Początek bieżącego roku przynosi tyle tematów do skomentowania, że ciężko wybrać najbardziej ważki. Zbliżają się jakże ważne wybory do Parlamentu Europejskiego i jakże korci ponaigrywać się z celebryckiej listy SLD.
Najważniejsza kwestia – ukraiński Majdan i wisząca groźba wojny. Ale to temat tak dramatycznie i aktualnie ważny; wielowątkowy i skomplikowany, że godzien jest osobnego miejsca i stylu refleksji. Z wielkich spraw: obchodziliśmy 1 marca Narodowy Dzień Pamięci Żołnierzy Wyklętych, dzisiaj coraz częściej nazywanych Niezłomnymi. Tu samo przytoczenie wszystkich godnych czci i upamiętnienia nazwisk zdecydowanie przekroczyłoby ramy niniejszego felietonu.
A jednak pragnę powrócić do wydarzeń też całkiem niedawnych, a tak wspaniale pokazujących potencjał Polaków: Igrzysk Olimpijskich w Soczi. Pomijając fakt zdobycia aż sześciu medali, w tym czterech złotych (historyczny rekord polskiej reprezentacji!) i symboliczny, powtórny „gest Kozakiewicza” wobec gospodarza; ileż to było wspaniałych dla nas zdarzeń.
Na przykład: skromny strażak Zbigniew Bródka, na co dzień zwykły obywatel, ciężko pracujący, tylko i wyłącznie dzięki życzliwości kolegów znajdujący czas na treningi. A jednak zwycięski. Utarł nosa faworyzowanemu Holendrowi, który chyba po dziś dzień nie pogodził się z porażką. Bródka wygrał wbrew wszelkim niedogodnościom. Nie mając we własnym kraju odpowiednich warunków – w porównaniu z rywalami – odniósł życiowy sukces. Podobnie pozostali panczeniści i panczenistki, którzy medale zdobywali drużynowo.
A Justyna Kowalczyk? Zdobyć złoty medal olimpijski ze złamaną nogą? Heroizm! Godny wszelkiej chwały tryumf. W takim stanie większość zwykłych ludzi z łóżka by nie wyszła. Ale nasi sportowcy udowodnili, że Polacy nie muszą być zwykli. Mogą, dzięki niewiarygodnej determinacji, być wspaniali.
No i Kamil Stoch, Nasz podwójny Mistrz Olimpijski. Przez swojego głównego rywala do zdobycia Kryształowej Kuli Pucharu Świata w obecnym sezonie Słoweńca Prevca, nazywany „profesorem” dla pozostałych zawodników. Ale duma Polaka nie pozwoliła mu na uznanie Igrzysk za udane. Bo nie wyszło w konkursie drużynowym, zresztą nie z jego winy. Ale niedosyt był i uczucie niewykorzystanej szansy. Po prostu wielcy zawsze mierzą wysoko. I taki jest Kamil.
Bardzo wzruszające były też jego zabiegi o umieszczenie na własnym kasku szachownicy Polskiego Lotnictwa. To był świadomy, odważny, przemyślany gest. Czytelny dla wszystkich Polaków. Upominający się i demonstrujący naszą godność. Słowa Stocha wypowiedziane po jego pierwszym złocie były równie ważne jak sportowy triumf. Dopełniły poczucia narodowej wspólnoty.
Z naszej reprezentacji możemy być dumni!
W końcu ma się tych Wielkich Sportowców – Patriotów! Co nie, Polsko?
ŁUKASZ GIŻYŃSKI