Co zrobi syndyk?


W lipcu 2002 roku opublikowaliśmy materiał pt. “Historia jednego zakładu”, który zawierał – w wielkim skrócie – zbiór nieco starszych i najnowszych faktów dotyczących Spółdzielni Pracy “Odzież” w Częstochowie. Powstały tuż po wojnie zakład, po burzliwych przejściach w ostatnich 10 latach z końcem ubiegłego roku ogłosił upadłość, bo po 20 grudnia 2002 obowiązki administratora przejął syndyk. Nie sposób rozstrzygnąć jednoznacznie, co było przyczyną upadku prężnie – jeszcze do niedawna – działającej spółdzielni, zatrudniającej ponad 200 osób. Zbyt wiele elementów złożyło się na klęskę, zwłaszcza, że dziś nikt – począwszy od zarządu, rady nadzorczej, po kontrahentów i odbiorców, skończywszy na samych pracownikach – nie poczuwa się do winy za zaistniałą sytuację.

W lipcu 2002 roku opublikowaliśmy materiał pt. “Historia jednego zakładu”, który zawierał – w wielkim skrócie – zbiór nieco starszych i najnowszych faktów dotyczących Spółdzielni Pracy “Odzież” w Częstochowie. Powstały tuż po wojnie zakład, po burzliwych przejściach w ostatnich 10 latach z końcem ubiegłego roku ogłosił upadłość, bo po 20 grudnia 2002 obowiązki administratora przejął syndyk. Nie sposób rozstrzygnąć jednoznacznie, co było przyczyną upadku prężnie – jeszcze do niedawna – działającej spółdzielni, zatrudniającej ponad 200 osób. Zbyt wiele elementów złożyło się na klęskę, zwłaszcza, że dziś nikt – począwszy od zarządu, rady nadzorczej, po kontrahentów i odbiorców, skończywszy na samych pracownikach – nie poczuwa się do winy za zaistniałą sytuację.
Kto zarobił?
W roku 1998 słusznie ówczesny zarząd “Odzieży” zauważył, że zasady funkcjonowania spółdzielni, czyli podmiotu będącego własnością wszystkich członków/pracowników (czytaj niczyją) nie przystają do nowych realiów gospodarczych w Polsce. Powołano wtedy do życia nowy podmiot, wewnątrz “Odzieży” – spółkę z ograniczoną odpowiedzialnością “Trójka”, której zadanie polegało na kooperacji z firmą matką przy produkcji konfekcji. “Odzież” zlecała “Trójce” wykonanie konkretnej partii zamówienia, np. uszycie spodni, ale to spółdzielnia pełniła rolę wiodącego podmiotu w rozliczeniach z odbiorcami i z samą spółką. Bardzo istotnym elementem jest to, że “Trójka” nie mogłaby funkcjonować bez spółdzielni, bowiem zajmowała część jej pomieszczeń, maszyn i załogi. Mniemać należy, że pomysłodawcom powołania “Trójki” przyświecał jedynie słuszny zamysł przejęcia przez spółkę ograniczonej prawnie spółdzielni, za zgodą i z udziałem jej członków, czyli pracowników. Dopóki “Odzież” posiadała większościowy pakiet udziału “Trójki” relacje między firmami układały się doskonale. Idylliczną atmosferę zakłóciły nowe ustalenia zarządu “Odzieży”, który – nie wiedzieć dlaczego – wprowadził do spółki “Trójka” udziałowca z zewnątrz, przedstawiciela niemieckiej firmy odzieżowej. Wyjaśnienie nadeszło wraz z odwróceniem ról zależności między firmami. “Odzież” stała się poniekąd pośrednikiem “Trójki”. Spółdzielnia przyjmowała zlecenie i tu ciekawostka od tejże firmy niemieckiej, “Trójka” wykonywała, a zyski – oczywiście w pewnej tylko części – wracały do zleceniodawcy, odbiorcy i udziałowca “Trójki” w jednej osobie. Przedstawiciel zachodniego koncernu uzależniał współpracę z “Odzieżą”, a więc zlecenia dla niej od istnienia spółki. Wydawałoby się, że zarząd powinien natychmiast zareagować na szantaż i ogólnie chorą sytuację spółdzielni, a także pierwsze symptomy kłopotów finansowych “Odzieży”, ale nie tym razem. Powołany przez Radę Nadzorczą w sierpniu 2001 roku biegły rewident w piętnastu punktach odniósł się do wszystkich nieprawidłowości, a za najważniejsze wskazał sprzeczność interesów prezesa spółdzielni i jednoczenie, jak się okazało, prezesa i udziałowca spółki – “jest naruszony paragraf 71. statusu spółdzielni przez prezesa zarządu, który tę samą funkcję pełni w spółce konkurencji”. Zalecił także: “zrezygnować z usług kooperacyjnych świadczonych przez spółkę “Trójka”. Potwierdziła się stara prawda, że jeśli nie wiadomo o co chodzi, to na pewno chodzi o pieniądze.
