Zaburzenia okresu dziecięcego
Inicjatorka nieformalnej grupy “Wzajemnego Pomagania” dla rodzin dzieci upośledzonych umysłowo, która przekształciła się później w Stowarzyszenie Rodzin Dzieci Niepełnosprawnych “Serce”, od 12 lat kieruje Poradnią Psychoterapii i Rewalidacji Dzieci i Młodzieży przy Zakładzie Medycyny Szkolnej w Częstochowie, adiunkt w Zakładzie Wychowania przez Sztukę Instytutu Plastyki, Wydziału Artystycznego WSP w Częstochowie, członek Komisji Nauk Psychologicznych PAN, autorka 38 publikacji z zakresu psychologii klinicznej, ekspresji twórczej i arteterapii – to niepełna lista osiągnięć i prac dr Krystyny Sztuki – psychologa terapeuty, specjalisty psychologii klinicznej. Z panią doktor rozmawiamy na temat niektórych zaburzeń okresu dziecięcego. – Zaburzenia rozwoju okresu dziecięcego bywają różnorakie. Zdarza się, że dziecko ma spowolniony rozwój umysłowy lub nieharmonijności, przy których ogólnie umysł rozwija się dobrze, a tylko w jakimś zakresie ten rozwój jest spowolniony.
– Na czym polega dysproporcja?
– Może, na przykład, dziecko być bardzo bystre, inteligentne, dobrze się wysławiać, ale mizerne manualnie. Może to być słaby rozwój koordynacji wzrokowo – ruchowej, rozpoznawalny w rysowaniu czy później pisaniu, czytaniu lub też słaba orientacja przestrzenna.
– Kiedy najwcześniej się to ujawnia?
– W okresie przedszkolnym powyżej 3 – go roku życia, a nawet wcześniej można zauważyć, że rozwój nie idzie równo. Pewne umiejętności dziecko opanowuje bardzo szybko, a inne nie. Nigdy u dziecka nie jest tak, żeby wszystkie funkcje działały idealnie na jednym poziomie, gdyż w czasie najwcześniejszego okresu jego rozwoju wszystko się zmienia. Jeśli jednak dane dziecko jest sprawne werbalnie – zaczyna wcześnie mówić, umie słuchać, jest wygadane, to uznajemy je za inteligentne i bardzo dobrze rozwijające się. Wątpliwości przychodzą w momencie, kiedy zauważymy, że nie radzi sobie w pewnym wąskim wycinku działania.
– To znaczy?
– Taki modelowy przypadek jest wtedy, gdy dziecko dużo mówi, a w ogóle nie rysuje. Matka twierdzi, że ono nie ma zdolności, co jest nieporozumieniem, gdyż do 10 roku życia rysunek jest taką samą formą komunikacji jak mówienie. Dziecko musi się umieć wypowiedzieć przy pomocy rysunku. To zahamowanie należy wychwycić i dla dobra przyszłego rozwoju podstymulować te funkcje, które są dużo słabsze niż reszta.
– Jeśli dziecko mówi, rysuje, to można uznać, że wszystko jest w porządku?
– Nie. Mam tutaj dwa rysunki, proszę spojrzeć. Jeden przedstawia kolorową postać ludzką i jest to normalny rysunek przedszkolaka, a na drugim też są postaci, ale maleńkie gdzieś z boku kartki. Niby wszystko dobrze, ale na drugim rysunku widać zahamowanie, strach jego autora. Dziecko ma własną interpretację tego, co widzi. Nie może się rozwijać, jeśli nie komunikuje tego na zewnątrz. Proszę spojrzeć na jeszcze jeden rysunek, na którym chłopiec narysował same czarne stworki – Pokemony. Poprosiłam go, aby przedstawił swoją rodzinę podczas jakiejś czynności w domu i co widać na rysunku? – Dwoje dzieci, mama trzymająca pilota i pies – wszyscy wygodnie usadowieni przed telewizorem. Te rysunki wydają mi się najbardziej ilustratywne. – To nie należy z dziećmi oglądać bajek w telewizji? Bajka przecież uczy, wzrusza…
– Na pewno nie można powiedzieć, że wychowanie bez telewizji jest poglądem bezdyskusyjnym. Ludzie z przysłowiowej “epoki Gutenberga” wychowywani przez książkę, mają bardziej krytyczny stosunek do telewizyjnych bajek. Ja sądzę, że bajka opowiadana czy czytana – przekazywana przez drugiego człowieka, którego można zapytać o co w niej chodzi, ma zupełnie inne działanie rozwojowe niż telewizyjna bajka, w której nie ma o co pytać, bo tam kolejno następuje wybuch, światło, dźwięk, wybuch, światło, dźwięk… W niej nic się nie dzieje i jest tylko wspólnym mianownikiem dla najniższych potrzeb i oczekiwań.
Komercyjna twórczość dla dzieci jest najpierw rozreklamowana w produkcji spożywczej, a później pokazywana w telewizji wywołuje u dzieci napięcie i jego spadek. Szybko dzieje się coś, co ekscytuje i za chwilę ulga, że się skończyło. Ta ulga ma działanie wzmacniające emocjonalnie i popycha do powtórki sytuacji. Zaczyna wciągać i uzależniać nawet dorosłych, choćby dla przykładu panie sekretarki stawiające komputerowe pasjanse.
– A wracając do Pokemonów?
– O ile wiem, jest to produkcja japońska, więc z konieczności musi być fantastyczna, aby była uniwersalna. Nie może się wiązać z doświadczeniem codziennym. To produkcja obliczona na kasę. Te filmy nie odnoszą się do potrzeb dziecka. Wszyscy myślący ludzie zdają sobie sprawę z tego, że tak ostre bodźcowanie, które w Pokemonach występuje nie może być bezkarnie przyjmowane przez młody układ nerwowy.
– Mają więc zdecydowanie negatywny wpływ na dzieci?
– Na skutek ich oglądania u dzieci z dysharmoniami rozwojowymi, mogą się wytworzyć neurotyczne cechy osobowości. Dziecko mówi: ja się nudzę, sam(a) nic nie wymyślę, dajcie mi bodźca. I jest to w tej chwili zjawiskiem bardzo popularnym i bardzo rozwojowo niekorzystnym.
– Co należy robić, jeśli dziecko czeka na bodźce, rysuje same krechy, czarne maszkary czy inne udziwnione kompozycje?
– Zastosować terapię wspierającą formy obniżonych funkcji zabaw. W moim odczuciu dzieci mają zbyt mało indywidualnego kontaktu z osobami dorosłymi. W przedszkolu czy szkole działają w grupie, rodzice też wiele czasu im nie poświęcają, toteż dla mnie sensowna terapia tych wszystkich deficytów rozwojowych jest wtedy, kiedy pracuje się tylko z dwojgiem czy trojgiem dzieci. Warunkiem powodzenia jest dobra współpraca rodziców, wspierających terapeutę w domu. Im bardziej rodzice wiedzą o co chodzi, tym skuteczniejsza jest pomoc terapeuty. Oddziaływania na dziecko muszą się odbywać w ciszy i spokoju. Trzeba je wkomponować w rozkład dnia i wówczas dość szybko efekty są widoczne.
– Czy telewizja faktycznie wywiera na dzieci tak niekorzystny wpływ?
– Telewizyjna produkcja jest adresowana głównie do dorosłych, a najczęściej oglądają ją dzieci, toteż przy ich jakichkolwiek uszkodzeniach rozwojowych, dorośli na pewien czas powinni z telewizji zrezygnować. Styl życia rodziny polegający na bezkrytycznym gapieniu się w telewizor powoduje, że dzieci nie wykazują żadnej aktywności, są bierne, a jedynie o Pokemonach opowiadają z emocjami, w których się czuje osobistą identyfikację z tym wirtualnym światem. Nie mogę jednak z dziecięcych wypowiedzi dojść o co w Pokemonach chodzi. Serial jest w ogóle niezrozumiały dla moich rozmówców, a mimo to budzi wielki entuzjazm. Rodzice natomiast godzą się na “pokemonową konieczność”, bo “bez tego tematu syn nie miałby już o czym rozmawiać z kolegami”.
– Dziękuję za rozmowę.
JOANNA BAR