Rozwijając wątki sygnalizowane w poprzednim artykule, chcę podkreślić, że moim celem nie jest szukanie i piętnowanie winnych, ale wskazanie zjawisk, które przeszkadzają mi w identyfikowaniu się z moim państwem – Rzeczpospolitą Polską i w odczuwaniu dumy z tego, że jestem jego obywatelem.
Wiem, że z poprzedniej epoki przeszły nie tylko szalbierstwa, których skutków nadal doświadczmy, ale też ludzie, którzy wcale nie chcą, aby owe „przekręty” zostały ujawnione. Wiem, że skalę zjawiska powiększył też okres transformacji ustrojowej, kiedy to wielu nie oparło się pokusie sięgnięcia po cudzą własność: państwową, społeczną, a także prywatną. Były to osoby o różnych życiorysach i wcale nie tylko ci z poprzedniej władzy. Ci ludzie nie chcą, aby ich działania zostały ujawnione. Wszyscy oni popierają i będą popierać tych, którzy zapewniają im bezkarność. Dotąd nie było „woli politycznej”, aby przynajmniej usunąć skutki tych zjawisk i dać obywatelom poczucie, iż żyją w państwie, które zapewnia im bezpieczeństwo i chroni przed niesprawiedliwością.
O odchodzącej ekipie rządowej można powiedzieć tylko jedno: robili wszystko, aby nic w tej sprawie nie zrobić!
W konsekwencji tych i wcześniej rządów w Polsce nadal istnieje jedna władza państwowa, która dotąd oparła się wszelkim reformom, t.j. władza sądownicza oraz armia urzędników „nie z tej epoki”, którym nadal się wydaje, że wobec obywatela są władzą i nie dopuszczają do siebie myśli, że mieli by służyć obywatelom.
Czy można i należy to zmienić, czy zostawić tak jak jest i czekać na zmianę pokoleniową ? Aby pomóc odpowiedzieć na to pytanie, muszę postawić trzy pytanie pomocnicze:
– pierwsze, czy Państwo Polskie może sobie pozwolić na to, aby jego wiarygodność wobec jego obywateli i obywateli Unii Europejskiej była dyskusyjna wskutek tolerowania faktu, że w obrocie prawnym pozostają sfałszowane ewidencje gruntów i budynków?
– drugie, czy państwo prawa może tolerować wydawanie wyroków na podstawie dokumentów sporządzanych przez fałszywych biegłych i obecność wymiarze sprawiedliwości osób, za to odpowiedzialnych, którzy nie tylko w tym uczestniczyły lub i to tolerowały, a teraz chronią sprawców i zwalczają tych, którzy tu ujawnili
– po trzecie, czy osoby pokrzywdzone przez ów „wymiar niesprawiedliwości” mają prawo do sprawiedliwości i chociaż do wyrównania szkód wyrządzonych im przez państwo i jego reprezentantów ?
Tych osób pokrzywdzonych w samej Częstochowie i okolicy jest wiele, co najmniej setki, więc nie można opisać ich spraw w jednym artykule. Omówię więc tylko przykładowo te, które obrazują zjawiska wspomniane powyżej.
Fałszywe wpisy w rejestrze ewidencji gruntów i budynków
Szczególnie jaskrawym tego przykładem jest sprawa Bolesłąwa Łapaja, mieszkańca Częstochowy, którego ojciec nabył, nieformalną umową sprzedaży, w 1945 roku działkę gruntu w atrakcyjnym miejscu tego miasta. Umowa się nie zachowała, ale syn poprzedniego właściciela złożył pisemne oświadczenie, iż wie o tej umowie i o przeniesieniu władanie gruntem na nabywcę oraz nie rości sobie żadnych praw do tego gruntu. Od tej pory nabywcy władali tym gruntem, jak właściciele i nikt im w tym nie przeszkadzał. Gdy jednak ów obywatel chciał na tej działce budować potrzebował uzyskać potwierdzenie prawa własności do gruntu, więc wystąpił o nadanie tytułu własności do tego gruntu, co powinno być formalnością w świetle ustawy 26 października 1971 roku o uregulowaniu własności gospodarstw rolnych, bowiem wymagane było do tego jedynie udowodnienie władania nieruchomością pięć lat wstecz, przed wejściem tej ustawy w życie.
Jednak jego wniosek został postanowieniem sądu oddalony, bowiem do akt sprawy zostało złożone zaświadczenie z Urzędu Rejonowego w Częstochowie, iż działka ta w 1965 roku została przejęta przez Państwowy Fundusz Ziemi. Treść tego zaświadczenia jest zdumiewająca, bowiem kilka miesięcy wcześniej Urząd Rejonowy był informowany przez Urząd Miasta Częstochowy, że działka ta w rejestrze Państwowego Funduszu Ziemi nie figuruje. Postanowienie Sądu Rejonowego utrzymał w mocy przez Sąd Wojewódzki, a uzasadnienie jego stanowiska było podobne, jak w pierwszej instancji.
W tej sytuacji obywatel ów złożył wniosek o stwierdzenie, że nabył własność tego gruntu przez zasiedzenie. W toku tej sprawy Sąd powołał biegłego geodetę, ale ten złożył pismo o zwolnienie go z wykonania tej opinii, bowiem inny geodeta jest bardziej zaawansowany w sporządzaniu opinii do innej sprawy. Sąd ten wniosek uwzględnił i ostatecznie, to ten drugi geodeta wydał postanowienie oddalające wniosek o zasiedzenie.
W ten sposób nie tylko, że ta sam opinia stała się podstawą postanowień w dwóch sprawach, w których strony występowały w przeciwnych rolach, bowiem w tej drugiej sprawie, kółko rolnicze wniosło o zasiedzenie na tym samym gruncie. Opinia geodety była jednoznacznie korzystna dla kółka rolniczego, ale nie dało to jednak od razu skutku korzystnego dla niego, ale ostatecznie postępowanie w tej sprawie zakończyło się postanowieniem sądu, że kółko rolnicze nabyło przez zasiedzenie prawo własności spornej nieruchomości. Pomijamy na razie przebieg postępowania sądowego, bo będzie to przedmiotem następnego artykułu chcę skupić się na sprawie ewidencji gruntów i budynków. Otóż, gdy obywatel Łapaj uzyskał od Agencji Nieruchomości Rolnych, w piśmie z dnia 17.01.2011 r., potwierdzenia tego, że sporny grunt nigdy nie był przedmiotem przejęcia przez Państwowy Fundusz Ziemi ani przekazania jakiemu kolwiek kółku rolniczemu, złożył formalny niosek o wykreślenie z ewidencji gruntów sfałszowanych wpisów o rzekomym przejęciu działki przez Państwowy Fundusz Ziemi, a następnie o rzekomym dalszym przekazaniu jej kółku rolniczemu , które zasiedziało się na jego gruncie. W odpowiedzi otrzymał z Urzędu Miasta Częstochowy dwa pisma, w których twierdzi się, że kwestionowane wpisy były zasadne i jedynie nie zachowały się dokumenty stanowiące dowody ich dokonania. Podkreślono też, że istniejące obecnie w ewidencji gruntów i budynków zapisy zostały dokonane na podstawie postanowienia Sądu Rejonowego w Częstochowie w sprawie o zasiedzenie oraz aktu notarialnego umowy darowizny.
Jak więc z powyższego wynika, pomimo przedstawienia dowodów, iż zapisy w rejestrze ewidencji gruntów, dotyczące tej nieruchomości, zostały sfałszowane, bo w ogóle nieruchomość ta nie była przejęta przez Państwowy Fundusz Ziemi (a zatem nie mogła też być przez niego przekazana) urzędnik ten dalej trzyma się wcześniej lansowanej tezy i uznaje on, że wszystko jest w porządku, bo aktualnie istniejące wpisy zostały dokonane na podstawie postanowienia Sądu Rejonowego oraz aktu notarialnego umowy darowizny, abstrahując zupełnie od tego, że owo postanowienie Sądu zapadło właśnie na podstawie sfałszowanych wcześniej wpisów w ewidencji rejestrów gruntów oraz fałszywej opinii geodety, który w tamtej sprawie występował, jako biegły sądowy. Zaś bez tego postanowienia o zasiedzeniu gruntu przez kółko rolnicze nie mogłoby zapaść, a bez niego owo Kółko nie mogłoby dokonać późniejszej darowizny tego gruntu.
Co na to organy nadzoru geodezyjnego?
Wskutek pisma B. Łapaja kontrolę przeprowadził Śląski Wojewódzki Inspektor Nadzoru Geodezyjnego i Kartograficznego, ale jej skutek jest taki, że wprawdzie stwierdzono istnienie kwestionowanych zapisów dotyczących przejęcia gruntu przez P.F.Z. i przekazania go następnie kółku rolniczemu ale ustalono, że zmiany w tym rejestrze „prowadzono poprzez czytelne skreślenie danych zmienianych i wpisanie danych obowiązujących” i dlatego „Oryginały udostępnionych do wglądu dokumentów nie noszą znamion fałszerstwa”. Jak więc z tego wynika o tym, czy wpis jest prawdziwy, czy fałszywy nie decyduje to czy jest on merytorycznie uzasadniony, lecz to: czy został ładnie (bez skreśleń) dokonany.
Dalej kontrolujący ustalił że: „Trudny, aktualnie wręcz niemożliwy do wyjaśnienia brak dokumentacji powyższej zmiany nie świadczy jednak o celowym działaniu osób odpowiedzialnych za prowadzenie operatu ewidencyjnego”. Ma on tu wyraźnie problem wyjaśnienia braku dokumentów potwierdzających dokonanie zmiany, której nigdy nie było.
Cóż można na to rzec? Chyba tylko należy pogratulować wnikliwości.
Następna jego teza, jest taka, że nawet dopuszczając hipotetycznie nieformalne działanie tych osób w powyższej sprawie” należy stwierdzić, że nie dotyczyły one owego obywatela ani jego ojca, bowiem wpisując kółko rolnicze, jako nowego właściciela spornej działki skreślił jednocześnie poprzedniego właściciela – Państwowy Fundusz Ziemi, a więc nie tego B. Lapaja, ani jego ojca.
Prawda, że błyskotliwe? Szkoda jedynie, że autor nie tylko nie odróżnia władania od własności i najwyraźniej twierdzi, iż w drodze wpisu do tej ewidencji można przenieść własność, zapominając iż przeniesienie własności nieruchomości możliwe jest tylko w formie aktu notarialnego ? Ponadto w tym momencie zaczął już wyraźnie gubić się w wywodach, bo jak mógł stwierdzić iż dokumenty dotyczące podstawę wpisy przeniesienia własności się nie zachowały skoro mogły być nimi tylko akty notarialne, a te póki co nie giną, a ponadto on ich nie szukał.
Pomijając milczeniem dalsze, też ciekawe wywody, chcę przejść do tego, co jest już bardzo bulwersujące, a mianowicie w sprawie tej wypowiedział się też Główny Geodeta Kraju, który w swoim piśmie z dnia 15.09.2011 r., znowu w ogóle nie odnosi się do zarzutu, iż w ewidencji gruntów i budynków widniały i widnieją fałszywe, ponad wszelką wątpliwość, wpisy o przejęciu gruntu przez Państwowy Fundusz Ziemi, a następnie „przeniesieniu jego własności: na kółko rolnicze. Stwierdza natomiast, iż dokonujący kontroli Śląski Wojewódzki Inspektor Nadzoru Geodezyjnego był władny stwierdzić prawidłowość dokonanych wpisów, niekompletność dokumentacji, a także „brak uzasadnionego podejrzenia przestępstwa przeciwko wiarygodności dokumentów stanowiących podstawę aktualizacji operatu ewidencyjnego”. Ciekawe jest też to, iż w piśmie tym wskazano, że ewidencja gruntów i budynków „nie rozstrzyga sporów o prawa o gruntów, ani nie nadaje tych praw”, a równocześnie uznano za niezasadny identyczny zarzut stawiany przez obywatela . Wszak bezsporne jest, że kontroler i wcześniej geodeta występujący, jako biegły w tej sprawie, zajęli dokładnie odmienne stanowisko !
Szczególnie bulwersujące w tej sprawie są dwie kwestie. Pierwsza – jak to się dzieje, że wszyscy wypowiadający się w kwestii owych wpisów urzędnicy twierdzą, iż zaginęły dokumenty będące podstawę tych wpisów, nie tylko szukają tego czego nigdy nie było, ale przede wszystkim nie wskazują czego nie było i czego szukają. Przecież dokonując takich wpisów wskazuje się na jakiej podstawie ich dokonano.
Panowie urzędnicy czego szukacie ? Co wam zaginęło?!
Chyba nie szukacie aktów notarialnych, które powinny stanowić dowód przeniesienia własności, bo te łatwo byście znaleźli, gdyby były, więc czego?
Druga kwestia, jak to jest możliwe, że po przedstawieniu dowodów, iż grunt nigdy nie był przejęty przez Państwowy Fundusz Ziemi, a zatem też nigdy nie mógł być przekazany komukolwiek, twierdzi się nadal, że wpisy stwierdzające coś dokładnie przeciwnego były prawidłowe i tym samym „brak uzasadnionego podejrzenia przestępstwa przeciwko wiarygodności dokumentów stanowiących podstawę aktualizacji operatu ewidencyjnego”?
Powyższe wyraźnie wskazuje na odmowę przyznania prawdziwości faktów oczywistych w celu uniknięcia sprostowania fałszywych wpisów. Mogłoby dziwić tak zgodne współdziałanie w tym organów administracji geodezyjnej wszystkich szczebli, z Głównym Geodetą Kraju włącznie, gdyby nie fakt, iż stan taki trwa od 2004 roku, kiedy to odbyła się pierwsza kontrola działalności geodetów Urzędu Miasta Częstochowy. Kontrole takie były potem prowadzone jeszcze kilkakrotnie, a o ich wyniku informowano Głównego Geodetę Kraju i Prokuraturę Okręgową w Gliwicach. Dotyczyły one nie tylko sprawy B. Łapaja, ale także wielu innych osób: Borków, Skoczylasów, Jędrasów, Matuszczyka i innych. We wnioskach z tych kontroli wskazywano szereg uchybień związanych z procedurą wykonywania prac geodezyjnych i zgłaszania dokumentów, w tym bezprawnego korzystania dla tego celu z pieczęci służbowych oraz pieczęci biegłego sądowego z zakresu geodezji. Jednak we wnioskach tych unikano wskazania, jakie skutki mają te uchybienia dla wiarygodności wpisów, a tym bardziej wskazania potrzeby ich sprostowania. Widać tu wyraźną tendencję to tego aby bądź zasłaniać się sądami, które wydawały postanowienia na podstawie owych kwestionowanych przez poszkodowanych „dokumentów geodezyjnych” sporządzanych przez owego „biegłego sądowego” lub wprost obarczano winą Prezesa Sądu Okręgowego w Częstochowie, jako osobę odpowiedzialną za działalność biegłych sądowych. Starannie jednak unikano przyznania wadliwości wpisów w ewidencji gruntów i budynków, albo idąc w zaparte (jak w sprawie B. Łapaja) albo nie odnosząc się do tego, czego wyjaśnić nie potrafiono, np. tego dlaczego Opis i mapa złożona przez wspomnianego „biegłego geodetę” dnia 26 lipca 1999 r. została w tym samym dniu przyjęta do państwowego zasobu geodezyjnego, podczas gdy postanowienie Sądu w tej sprawie zapadło dopiero 30 maja 2001 roku? Mapa ta nie została, przez innego biegłego, powołanego przez prokuraturę, uznana za mapę podziału, a ponadto jednoznacznie stwierdził on, że zarówno operat, jak i mapa zostały wykonane niezgodnie z obowiązującymi przepisami prawa. Pomimo tego w zasobie geodezyjnym nic się nie zmieniło i najwyraźniej nie ma szans na to, aby jego treść była zgodna ze stanem prawnym i faktycznym, a w każdym razie dotąd nic na to nie wskazuje ?
Wygląda na to, że wspomniane organy geodezji wszystkich szczebli, do tego stopnia zostały uwikłane, w tę sprawę, iż nie potrafią lub nie chcę przyznać prawdziwości oczywistych już faktów fałszowania ewidencji gruntów i zasobów geodezyjnych oraz zastąpienia ich wpisami prawdziwymi. Nie wiadomo tylko dlaczego nie chcą tego zrobić: czy z obawy przed odpowiedzialnością za tolerowanie latami takiej sytuacji, czy dlatego, że skala tego zjawiska jest o wiele większe i wykracza poza jedno miasto?
IZYDOR JARZYŃSKI