W końcu ten zawodnik pojechał jak na lidera przystało. Mikkel Michelsen, gromadząc 12 „oczek” dla Krono-Plast Włókniarza Częstochowa, przyczynił się znacząco do zwycięstwa swojej drużyny nad ZOOleszcz GKM-em Grudziądz 51:39 w piątek (31 maja). Był jednocześnie – pod względem punktacji – najlepszym rajderem „Lwów”.
Norbert Giżyński (ekstraliga.pl): Pokonaliście ZOOleszcz GKM Grudziądz 51:39. Jak to spotkanie wyglądało z Twojego punktu widzenia?
– Kolejny zwykły mecz, każdy wykonał swoje zadanie. Oczywiście, ciekawostka, że drużyna z Grudziądza jechała bez Jasona (Doyle’a – przyp. red.), ale za to Max (Fricke – przyp. red.) zdobył dużo punktów, co utrzymało ich w meczu, szczególnie w pierwszej części. W drugiej trochę się poprawiliśmy, pokazaliśmy naszą siłę. Tak czy siak, satysfakcjonujący występ.
Tym razem zdobyłeś 12 punktów i w dodatku byłeś najlepszym zawodnikiem drużyny gospodarzy. Musiałeś być więc bardzo, bardzo, bardzo zadowolony, prawda?
– Nie tylko zadowolony, byłem absolutnie zadowolony, porównując do wtorku (28 maja – przyp. red.), kiedy miałem żałosny występ, to było żenujące. Byłem bardzo zawiedziony, sfrustrowany po tym wszystkim. Miło było wyjść i pokazać w piątek wieczorem, co potrafię. Ale jest to kolejny dzień, kiedy każdy zdobywa punkty i my, jako zespół, wygrywamy. To jest to, co się liczy. To, co wydarzyło się we wtorek, nie powinno było z mojej strony się zdarzyć.
Czy zatem w piątek częstochowski tor – według Twojej opinii – był inny od tego we wtorek, kiedy rywalizowaliście z KS Apatorem Toruń?
– Tak, trochę był. Ale tego można było się spodziewać po tylu dniach złej pogody. Generalnie tor był w porządku, nie można narzekać. We wtorek też. Po prostu zawiedliśmy, ja i mój mechanik, namieszaliśmy. Cieszę się, że deszcz przestał padać i nie musieliśmy odwołać spotkania.
Rozmawiał: Norbert Giżyński
Foto.: Grzegorz Przygodziński