LOKALNA EUROPA (2)


W domu i na świecie – RYSZARD BARANOWSKI

Pisałem w zeszłym tygodniu o poważnych wątpliwościach, jakie społeczeństwo Niemiec żywi wobec perspektywy rozszerzenia Unii na wschód. Wszyscy wiedzą tam z telewizji i własnego doświadczenia, jak żmudny był proces dostosowania prawa, norm technicznych i sanitarnych, polityki budżetowej czy systemu dopłat rolnych. Skrupulatni urzędnicy pokazywali setki metrów bieżących akt, zebranych w opasłe tomy, a w nich drobiazgowe regulacje – od długości ogórka do długości pasa lotniskowego, od szerokości ścieżki w parku do szerokości pasa autostrady, od kształtu banana do kształtu prezerwatywy.
Nasi prawodawcy starają się od lat zmieniać polskie prawo pod kątem tych wymagań, czym doprowadzają do furii rolników, mleczarnie, rzeźnie oraz fabrykantów sprzętu technicznego czy zabawek. W opinii wielu konsumentów na nic się to zdaje, gdyż większość żywności i wyrobów przemysłu wciąż nie spełnia elementarnych norm czystości i bezpieczeństwa. Podobnie, a może jeszcze gorzej, jest w sferze usług niematerialnych i biurowej obsłudze interesantów. Polska sytuuje się niebezpiecznie wysoko w “rankingu” złej ochrony praw konsumenta konkurencji i korupcji. Wiąże się to dokładnie z inną zmorą – brakiem jawności życia publicznego. Niezależnie od politycznej orientacji rządzących, jednakowo trudno jest uzyskać informację na temat podejmowanych decyzji, które stanowią rzekomą tajemnicę handlową lub służbową. Bez odczarowania tej sfery nie będzie możliwa obywatelska kontrola władzy – ten fundament społeczeństwa obywatelskiego.
Kolejni komisarze (ministrowie) Unii Europejskiej oraz rządy sprawujące tzw. prezydencję (od tego tygodnia Dania), uzgadniają z kandydatami szczegóły przystosowania się do reguł z Maastricht i dyrektyw ustalanych podczas kolejnych szczytów (ostatni w Sewilli). Ogólne wrażenie jest takie, że żądamy odsunięcia w czasie trudnych politycznie regulacji (np. sprzedaż ziemi cudzoziemcom), zaś sami chcemy natychmiastowego pozwolenia na pracę dla Polaków i dużych pieniędzy pomocowych. Przed czterema laty pisałem na tym miejscu o aferze z utratą 34 milionów euro z funduszu PHARE, które zabrano nam z powodu opieszałości w przygotowaniu programów ich wykorzystania i – być może – z czystej złośliwości, za zbudowanie zbyt okazałej siedziby naszej brukselskiej ambasady przy Unii.
Powiada się czasem, że państwa nie mają sentymentów, lecz tylko interesy. Nasz interes jest jasny: od Eurolandu oczekujemy efektywnej pomocy w odbudowie gospodarstwa narodowego i ulg w spełnianiu wymienionych wyżej “utrudnień”. Wielu przeciwników tego nie widzi, dlatego oskarża naszych negocjatorów o wyprzedaż Polski i chęć poddania się dyktatowi nowego Kremla, usytuowanego dziś w Brukseli. Na rzecz swojej opinii przytaczają fakty.
Ostatnio głośno jest o niesprawiedliwym poziomie dopłat dla polskich rolników: naszym chłopom oferuje się 25% tego, co farmerom we Francji czy Hiszpanii. W kręgach urzędników rolnych Wspólnoty przytacza się opinie o polskiej wsi, która gotowa jest rzucić pług w kąt, wziąć gigantyczne dopłaty i wszystko przepić. Niemcy nie chcą dać nawet tego, argumentując, że nie dadzą ani jednego euro więcej, a subwencje do mleka, wina, zboża i kurczaków trzeba całkowicie znieść!
Otwarcie negocjacji na te tematy wyznaczono dopiero na listopad, gdy powszechnie wiadomo o końcu roku, jako terminie zakończenia WSZYSTKICH rokowań. Nasz rząd i rządowe lobby rolnicze czuje na plecach Leppera, dlatego zaciska zęby na myśl o “gorących wykopkach” na jesieni. Do tego czasu trzeba podobno zgodzić się na tzw. limity produkcyjne, co oznacza ścisłą kontrolę ilości skupowanych zbóż, żywca, tytoniu czy kartofli. Wyobrażam sobie poranne lęki ministra rolnictwa, który nie będzie umiał odpowiedzieć demonstrantom, co za te ograniczenia dostaną w zamian.
Pora odpowiedzieć na pytanie, czy jestem za wstąpieniem do Unii. Odpowiedź jest prosta, choć brzmi abstrakcyjnie dla wszystkich szukających dziury w całym. Jestem wśród 69% Polaków deklarujących TAK w przyszłym referendum, gdyż uważam otwarcie granic gospodarczych za cywilizacyjną szansę mojej Ojczyzny. Nasze narodowe racje nie muszą być tożsame z partykularnymi interesami takich czy innych warstw, gdyż dobrze zorganizowane społeczeństwo musi godzić tysiące naturalnych sprzeczności. Wie o tym dobrze Europa – teatr najstraszniejszych wojen ubiegłego stulecia. Przed laty przyjęła do swego grona słabo przygotowane kraje: Hiszpanię, Portugalię czy Grecję, podejmując decyzję ryzykowną ekonomicznie, ale słuszną politycznie. Taki sam krok winna zrobić obecnie wobec zapóźnionego Wschodu.
ryszardbaranowski@poczta.onet.pl

RYSZARD BARANOWSKI

Podziel się:

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *