KOKOTT PODZIĘKOWAŁ


Lotnik bez trenera

Niemal tuż po zakończeniu rozgrywek w IV lidze z funkcji trenera zespołu Lotnika Goliarda Kościelec zrezygnował Gothard Kokott. Co legło u przyczyn takiej decyzji? Sam szkoleniowiec jest zbyt wielkim dyplomatą, by o pewnych rzeczach mówić wprost. Niemniej, jeśli dokładnie przyjrzymy się wynikom prowadzonego przez niego zespołu pewne rzeczy dostrzec jednak można. Właściwie, co tu dużo mówić, aż prosi się to o komentarz.
Przypomnijmy. Lotnik Goliard Kościelec od początku sezonu spisywał się bardzo dobrze. Długo szedł “łeb w łeb” z gliwickim Carbo. Ostatecznie jednak nie sprostał rywalizacji z bogatszym, z większymi tradycjami, klubem. Nie znaczy to jednak, że kościelczanie odpuścili, to na pewno nie. Już jednak w pierwszym meczu między obiema jedenastkami, jesienią w Gliwicach, spora część meczu odbyła się… poza boiskiem. Nie wnikając w szczegóły powiedzmy tylko, że gospodarze zrobili wszystko, by największemu wówczas rywalowi grało się niespecjalnie dobrze. Po porażce Lotnik wcale nie spuścił z tonu, do końca pierwszej rundy będąc w ścisłej czołówce IV ligi. Wiosnę rozpoczął w tej właśnie komfortowej sytuacji. Na awans nie można było liczyć, bo na to jednak jest jeszcze zdecydowanie za wcześnie. Aby ubiegać się o promocję do wyższej ligi trzeba spełnić parę warunków, w tej chwili raczej niemożliwych do spełnienia w Kościelcu.
Demobilizacja
Co by nie mówić, świadomość, że gra się w zasadzie o pietruszkę na piłkarzy Lotnika wpłynęła nieco demobilizująco. To normalne i nie można z tego powodu robić nikomu wyrzutu. Zbliżał się jednak koniec sezonu i sytuacja stawała się coraz bardziej gorąca. Okazało się bowiem, że to właśnie gracze z Kościelca mogą w decydującej fazie mieć duży wpływ na to, kto pozostanie na czwartym froncie, a komu pisane będzie pożegnanie z IV ligą.
Zaczęła się gra znaczonymi kartami…
– Ja wiem jedno – powiedział nam Gothard Kokott – w piłce nożnej interesuje mnie to, co najważniejsze. Czyli sama gra. Nigdy nie zdarzyło mi się, abym grał o cokolwiek innego niż zwycięstwo. Bo na tym polega sport. Spędziłem w Kościelcu sporo czasu, dzięki solidnej pracy zawodników i wielkiej przychylności prezesa klubu, pana Gonery, udało nam się wspólnie zbudować niezłą drużynę. Nigdy nie pozwalałem sobie, aby ktokolwiek ingerował w skład, w sposób gry czy w taktykę. Koniec sezonu był jednak dla mnie samego zaskakujący. Okazało się nagle, że dookoła mnie jest wielu znawców futbolu, którzy zaczęli doradzać mi dziwne rzeczy.
Warto w tym miejscu przypomnieć, że Lotnik doznał pod koniec sezonu dwóch zaskakujących porażek. W Częstochowie na boisku Victorii oraz przed własną widownią w meczu ze Sławkowem. Porażki wpisane są w sport. Gdyby te przegrane przytrafiły się Lotnikowi na początku, czy nawet w połowie sezonu nikt nawet przez moment nie zastanawiałby się nad nimi. Ale te same przegrane na finiszu rozgrywek mają zupełnie inną wymowę.
– Ja nigdy nikogo za rękę nie złapałem, nie mogę więc powiedzieć, że ktoś postąpił nieuczciwie – mówi szkoleniowiec. – Nieuczciwie nie tylko przecież wobec mnie. Ale także, a może przede wszystkim, wobec prezesa, wobec klubu, wobec kibiców. Ja mogę jedynie powiedzieć, że pod koniec sezonu kilku moich piłkarzy grało zdecydowanie słabiej niż zwykle. A to dla mnie wystarczający sygnał, by głęboko przemyśleć sens dalszej pracy. Dlatego po zakończeniu sezonu postanowiłem zrezygnować z dalszego prowadzenia zespołu.
Kilka lat temu pierwszoligowy częstochowski Raków, trenowany wówczas właśnie przez Gotharda Kokotta, przegrał w dziwnych okolicznościach mecz w Krakowie z Hutnikiem. Raków był już spokojny o ligowy byt, Hutnik wciąż o ten byt walczył. Innymi słowy, to krakowianom bardziej potrzebne były punkty. Po meczu trener Rakowa Gothard Kokott podał się do dymisji. Uznał, że nie będzie firmował swoim nazwiskiem takiej postawy zespołu.
– Jeszcze nigdy w mojej trenerskiej karierze nikt mnie nie zwolnił z pracy – mówi szkoleniowiec.
I trzeba przyznać, że Kokott odchodził zawsze z klasą. Z Rakowa, z posady trenera reprezentacji Polski w piłce halowej, z funkcji opiekuna mistrza Polski w futsalu Clearexu Chorzów. Jeśli tylko pojawiały się niepokojące symptomy, jeśli działo się coś za plecami trenera, Kokott mówił: “Dziękuję, nic tu po mnie”.
I chwała mu za to! Jest pewnie jednym z ostatnich, niewielu już trenerów, dla którego rywalizacja odbywać się może wyłącznie na piłkarskim boisku.

ANDRZEJ KAWAKA

Podziel się:

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *