Częstochowianki
Gdy oglądała zawody triathlonowe podczas ostatnich igrzysk olimpijskich w Sydney, czyli bezpośrednio po sobie następujące zmagania – pływackie, rywalizację na rowerze i bieg, denerwowała się. W duchu mówiła sobie: szkoda, że mnie tam nie ma, bo z niektórymi rywalkami pewnie bym sobie poradziła. Absencja na olimpiadzie chyba ją jednak zmobilizowała, zachęciła do dalszego treningu, choć nie ukrywa, że miała i chwile zwątpienia.
Filigranowa częstochowianka Ewa Dederko, pierwsza dama polskiego triathlonu, wcześniej, podczas nauki w IV LO im. H. Sienkiewicza, niezła lekkoatletka, dziś nawet nie potrafi zliczyć medali zdobytych w mistrzostwach Polski. Choć ma już 27 lat czuje się niespełniona sportowo – brakuje jej międzynarodowych sukcesów, kontaktu ze światową czołówką i zwycięstw z najlepszymi. Na te ostatnie być może się jednak doczeka, bo nie ma takiej drugiej sportsmenki jak nasza Ewa.
– Nie znudziło ci się już wygrywanie na krajowym podwórku?
– Ależ skąd. Mnie sam trening i ruch sprawiają olbrzymią przyjemność, a co dopiero zwycięstwa. Lepiej się czuję, gdy wstanę rano i z mieszkanka przy ul. Niepodległości przejdę na druga stronę ulicy i udam się na basen. Po pływaniu, dochodzi jeszcze jazda na rowerze i bieg.
– Dorobiłaś się na triathlonie?
– Czy dorobiłam? Ja przez to swoje uwielbienie dla tego sportu, o zgrozo, wpędziłam się w poważne tarapaty finansowe. Po prostu dokładam do “interesu” i gdyby nie pomoc rodziców… Zresztą na ten temat nie ma co strzępić języka.
– Czuję w tym co mówisz wielkie rozgoryczenie. Czyżby najlepszej polskiej zawodniczce nie pomaga Polski Związek Triathlonu?
– Nie chcę tu utyskiwać na związek, ale powinnam, bo on nie robi nic. Do Pucharu Europy w Niemczech w ogóle nie zostałam zgłoszona. W dniu rywalizacji nie znalazłam się zaś na liście startowej. Dobrze, że Niemcy okazali się litościwi i dopisali moje zgłoszenie, bo w przeciwnym razie mogłabym przyjechać do Hannoveru na wycieczkę turystyczno-krajoznawczą. Prawda jest taka, że jeśli prezes PZTriathlonu Krzysztof Piątkowski i jego współpracownicy w najbliższym czasie nie zaczną intensywnie działać, to przyszłość tej dyscypliny widzę w czarnych kolorach. Moje koleżanki, z którymi jeszcze niedawno rywalizowałam wykruszyły się. Ja jestem uparta i twarda, choć pewnie kiedyś i moja cierpliwość się skończy. Ciągle ktoś przecież rzuca mi kłody pod nogi.
– Jeszcze niedawno wspominałaś, że dość ściśle współpracujesz z jednym z trenerów kadry?
– O tej współpracy można mówić w czasie przeszłym. Owszem, współpracowaliśmy, ale taka współpraca na odległość, to fikcja. Zresztą miałam wrażenie, że trener nie poświęca mi tyle czasu, ile powinien.
– Jesteś więc skazana sama na siebie.
– Praktycznie tak.
– Co więc będzie dalej z twoją karierą?
– Na razie, wręcz taranem, idę do przodu. Wielce pocieszające jest w tym wszystkim to, że cały czas zmniejszam dystans do czołówki najlepszych zawodniczek na świecie. W Sopocie przegrałam rywalizację z Australijką, która plasuje się na czołowych naszego globu. W Hannowerze, gdzie zajęłam piąte miejsce było już nieźle. Za tydzień jadę na kolejny Puchar Europy i może będzie jeszcze lepiej. Ale nie zapeszajmy. Oczywiście cały czas myślę o igrzyskach olimpijskich w Atenach, ale by się na nie zakwalifikować trzeba ciułać punkty, nie w Pucharach Europy, ale w Pucharach Świata.
– Jeśli związek w dalszym ciągu będzie spoglądał obojętnie na twoje dokonania?
– Wtedy wybiję sobie z głowy olimpiadę i będę na własną rękę szukała pieniędzy, aby pojechać na Hawaje i zmierzyć się z rywalkami w Iron Man. Badania, które mi kiedyś robiono wskazują, że mam odpowiednią wytrzymałość i mogłabym się porwać, aby przepłynąć 3200 m, przejechać na rowerze 180 km i przebiec pełny dystans maratoński, czyli 42 km 195 m.
– Wiem, że dla triathlonu rzuciłaś nawet studia.
– Nie tyle rzuciłam, co wzięłam krótki urlop. Zrobiłam na WSP licencjat i w każdej chwili mogę wrócić na uczelnię, aby zdobyć tytuł magistra. Na razie jednak stawiam wszystko na mój ukochany triathlon.
– Nie chcesz uporządkować swojego życia prywatnego?
– Pewnie masz na myśli założenie rodziny. Chcę, ale jeszcze nie teraz, jeszcze się z tym wstrzymam.
– Kiedy Ewę Dederko będzie można zobaczyć podczas zawodów w Częstochowie?
– Tak się złożyło, że niebawem. Dokładnie 12 sierpnia w Pająku koło Częstochowy odbędą się zawody z cyklu Pucharu Polski. Na pewno w nich wezmę udział.
– Dziękuję za rozmowę.
ANDRZEJ ZAGUŁA