Lewy kontrakt?
Proces zależności “Odzieży” od zachodniej firmy posunął się tak dalece, że nawet zmiana zarządu niewiele spółdzielni przyniosła korzyści. Wręcz przeciwnie. Przedstawiciel koncernu wyraźnie poczuł za plecami oddech nowego prezesa i mimo układnych stosunków przyśpieszył realizację planu, który – jak przypuszczać należy – był jego celem numer jeden już od dawna. Dokumenty, a szczególnie umowy nowy prezes chciał sprecyzować i uściślić, co wyraźnie nie było na rękę zachodniemu kontrahentowi. Zapewne w jego opinii, jakiekolwiek zmiany nie były konieczne, bowiem identyczne kontrakty doskonale funkcjonowały przez lata za poprzedniego zarządu. Nowy prezes twierdził natomiast, że chce mieć porządek w dokumentach i nie będzie – co potwierdził teraz przekazując 8 spraw prokuraturze w Częstochowie – tolerować niedociągnięć podszytych przekrętami. Przedstawiciel zachodniej firmy zadziałał więc błyskawicznie. W listopadzie 2001 roku podpisał umowę współpracy na cały 2002 rok, składającą się z czterech punktów, delikatnie mówiąc bardzo lakoniczną i jednocześnie odmówił podpisania przedstawionych mu w osobnym dokumencie szczegółowych warunków tejże umowy. Dla samej “Odzieży”, a raczej jej pracowników, fakt ten nie miał większego znaczenia. Zawarcie kontraktu łącznej wartości 2 milionów euro oznaczało pracę dla wszystkich przez cały rok. Wraz z nadejściem stycznia “Odzież” z niecierpliwością oczekiwała na pierwsze, zgodne z umową zlecenie ze strony Niemiec. Dzień za dniem mijał i nic. Wtedy dopiero zdano sobie sprawę, że zaletą kontraktu jest wielomiesięczna praca, ale jego wadą utrzymywanie stanu gotowości, bez możliwości zawierania innych umów, z innymi odbiorcami. Zdesperowana załoga zwolniła więc nowego prezesa i powołała starego (od spółki “Trojka”) w nadziei, że zażyła znajomość obu panów przywróci dawny stan rzeczy. Ale strona niemiecka, bez podania przyczyny, zerwała wszelkie kontakty ze stroną polską, wykorzystując nieprecyzyjną umowę. Od tego momentu już nic nie było w stanie uratować “Odzieży”. Jawi się pytanie: w jakim celu strona niemiecka podpisała umowę, której i tak nie chciała realizować? Warunkiem spełnienia tego kontraktu przez spółdzielnię było uzyskanie zgody na zwolnienie z cła w obrocie między firmą niemiecką a “Odzieżą”. Dokument spółdzielnia uzyskała od Urzędu Celnego w Katowicach, ale nigdy z niego nie skorzystała. Zwolnienie pozwala nie płacić cła w chwili przekraczania granicy w obie strony surowców i towarów. Skoro nie “Odzież”, to kto skorzystał na zwolnieniu celnym?
Czy wszystko stracone?
Majątek, wyceniony na około trzech milionów złotych, przeszedł pod władanie syndyka, który nieźle się teraz musi nagłowić, by go spieniężyć i zabezpieczyć roszczenia względem dłużników w kwocie około dwóch milionów. Lwia część – 1,7 mln – zobowiązań finansowych spółdzielni dotyczy bezpośrednio pracowników “Odzieży”. W tej sprawie zdrowy rozsądek i poczucie sprawiedliwości podpowiadają, że najłatwiejszą drogą do pozyskania jeszcze dodatkowych pieniędzy z zewnątrz i po trosze ukarania winnych, jest złożenie pozwu sądowego przeciwko firmie niemieckiej. Na pytanie, dlaczego do tej pory nie zostało to zrobione – zarząd spółdzielni “Odzież” tłumaczy się, skomplikowaną procedurą prawną, koniecznością złożenia pozwu w Niemczech i ogromnymi kosztami. Warto jednak zwrócić uwagę – co potwierdzi każdy prawnik – że istnieją podstawy do roszczenia ze strony “Odzieży” i choćby dlatego, dla pracowników, którzy połowę życia poświęcili spółdzielni należy
ubiegać się o odszkodowanie. Obecnie taka decyzja leży w gestii syndyka. Oczywiście o tym, czy na podstawie zawartej umowy Polakom należy się zadośćuczynienie zadecyduje sąd. Oby jak najszybciej. A tak swoją drogą, to przykład częstochowskiej spółdzielni świadczy, że nie tylko wśród Polaków – jak to często słyszy się na Zachodzie – są kanciarze i kombinatorzy. “Czarne owce” zdarzają się także wśród zdyscyplinowanych, ułożonych Niemców.
RENATA KLUCZNA

Renata Kluczna

Podziel się:

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *