Wszystko rozstrzygnie się w grudniu
31 października br. menedżerowi Czesławowi Czernickiemu skończyła się umowa zawarta z częstochowskim Włókniarzem, dodajmy, zawarta na czas rozgrywek żużlowych w sezonie 2001. Jaka będzie dalsza przyszłość Czesława Czernickiego, trudno jeszcze wyrokować, ale szkoleniowiec, rodem z Zielonej Góry, nie miałby nic przeciwko związania się z Włókniarzem na kolejny rok.
W niedzielę, 4 listopada Czernicki przyjechał do Częstochowy i obserwował zawody miniżużlowe. Dzień później spotkał się z włodarzami klubu, by dyskutować o swojej dalszej przyszłości. My rozmawialiśmy z Czernickim w przededniu istotnego, jak się wydaje, spotkania z prezesem klubu Marianem Maślanką i jego współpracownikami.
– Proszę odpowiedzieć jasno, czy chce pan dalej pracować z częstochowskim zespołem?
– Chcę, bo z tym środowiskiem jest mi zdecydowanie bardziej po drodze niż zielonogórskim. Tam nie usłuchano mnie w 1999, postanowiono iść zupełnie inną drogą, nie taką, o której ja myślałem. Przypuszczam, że pokłosie wszystkich błędnych decyzji podjętych właśnie w tym okresie jest widoczne dzisiaj. Radson Malma Włókniarz jest w ekstraklasie, Polmos ją opuścił. Wnioski można wysnuć sobie samemu, ale mnie osobiście martwi, że tacy zielongórscy zawodnicy, jak Grzesiu Kłopot, Sebastian Smoter czy Maciej Bornecki zostali odsunięci na bok i nie rozwinęli się tak, jak można było oczekiwać.
– Wróćmy do Radsona Malmy Włókniarza. Nie powie pan przecież, że częstochowską drużynę prowadził pan gładko jak po maśle?
– Klub powinno się traktować w kategorii rodziny. W porządnej rodzinie jest zawsze ojciec i matka. Matką był zarząd, który często pogłaskał, pochwalił i wynagrodził zawodnika. Z ojcem jest inaczej. On musi czasami pokrzyczeć, uderzyć pieścią w stół, skrytykować, wytknąć błędy. Jako ten ojciec, tak czyniłem. Nie wnosiłem jednak o karanie zawodników, choć mogłem to zrobić. Niektórzy nie chcieli tego zrozumieć. Irytowało mnie to.
– Kto nie mógł zrozumieć?
– Dokładnie wie pan, o kogo chodzi. Mam na myśli Zbigniewa Czerwińskiego. Jeśli on i jego ojciec nie pojmą pewnych rzeczy i nie będą tylko patrzyli na czubek własnego nosa, to chłopak może zostać świetnym zawodnikiem, bo ma papiery na jazdę. Jeśli nie, to będzie źle.
– Pozostali?
– Byli lojalni i ja wobec nich byłem lojalny. Bardzo szybko się poznaliśmy, bardzo szybko dogadaliśmy i mimo, że czasami przyszło nam po męsku usiąść i porozmawiać, znajdowaliśmy platformę porozumienia. Taką platforę porozumienia znalazłem także z Grzegorzem Walaskiem, choć kiedyś próbowano z nas uczynić wrogów. Dla Grzegorza ten sezon był wielkim wyzwaniem. Czasami więc i Walaska ponosiły nerwy, ale ja mu wszystko wybaczam, bo pokazał, że to mężczyzna z charakterem.
– Czy zawodnikom Radsona Malmy Włókniarza nie zabraknie tego charakteru w przyszłym roku?
– Nie zabraknie, bo skład jest praktycznie gotowy. Niektórzy nam go zazdroszczą i słyszę, że chcą podkupić Walaska i Tomka Jędrzejaka. Jesteśmy doprawdy wręcz w komfortowej sytuacji. Potrzebne są jedynie drobne korekty i możemy startować. Startować z wysokiego pułapu.
– Utrzymanie zespołu z Częstochowy w ekstralidze, to pański kolejny sportowy sukces.
– Oczywiście. Na początku rozgrywek przecież niemal wszyscy skazywali nas na pożarcie. Było masę krytyki: co za skład, kogo my właściwie mamy w zespole. Gdzie są dziś ci, którzy tak krytykowali. Pochowali się. Może to oni próbują podważać mój autorytet jako szkoleniowca.
– Dziękuję za rozmowę.
PS Po spotkaniu zarządu Włókniarza z Czesławem Czernickim, do połowy grudnia odsunięto decyzję, czy dotychczasowy menedżer częstochowskich żużlowców w dalszym ciągu pełnił będzie swoją funkcję.
Jak powiedział nam prezes klubu Marian Maślanka, tuż przed świętami Bożego Narodzenia działacze, trenerzy i zawodnicy spotkają się na tradycyjnym opłatku. Być może dopiero wówczas zapadnie ostateczna decyzja w sprawie Czernickiego.
ANDRZEJ ZAGUŁA