Pierwszy parowiec o nazwie naszego miasta pojawił się na morzach w roku 1940, w czasie II wojny światowej. Miał długość 78,4 m i nośność 2960 ton. Zbudowany został jako jeden z serii “Robur”, w szwedzkiej stoczni w Goeteborgu, w roku 1930. W roku 1940, pełniąc służbę w Wielkiej Brytanii, pod polską banderą, otrzymał nazwę “Częstochowa”. Nieco później doszło jednak do tragedii. W nocy z 19 na 20 sierpnia 1941 roku, u wschodnich wybrzeży Anglii, statek został zatopiony przez Niemców. Do dzisiaj jednak nie ma pewności, czy trafił na minę magnetyczną, czy też został storpedowany przez ścigacze Kriegsmarine, które operowały wówczas u wybrzeży Wielkiej Brytanii. Załoga statku, wraz z kapitanem, została uratowana.
Pierwszy parowiec o nazwie naszego miasta pojawił się na morzach w roku 1940, w czasie II wojny światowej. Miał długość 78,4 m i nośność 2960 ton. Zbudowany został jako jeden z serii “Robur”, w szwedzkiej stoczni w Goeteborgu, w roku 1930. W roku 1940, pełniąc służbę w Wielkiej Brytanii, pod polską banderą, otrzymał nazwę “Częstochowa”. Nieco później doszło jednak do tragedii. W nocy z 19 na 20 sierpnia 1941 roku, u wschodnich wybrzeży Anglii, statek został zatopiony przez Niemców. Do dzisiaj jednak nie ma pewności, czy trafił na minę magnetyczną, czy też został storpedowany przez ścigacze Kriegsmarine, które operowały wówczas u wybrzeży Wielkiej Brytanii. Załoga statku, wraz z kapitanem, została uratowana.
Nazwa “Częstochowa” powróciła na morza i oceany w latach sześćdziesiątych. Drobnicowiec m/s “Częstochowa” zwodowany został w stoczni imienia Adolfa Warskiego w Szczecinie, w czerwcu 1966 roku, w serii jednostek “nazw miast”. Pływał na linii Szczecin – Zachodnia Afryka, początkowo w służbie armatora – Polska Żegluga Morska, następnie – Polskie Linie Oceaniczne.
W ciągu 18 lat (a to dla drobnicowca już wiek “słuszny”) m/s “Częstochowa” odbył 57 podróży do Afryki Zachodniej. Przebył w tych rejsach 470 tysięcy mil morskich, co równa się 870 tysiącom kilometrów. Każdy z rejsów trwał przeciętnie od 90 do 127 dni. Najdłuższy był rejs do Angoli, w którym załoga przepłynęła 12 tysięcy 863 mile morskie, co w przeliczeniu na kilometry daje ich 23 tysiące 820.
Statek był dla armatora jednostką opłacalną. Nie tylko transportował, ale także dużo zarabiał. I to sporo. We wspomnianych 57 rejsach zarobił około 250 milionów złotych. W tym miejscu należy przypomnieć, że całkowity koszt budowy statku wyniósł 160 milionów złotych. Dalsza eksploatacja statku stała się dla armatora nieopłacalna. w sierpniu 1984 roku m/s “Częstochowa” został skreślony z rejestru jednostek polskiej floty handlowej i sprzedany armatorowi zagranicznemu. Drobnicowiec m/s “Częstochowa” należy już do przeszłości, bo przecież czas nieubłaganie znaczy swoje rysy nie tylko na człowieku, ale również na skomplikowanych aparaturach, jakimi są statki.
I oto w połowie lat osiemdziesiątych, jak grom z jasnego nieba, pojawiła się wiadomość – nazwa “Częstochowa”. Jedna z gazet napisała: “Nazwa “Częstochowa” wróci na morza i oceany! Nazwę będzie miał jacht pełnomorski, którego budowa jest już daleko zaawansowana. Jest ona wynikiem społecznej inicjatywy grona zapaleńców, miłośników morza, którzy podjęli się zrealizowania tego pięknego, ale zarazem trudnego zadania.” Było to w 1986 roku. A wówczas wiadomo, kiedy w sklepach pusto, władzom zależało, aby społeczeństwu podsunąć propagandowy kąsek. Powołano więc komitet budowy jachtu s/y “Częstochowa”, na którego czele stanął ówczesny prezydent Częstochowy Jacek Paciorkowski.
Od razu zdecydowano się na budowę jednostki dużej, przydatnej do szkolenia żeglarzy w rejsach dalekomorskich, ale także zdolnej do odbywania podróży oceanicznych. Dlatego też konstrukcja musiała być solidna – poczynając od szkieletu kadłuba, aż po pokrycie pokładu włącznie. W tych czasach nie bawiono się w minimalizm. Długość całkowita jednostki miała wynieść – 12,45 metra. Szerokość – 3,5 m. Zanurzenie – 2 m. Wyporność – 11,5 tony. Powierzchnia żagla – około 80 m kwadratowych. Jacht miał być przeznaczony dla dziewięcioosobowej załogi, która miała mieć zapewnione optymalne warunki żeglowania. Jednostka budowana była w hali Walcowni Blach Grubych Huty im. B. Bieruta , następny etap jej realizacji miał być kontynuowany, a konkretnie wyposażenie kadłuba, w Fabryce Urządzeń Mechanicznych “Wykromet” przy ul. Rolniczej.
Ówczesne władze tak wielkie propagandowe znaczenie przywiązywały do budowy statku, że pierwszy etap prac w Hucie “Bieruta” (wówczas niewiele jeszcze zrobiono) zaprezentowano I sekretarzowi PZPR Jerzemu Sypkowi.
Od tego czasu minęło kilkanaście lat. Wiadomo, że jacht nigdy nie został zwodowany. Co jednak później działo się z kadłubem? Gdzie się obecnie znajduje? Jeżeli któryś z Czytelników pomógłby nam w ustaleniu dalszych losów jednostki, będziemy zobowiązani i obiecujemy, że wrócimy do tematu.
RAFAŁ NOWICKI