Muniek Staszczyk wystapił na “Dniach Częstochowy”
Suport już szalał na scenie, kiedy Muniek Staszczyk przyjechał na plac Biegańskiego. Zaprosiłem go do budynku Odwachu, gdzie mieści się Muzeum Częstochowskie – to jedyne miejsce, gdzie panowała względna cisza. Lider T-love wyglądał na zmęczonego, ale miasto “nie było zmęczone jak on”. Pomimo plastikowych okien słychać było skandowanie fanów: “Muniek! Muniek!”. Wszyscy czekali na koncert legendarnej formacji.
Jak się czujesz? Wyglądasz na zmęczonego. Wiem, że miałeś dzisiaj ciężki dzień. Odkąd przyjechałeś dzisiaj rano do Częstochowy biega za Tobą ekipa filmowa, kręcicie jakiś teledysk?
– Nie, powstaje film o T-love, sumujący historię zespołu. W marcu przyszłego roku wyjdzie nasza nowa płyta, będzie to krążek przełomowy, po jego wydaniu nastąpi prawdopodobnie jakaś przerwa w działalności grupy, ale krótka, mająca charakter “przewietrzenia” głowy. Ale nie ma mowy o rozpadzie zespołu. Jakiś czas temu młodzi ludzie zaproponowali nam zrobienie filmu o T-love, mieli parę kamerek, zgodziliśmy się. Byli to amatorzy zupełni, ale całkiem dobrze im to poszło. Potem wszedł w ten projekt program drugi TVP i pani Nina Terentiew, która zawsze była z nami zaprzyjaźniona. Od listopada zeszłego roku ekipa telewizyjna towarzyszy nam wszędzie, dzisiaj np. od rana “ćwiczyliśmy” całą Częstochowę – IV Liceum, moich profesorów, starych kumpli, potem odwiedziliśmy moje osiedle na Rakowie. Dlatego, kiedy mnie pytasz jak się czuję, odpowiem, że czuję się OK.
Uprzedzając pytanie zapewniasz, że nie kończycie kariery. Rozumiem, że jesteś już przyzwyczajony do plotek o końcu T-love?
– Szykujemy oficjalną wypowiedź medialną w tej sprawie, ponieważ, mówiąc krótko, za przeproszeniem, off the records, wkurzyłem się, że ktoś takie rzeczy rozpowszechnia. Przyjechałem z wakacji i czytam w Internecie, że zespół się rozpada, jest to zdecydowanie za mocno powiedziane, ponieważ ten zespól, to jest moje życie, mój czas i… “Strzeż tajemnicy państwowej” (śmieje się i pokazuje na plakat, z czasów PRL z takim napisem, wiszący na ścianie).
Opowiedz jak wspominasz te lata, kiedy mieszkałeś w Częstochowie? Co sądzisz o muzyce, która tutaj ma swoje korzenie? T-love to przecież nie jedyna sława, rodem z miasta “świętej wieży”.
– Dla mnie Częstochowa to jest podróż sentymentalna, to jest miłość ogromna, bo to moje miasto rodzinne. Raków… wiem, że wszedł do trzeciej ligi (śmiech). Naprawdę, to są rzeczy, których się nie zapomina, bo się tu urodziłem. Jest to dla mnie mocny koncert, cieszę się, że gram po raz kolejny na placu Biegańskiego, dla ludzi z tego miasta, uwielbiam to. Teraz mieszkam w Warszawie, jest tam moja rodzina, ale moim miastem rodzinnym jest Częstochowa. A jeśli chodzi o lokalną scenę, to uważam, że stąd wyszło wielu muzyków bardzo “sensownych”, mówię o scenie jazzowej, o “Yaninie” Iwańskim, o “Ziucie” Gralaku, o Pospieszalskich, o T-love, o Formacji Nieżywych Schabuff, o Habakuku, zespole, z którym jestem zaprzyjaźniony. Jak ja to widzę? Nie mieszkam na co dzień, przyjeżdżam na dwa dni, super jest!
Ten wywiad znajdzie się również na stronie zaprzyjaźnionego z “Gazetą Częstochowską” portalu internetowego www.oknonakulture.art.pl, którego twórcą był, zmarły niedawno tragicznie, Twój przyjaciel ks. Grzegorz Ułamek. Jak wspominasz Grzesia?
– On był moim kolegą, nie przyjacielem, bo się rzadko widywaliśmy, ale zrobił ze mną wywiad i zrobił na mnie super dobre wrażenie. Daj Boże więcej takich księży w Polsce, daj Boże takich ludzi, którzy by dla Kościoła robili tyle dobrego. Ja jestem osobą wierzącą, ale Kościół ostatnio jest nieco negatywnie odbierany przez młodych ludzi. Grzegorz był fajnym księdzem, naprawdę bardzo fajnym gościem. I przykro bardzo, że odszedł, ale myślę, że On ma dobrze teraz tam u “Szefa” i po prostu uśmiecha się w tej chwili, bo to jest taki koleś, miał dużo życia w sobie, dużo energii, kochał muzykę, ewangelizował w sposób prosty.
W swojej książce “Pięć okien” Grzegorz namówił Cię do bardzo osobistych zwierzeń, to chyba pierwszy tak intymny wywiad w twoim życiu?
– To prawda, choć jeszcze wcześniej był podobny wywiad w jakimś programie telewizyjnym. Miałem zły moment w swoim życiu, o którym opowiadam w rozmowie z Grzegorzem, to była bardzo prawdziwa rozmowa.
Wracamy do muzyki. Zipera – zaśpiewałeś z nimi kawałek, jak to się stało, że Muniek Staszczyk został hip-hopowcem? Wielu ludziom nie podoba się twój nowy wizerunek, choćby to była tylko jedna piosenka.
– Zawsze się znajdą tacy, którzy coś mi zarzucają, jednym nie podoba się mój duet z Krawczykiem, innym z Ziperą.
Chyba bardziej z Ziperą…
– No bardziej. Powiem Ci szczerze, znam tych chłopaków, znam warszawski hip-hop, generalnie lubię hip-hop, bo jest “podwórkowy”, teraz idzie pod strzechy i jest trochę “wieśniacki”, ale z Ziperą poznałem się pięć lat temu i zaprosili mnie do duetu, a ja nie udawałem nikogo, zapodałem swój tekst. Wiesz co? Dla mnie to była taka rozrabiacka sytuacja z podwórka, chciałem się w to zabawić i fajnie było.
Nie masz żalu do Sidneya Polaka (perkusista T-love), że zrobił solową karierę i to właśnie z klimatach hip-hop?
– Nie mogę mieć żalu, zrobił swoją rzecz, która jest popularna, ma swój klimat. Od 15 lat jest perkusistą i bardzo mu zależy, żeby z nami grać, więc nie mogę mieć żalu. Nie, nie mam żalu, absolutnie.
Dzięki za rozmowę
Rozmawiał
ŁUKASZ SOŚNIAK