Mają zniknąć z Polski


STOP DOPALACZOM

W ostatnich tygodniach Polska zawrzała. Doniesienia medialne o zatruciach i zgonach wskutek zażycia dopalaczy wywołały reakcję. Władze przystąpiły do ataku, w Polskę ruszyły kontrole Policji i Sanepidu. W świetle jupiterów zamknięto sklepy z dopalaczami, aresztowano bossów dopalaczowego biznesu, a kilka dni temu Sejm przyjął nowelizację ustawy o przeciwdziałaniu narkomanii. Zakazuje ona na terenie naszego kraju produkcji i wprowadzania do obrotu produktów, mogących być używane jak środki odurzające lub substancje psychotropowe, a zatem i dopalaczy. Za ustawą głosowało 400 posłów. Trzech było przeciw, a trzech się wstrzymało. Zgodnie z procedurą projekt ustawy oceni Senat, a następnie będzie ją musiał podpisać prezydent.

Lepiej późno niż wcale, można spuentować tę spektakularną akcję. Trzeba jednak zapytać, dlaczego tak późno? W ciągu niespełna dwóch lat, odkąd w 2008 roku dopalacze z Wielkiej Brytanii dotarły do Polski, sieć sklepów z tymi środkami z kilkunastu rozwinęła się do kilkuset. Ich klientami zostali młodzi ludzie, którzy już– legalnie – zasmakowali zabójczych specyfików. Czy zatem ukrócenie tak prężnie rozwijającego się śmiercionośnego procederu nie powinno nastąpić wcześniej? Dlaczego dopuszczono do rozkręcenia dopalaczowej branży, która błyskawicznie, niczym ośmiornica, oplotła cały kraj? Czy musieli zginąć młodzi ludzie, by władze wreszcie otworzyły oczy i zrozumiały, że dopalacze, to środki zagrażające życiu? Wygląda na to, że celowo ktoś nałożył sobie bielmo na oczy i że rządowi zabrakło dobrej woli…
Łatwość rozkręcenia interesu zastanawia, bo dopuszczenie dopalaczy do obrotu było całkowicie nieograniczone i niekontrolowane. – Wystarczyło najzwyklejsze pozwolenie na działalność gospodarczą, by handlować tymi specyfikami. W tym tkwiło sedno problemu, bo w praktyce nikt w Polsce nie monitorował ilości sprzedaży tych środków i co gorsza ich jakości. A wszyscy wiemy, że wskutek ich zażywania na oddziały toksykologii trafiali młodzi ludzie i zmarło kilkadziesiąt osób w kraju – – mówi Irena Rej prezes Izby Gospodarczej Farmacja Polska, która jako jedna z pierwszych organizacji rozpoczęła bój o uregulowanie przemysłu dopalaczowego. – Niekontrolowana sprzedaż dopalaczy, które nie podlegały żadnym normom farmakologicznym, a zawierały w sobie toksyczne składniki była skrajną nieodpowiedzialnością państwa. Trzeba zdać sobie sprawę, że zatrucie tym specyfikiem może okazać się o wiele groźniejsze niż zatrucie narkotykiem, gdyż nieznany skład dopalaczy sprawia, że nie ma na niego konkretnego antidotum. Lekarz ratując osobę, zatrutą niewiadomego pochodzenia dopalaczem często staje się przed dylematem: co czynić, jakich użyć środków neutralizujących – wyjaśnia Irena Rej.
Zadziwiała zatem dotychczasowa nieruchliwość rządu, tym bardziej, że walkę z dopalaczami intensywnie prowadziły media. Włączyli się w nią oprócz Farmacji Polskiej również PKP, świat naukowy, a także posłowie. Ostro przeciwko legalności dopalaczy wystąpił w ubiegłym roku Śląski Związek Gmin i Powiatów. Wskazał, że dotychczasowe okresowe nowelizacje załączników do ustawy o zapobieganiu narkomanii nie odnoszą spodziewanych skutków, gdyż pomysłowość producentów dopalaczy i handlarzy jest nieograniczona. Prawnicy bossów dopalaczowego interesu, wytężali umysły, szukając zamienników nazw dla tych specyfików, by wprowadzać je do obrotu i zalegalizować sprzedaż. Okazali się bardzo twórczy. Dopalacze były przedmiotami kolekcjonerskimi, edukacyjno-naukowymi i obrzędowo-religijnymi, a nawet… nawozem do roślin.
Śląski Związek Gmin i Powiatów wskazywał na cwaniactwo producentów. Zaproponował zmianę ustawy, by natomiast uznać za nielegalne również zachowania podejmowane w celach niemedycznych, a dotyczące substancji i środków, których działanie jest w istocie zbliżone bądź tożsame z działaniem zakazanych substancji i środków. O wprowadzenie zakazu reklamowania produktów zawierających substancje odurzające i psychotropowe i ograniczenia ich sprzedaży apelowali niektóry posłowie.
W efekcie tych działań w maju bieżącego roku weszła w życie znowelizowana ustawa o przeciwdziałaniu narkomanii, która rozszerzyła listę zakazanych specyfików psychotropowych, ale nie ograniczała procederu produkcji, importu i odbioru dopalaczy. Wielu jednak podkreślało, że ten krok jest zbyt nieśmiały i nie powstrzyma prosperity dopalaczowego biznesu, zwłaszcza w obszarze internetu, gdzie skuteczność kontroli jest bardzo ograniczona. Inspekcja Handlowa otrzymała szersze kompetencje w zakresie kontroli tych produktów w punktach sprzedaży. Na podstawie tych przepisów Urząd Ochrony Konkurencji i Konsumenta oraz podległa mu Inspekcja Handlowa mogła nakazać wycofanie z obrotu wszystkich produktów ujętych w wykazie substancji zakazanych, ale w praktyce nie mogła z tych prerogatyw korzystać. – Trudno było stosować prawo, bo producenci nadal byli przebiegli i bezczelni. Na opakowaniach nie podawali składu, produkty były coraz dziwaczniej nazywane. Inspektorzy nie mieli szans na skuteczne działanie. Efekt mógł przynieść całkowity zakaz obrotu i reklamy dopalaczy, rozszerzony o zapis dotyczący konieczności przedłożenia oświadczenia przez prowadzących obrót hurtowy i detaliczny iż produkty te nie posiadają żadnych substancji psychoaktywnych również nie wymienionych z nazwy w załącznikach do ustawy. I o to walczymy – komentuje Irena Rej.
Jej słowa nie są gołosłowne. W Polsce dochodzi do dziwnych sytuacji, między innymi dotowania sklepów z dopalaczami. Na wolność został już wypuszczony Król dopala. Wychodząc z aresztu oznajmił, że będzie prowadził sklep z artykułami przemysłowymi, tytoniowymi i… kolekcjonerskimi. W naszym mieście dopalacze na stronie internetowej firmował np. Teatr from Poland. Dzisiaj reklama zdematerializowała się. Znikają też z internetu sklepy z dopalaczami. Firmy zawieszają – do odwołania – działalność, często z kpiarskim sekretnym dopiskiem: do zobaczenia. Czy zatem działania rządu to nie pozorna gra ze społeczeństwem.

Rządowy projekt wprowadza przepisy, które zakazują wytwarzania i wprowadzania do obrotu na terenie Polski jakichkolwiek substancji (niezależnie od ich stanu fizycznego i źródła pochodzenia, w tym roślin, grzybów oraz ich części – red.) lub produktów, które mogą być używane jak środki odurzające lub substancje psychotropowe, czyli tzw. środków zastępczych. Nad projektem pracowały trzy sejmowe komisje: zdrowia, spraw wewnętrznych i sprawiedliwości.
Sejm w trakcie trzeciego czytania odrzucił wnioski przewidujące zaostrzenie kar finansowych za złamanie zakazu wydanego przez Inspektora – ich wysokość wynosiłaby od 20 tysięcy do miliona złotych. Natomiast jeśli zarekwirowana i poddana badaniu substancja okaże się niebezpieczna koszty postępowania poniesie właściciel sklepu, jeśli substancja będzie nieszkodliwa dla zdrowia – skarb państwa.

UG

Podziel się:

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *