejszy tor, środowisko. Jeśli ostatecznie trafi do Częstochowy, to nie będzie przychodził – jak to się potocznie mówi – na nową nieznaną ziemię, ale na teren, na którym działał, pracował. I to powinien być dla niego plus.

Dziękuję bardzo serdecznie za rozmowę.

Dziękuję.

Rozmawiał: Norbert Giżyński

Foto.: z archiwum Mariana Maślanki

Na zdjęciu: Marian Maślanka (w środku) z Barrym (z lewej) i Tonym Briggs’ami

Podziel się:

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *