Dyrektorzy szpitali wystąpili do sądu przeciwko NFZ
Od 1. stycznia, zgodnie z unijnymi przepisami lekarze w szpitalach mogą pracować tylko 48 godzin tygodniowo. Zmiana ma istotny wpływ na funkcjonowanie placówek.
Według informacji Macieja Niwińskiego, przewodniczącego Zarządu Regionu Śląskiego w województwie śląskim w ok. 90 procent szpitalach panuje chaos. W wielu placówkach nadal trwają negocjacje z lekarzami. Pracodawcy nie opracowali grafików, a lekarze otrzymują ustne polecenia służbowe wykonywania pracy z naruszeniem prawa. W zaledwie kilku szpitalach (m.in. w Dąbrowie Górniczej, Sosnowcu, Mysłowicach, Rybniku, Katowicach) lekarze podpisali czasowe, najczęściej jedynie na styczeń 2008 r., porozumienia, w których w zamian za wzrost wynagrodzenia zasadniczego zwykle do poziomu ok. 4000-5600 zł (1,3-1,6 średniej krajowej) dla specjalistów II stopnia wyrazili zgodę na pracę powyżej 48 godzin tygodniowo. W kilku całodobową opiekę lekarską nad pacjentami zapewniają, na podstawie umów cywilnoprawnych, podmioty zewnętrzne.
Częstochowscy dyrektorzy do nowego systemu przygotowywali się od dłuższego czasu. Większość, by od stycznia wypełnić luki dyżurów zdecydowała się skorzystać z usług zewnętrznych firm tj. niepublicznych spółek medycznych i lekarzy prowadzących prywatne praktyki. Tak stało się między innymi w szpitalu powiatowym w Blachowni i Miejskim Szpitalu Zespolonym. Jak nowe normy wpłynęły na funkcjonowanie szpitali?
W szpitalu powiatowym w Blachowni wszystko przebiega normalnie. – Mamy wszystkie dyżury obsadzone. Szpital i przychodnie pracują zgodnie z ustalonym harmonogramem – mówi dyrektor Andrzej Mierzwa. Dyrektor podpisał umowę z firmą zewnętrzną NZOZ na wykonanie konkretnych usług. – Są to lekarze zatrudnieni w naszym szpitalu, którzy jednocześnie pracują w NZOZ-ie. Nie jest to dla nas nowość, bo w tym systemie pracujemy już od roku – wyjaśnia dyr. Mierzwa. Niemniej nowe zasady pracy lekarzy wiążą się z dodatkowymi nakładami finansowymi. Jak mówi dyr. Mierzwa koszty płac wzrosną o 50 procent. – A na to nie ma pieniędzy – komentuje.
W wojewódzkim szpitalu przy PCK lekarze w systemie zmianowym pracują od dawna i obecna sytuacja nie wywołuje zamieszania. – Nie ma problemów z obsadzaniem dyżurów. na razie pracujemy normalnie – stwierdza rzecznik placówki Izabela Walarowska.
Również w szpitalu na Parkitce sytuacja jest unormowana, ale tymczasowo. – Rozpisany był przetarg i podpisałem umowę na trzy miesiące z zewnętrzną firmą. Niestety, lekarzy się nie namnoży, kontrakty zawarłem w większości z pracownikami szpitala. Jest również kilku nowych – mówi dyrektor WSzS Zbigniew Strzelczak. Nie chce jednak zdradzić ilu lekarzy podpisało kontakty. – Wystarczająco, by obsadzić dyżury – stwierdza. Podkreśla, że jest to droższy system, dodatkowo obciążający placówkę. – Lekarze stawiają warunki. Stawki uzgadniane są indywidualnie w zależności od liczby godzin i rodzaju dyżuru – wyjaśnia Strzelczak.
Sytuację pogarsza fakt, że wszystkie szpitale regionu częstochowskiego (powiatowy w Blachowni, wojewódzkie i miejski) nie podpisały dotąd kontraktu na 2008 rok z Narodowym Funduszem Zdrowia. Dyrektorzy zgodnie uznali, że propozycje NFZ są zaniżone i nieadekwatne do potrzeb placówek. – To co nam zaproponowano nie pokryje kosztów leczenia – mówi Strzelczak. Jak długo może potrwać taki stan zawieszenia? – Rozmawiamy z Funduszem i czekamy na lepsze propozycje. Odwołany został dyrektor NFZ, mamy nadzieję, że nowy spojrzy bardziej realnie na nasz region – mówi dyr. Mierzwa. – Nie mamy wyjścia. Podpiszemy kontrakty – szpital upadnie, nie podpiszemy – też upadnie – dodaje dyr. Strzelczak. Jak zapewnia póki będą mogli będą leczyć. Dyrektorzy podjęli również kroki sądowe. W poniedziałek 7. stycznia złożyli w katowickim sądzie pozew o ustalenie warunków kontraktu z NFZ. – Jeszcze 1. stycznia br. przedłożyliśmy Radzie Społecznej śląskiego NFZ nasze propozycje dotyczące kontraktów. Do dzisiaj nie doczekaliśmy się żadnej odpowiedzi. W tej sytuacji uznaliśmy, że spór, jaki powstał pomiędzy pięcioma szpitalami a Funduszem, powinien rozstrzygnąć sąd.– wyjaśnia wicestarosta częstochowski Janusz Krakowian.
URSZULA GIŻYŃSKA