Kazimierz Zembala, prezes Związku Kombatantów RP i Byłych Więźniów Politycznych Koło Nr 23 w Krzepicach wzbudza sympatię od pierwszej chwili. Pogodny, otwarty i bezpośredni. Ale nade wszystko wielki patriota. Wielbiciel Andersa, Sikorskiego, Piłsudskiego. Bóg, Honor i Ojczyzna to dla pana Kazimierza najświętsze słowa.
Kazimierz Zembala urodził się w Krzepicach w 1927 roku w rodzinie, w której wiara i patriotyzm były wartościami nadrzędnymi. Wychowanie oparte na honorze, miłości do Boga i ojczyzny ukształtowało naszego bohatera na całe życie. Zawsze kierował się zasadą: „Nie to co nas dzieli, lecz to co nas łączy jest ważne”. Stworzył wspaniałą rodzinę, wykonał wiele cennych społecznie dzieł. Dzisiaj w Krzepiacach zna go każdy, wielu wspomina jego niestrudzoną walkę o rozwój miasta, a nieustającą do dzisiaj energię, hart ducha i żywotność podziwiają, przyjaciele, znajomi, najbliższa rodzina.
A życie pana Kazimierza nie rozpieszczało. W wieku 13 lat został sierotą, dwa lata później – w 1942 roku – Niemcy wywieźli go do Oświęcimia, później do Odelbergu, gdzie przebywał do końca wojny. Te wspomnienia są najsmutniejsze. – To czas hańby. Moralny upadek Niemców, szczycących się wielką kulturą. Nawet dzisiaj nie podam kombatanckiej ręki Niemcowi – ostro komentuje. Ojciec pana Kazimierza pochodził z Grodna. – Wyzwalał ziemię krzepicką i tu pozostał. Poznał moją mamę, piękną kobietę, toteż nie ma co się dziwić, że zakochał się od pierwszego wejrzenia – śmieje się pan Kazimierz. W czasie kampanii wrześniowej jego ojciec dostał się do niewoli bolszewickiej. Wrócił wycieńczony i po trzech miesiącach – 10 października 1941 roku – zmarł. Mama odeszła równo cztery miesiące później. – Zamieszkałem z dziadkami i sam musiałem walczyć o przetrwanie – wspomina K. Zembala.
Odkąd pamięta zawsze pracował na rzecz drugiego człowieka. Do harcerstwa wstąpił jako młokos, jeszcze przed wojną, w czasie okupacji działał w AK. – Oczywiście nie walczyłem z bronią, ale przenosiłem ulotki, informacje. W moim domu był punkt kontaktowy. To, niestety, zauważono. Doniesiono na mnie do Gestapo i dlatego znalazłem się w Oświęcimiu – opowiada. Po wojnie rozpoczął pracę na kolei jako robotnik i rozpoczął naukę. – Obiecałem ojcu, że będę się uczył. Poszedłem do wieczorowej szkoły. Rano pracowałem, wieczorami uczyłem się. Mój szef pan Jabłoński szedł mi na rękę. Bez problemu zwalniał mnie do szkoły – dodaje Zembala.
Dzisiaj jego pragnieniem jest zachowanie pamięci o polskich żołnierzach. To traktuje jako misję. – Jako syn oficera nie mogę pozwolić, by groby bohaterów były zaniedbane – krótko stwierdza. Jego dziełem jest Pomnik Bohaterów Ziemi Krzepickiej, który stanął w 2000 roku na cmentarzu w Krzepicach. Pieniądze na ten cel zbierał przez wiele lat. – Żebrałem jak dziad, nawet po kościołem. Było wielu ludzi, którzy rozumieli ideę. Pomógł mi bardzo, nieżyjący już dzisiaj burmistrz Kłobucka i wicewojewoda śląski Marek Sztolcman – opowiada. Pomnik prezentuje się wspaniale. Podstawą postumentu jest ułożony z kolorowych kamieni Krzyż Virtuti Militari. W górę pną się trzy wielkie kolumny, symbolizujące Boga, honor i ojczyznę, na których opiera się kopuła z orłem. Czwarta, ucięta kolumna to metafora życia człowieka. – Spoczywają żołnierze polegli na wszystkich frontach, pod Monte Cassino, Lenino, Narwikiem czy w Kołobrzegu. Wykonaliśmy wiele ekshumacji. Na płytach pamiątkowych wyryte są nazwiska żołnierzy – opowiada Zembala. To wielkie dzieło jest chlubą pana Kazimierza. Jakież było jego rozgoryczenie, gdy pomnik zbezcześcili chuligani. – Profanacja pamięci bohaterów jest godna największego potępienia. Wandale chcieli ukraść orła wykonanego z brązu. Na szczęście udało się go odzyskać – komentuje.
Aktualnie Kazimierz Zembala myśli o uhonorowaniu dwóch żołnierzy. Dzięki naszemu tygodnikowi dotarł do mogił – Henryka Kropidłowskiego i Włodzimierza Wierciocha w Bozanowicach za Starokrzepocami. – Ich groby są zaniedbane, dlatego postanowiłem przenieść je do panteonu w Krzepicach. Mam nadzieję, że proboszcz parafii wyda na to zgodę. Żołnierze zginęli tragiczne. Gdy wracali z Francji do Polski w 1942 roku złapali ich Niemcy. Naziści torturowali ich, a potem zabili i zakopali w rowie – mówi.
Pan Kazimierz od ośmiu lat przewodniczy krzepickim kombatantom. W tym czasie, oprócz największego, wspomnianego pomnika, udało mu się przeprowadzić sporo inicjatyw. Zebrał fundusze na sztandar, współuczetniczył w ufundowaniu tablicy pamiątkowej ku czci Kurzelewskiego, zgromadził liczne pamiątki narodowe. Siedzibę Koła wypełniają obrazy dowódców, emblematy, sztandary, dokumenty. W organizacji zrzeszonych jest 42 członków. – Niestety wykruszamy się powoli. Opiekujemy się 39. wdowami po kombatantach – mówi K. Zembala.
Wcześniej – w latach 1986-90 – postawił Dom Kultury w Krzepicach. Bez kozery może nazwać się ojcem tej instytucji. – Zdobył pieniądze na kino, a wybudował dom kultury – komentuje fakt jego przyjaciel Tadeusz. – Budynek wykończyliśmy dzięki pomocy dyrektora Opery w Katowicach, pana Brzezińskiego, który wsparł nasze starania o dotacje. Miasto nie dało nawet pięciu groszy – opowiada Zembala. Później przez wiele lat był dyrektorem Domu. Funkcjonował na wysokich obrotach. – Prawie 36 lat pracowałem na dwóch etatach – rano na kolei, popołudniami w Domu Kultury. Wówczas Dom żył. Dzieci i młodzież miały liczne zajęcia, były dwa pianina – jedno udało się mi pozyskać gratis, drugie z rabatem – wspomina. – Dzisiaj instytucja zamiera. Szkoda – dodaje. Dokonania pana Zembali doceniano wielokrotnie. Może poszczycić się kolekcją medali i odznaczeń. Do najcenniejszych zalicza Krzyż Komandorski z Gwiazdą Orderu Odrodzenia Polski, krzyż Armii Krajowej, Krzyż Oświęcimski.
Nasz bohater miał też szczęście w życiu prywatnym. Spotkał wspaniałą kobietę – Krystynę Szulc z Albertowa. – To wielka Polka, wspaniała towarzyszka życia, cudowna matka – mówi Zembala. I nie ma w tym przesady. Pani Krystyna to ciepła, wyrozumiała osoba, zawsze uczynna, serdeczna, oddana swojej rodzinie. Wspólnie państwo Zembalowie wychowali trzech synów. Marian jest znanym, cenionym w kraju i za granicą kardiochirurgiem, dyrektorem Kardiochirurgii w Zabrzu, Mirosław – chirurgiem, najmłodszy Jacek – technikiem stomatologii. Państwo Zembalowie doczekali się sześciu wnucząt. Czworo to synowie Mariana (dwóch jest prawnikami, dwaj pozostali tłumaczem i lekarzem), syn Mirosława jest lekarzem, a Jacka uczy się w szkole podstawowej. Państwo Zembalowie dumni są z sukcesów zawodowych swoich dzieci, ale jak mówi pani Krystyna najważniejsze, że są dobrymi ludźmi.
Pan Kazimierz podkreśla, wszystko co osiągnął zawdzięcza ojcu. – Kochał mnie bardzo, ale mądrze. Był konsekwentny, wymagający, ale zawsze rozumiał moje oczekiwania. Nie wychowywał mnie na słabeusza. Szkołę skończyłem, bo wpajał mi potrzebę nauki – mówi. – Wychowałem się jako jedynak w dobrobycie. Później był chłód, głód, samotność, ale wszystko minęło. Pokonałem wiele trudności. Do lekcji życia na szczęście przygotował mnie ojciec.
URSZULA GIŻYŃSKA