W ubiegły piątek 20 lipca, w ratuszowych salach Muzeum Częstochowskiego odbył się wernisaż malarstwa Sebastiana Kotkowskiego. Ten młody częstochowianin jest studentem piątego roku Akademii Sztuk Pięknych w Krakowie, a jego twórczość uznawana jest za kontynuację szkoły krakowskich kolorystów.
30 prac (m.in. akty i martwe natury), które możemy oglądać w częstochowskim Muzeum łączy wspólny tytuł – “W pracowni”. Wcześniej ekspozycja była prezentowana w galerii krakowskiej Państwowej Wyższej Szkoły Teatralnej, a jesienią znajdzie się w salach Biura Wystaw Artystycznych w Bielsku – Białej.
Ważnym wydarzeniem wernisażu była aukcja jednego z obrazów Sebastiana Kotkowskiego, z której dochód (800 złotych) został przeznaczony na pomoc powodzianom w Gdańsku.
– Powiedziałeś podczas wernisażu, że żeby tworzyć takie obrazy, jak Twoje, bardzo ważny jest dystans. Skąd go brać w tak młodym wieku?
– Sądzę, że dystans to jest coś takiego, co się nabywa z wiekiem, ale można to też mieć, gdy się jest bardzo młodym.
– Mówią o Tobie, że jesteś kontynuatorem tradycji krakowskich kolorystów. Czym dla Ciebie jest kolor?
– Myślę, że skojarzenie mojego malarstwa ze szkołą krakowskich kolorystów jest prawdziwe; wywodzę się z takiego miejsca, gdzie kolor był i jest kultywowany. Sam koloryzm to jednak sprawa trudna i dziwna; można na przykład określić kogoś kolorystą, kto maluje jedynie w odcieniach szarości. Z kolei moje obrazy, które są tutaj pokazywane są mocno skontrastowane, oparte na ciemnych barwach i na niuansach ostrych kolorów.
– Co to jest według Ciebie udany obraz?
– To na pewno nie jest obraz skończony… Można coś wypracować, ale jednocześnie przez wypracowanie… zagnieść. Trzeba znaleźć odpowiedni moment, żeby odejść od obrazu.
– Dlaczego nie podpisujesz swoich obrazów?
– W momencie, kiedy maluję obraz, nie przychodzi mi do głowy w jaki sposób mógłbym zakomponować w nim, na płaszczyźnie, swoje imię i nazwisko. Natomiast są tacy artyści, którzy świetnie wkomponowywali swoje inicjały, czy nazwiska w rytm całej kompozycji, na przykład Salvador Dali.
– Dlaczego nie dajesz tytułów swoim obrazom, niektóre aż się o to same proszą; to lenistwo, brak pomysłów, czy taka moda?
– To chyba dlatego, że jestem na początku drogi twórczej i mogę określić swoje obrazy jako “w pracowni”, “akt”, bądź “martwa natura” i… już.
– Dziękuję za rozmowę.
SYLWIA BIELECKA