1 grudnia 2020 roku przejdzie do historii Częstochowy jako „znak ciemności”. Prezydent Matyjaszczyk obwieścił bowiem, że wobec zapowiedzi zawetowania przez polski rząd unijnego budżetu, na znak protestu, tak jak w innych polskich miastach, również w Częstochowie zostaną wyłączone wybrane uliczne światła i latarnie. I o godz. 17. Plac Biegańskiego na godzinę stanął w ciemnościach, by pokazać społeczeństwu, że bez środków unijnych zostaje nam już tylko ciemność. Śmiem stwierdzić, że ta ciemność ogarnia właśnie protestujących dewastatorów życia publicznego.
Władze Częstochowy wpisały się w narrację siania defetyzmu przez totalną opozycję, która wszystko robi, aby zdezawuować negocjacje polskiego rządu z władzami Unii Europejskiej, gwarantujące nam poszanowanie naszej wolności i suwerenności. Obecna władza Unii chce przecież poprzez połączenie budżetu z praworządnością, wyznaczoną według jej standardów, w bezprecedensowy sposób wpływać na samostanowienie i prawo krajów zrzeszonych w strukturach UE. Na to rząd Mateusza Morawieckiego mówi stanowcze nie i wraz z Węgrami tak konstruowany budżet na kolejny okres rozliczeniowy planuje zawetować.
Premier Morawiecki, zgodnie z polską racją stanu i prawem europejskim, zamierza skorzystać z narzędzia negocjacyjnego wpisanego w traktaty unijne, nie raz już stosowanego przez inne kraje. Jednak obrona spraw polskich obywateli jest solą w oku dla totalnej opozycji, karmiącej się nienawiścią i ciągłymi awanturami politycznymi. Jest dla opozycji pretekstem do wywoływania kolejnych prowokacji destabilizujących spokój w kraju, służących do manipulowania ludźmi; w konsekwencji – do wzbudzania w społeczeństwie poznawczego dysonansu. A nadrzędnym celem opozycji jest – oczywiście – żądza przejęcia władzy w państwie.
Jakże w tym świetle prostoduszne są stwierdzenia, publikowane na stronie częstochowskiego magistratu, o unijnej kroplówce spektakularnie zmieniającej poziom i jakość naszego życia. Ten płacz o próbie wyrwania sobie samemu i wyrzucenia do kosza tej życiodajnej kroplówki tchnie wyreżyserowaną, pozorną naiwnością, budzi żałość i pusty śmiech. Każdy przecież wie, że te „wielkie, unijne środki finansowe” są tylko małą częścią prawdziwie wielkich sum, które płyną do Niemiec z wielkich połaci polskiej gospodarki, zawłaszczonych przez niemiecki kapitał.
URSZULA GIŻYŃSKA