Pierwszy taki film


Obejrzałam „Mgłę” wczoraj, widziałam ją również dziś. Nie jestem masochistką, mam po prostu leciwych rodziców, więc służyłam za operatora komputera w czasie odtwarzania filmu dla nich.

Ponieważ staram się śledzić na bieżąco wszystkie informacje zawiązane z tą straszna tragedią, to, czego dowiedziałam się od urzędników Kancelarii Prezydenta Lecha Kaczyńskiego właściwie nie zmieniło mojej oceny stopnia odpowiedzialności za katastrofę URM, Ministerstwa Spraw Zagranicznych i podległych im służb. Nie zmieniło również tego, co myślę o prowadzonym śledztwie, lub raczej o jego zaniechaniu ze strony Państwa Polskiego. Co więc dało mi obejrzenie dokumentu? Żeby to wyjaśnić, posłużę się pewnym odniesieniem do przeszłości, właściwie dwoma.
Niemożliwe? A jednak!
Pierwsze dotyczy mojego stanu emocjonalnego, w jakim byłam po obejrzeniu filmu „Mgła” po raz pierwszy. Mogę go porównać tylko do sytuacji, kiedy dowiedziałam się o zastrzelonych w kopani „Wujek” górnikach. Wczoraj, jak wtedy, dotarło do mnie, że choć – podobnie, jak po aparatczykach gen. Jaruzelskiego – nie spodziewałam się zbyt wiele po ludziach obecnej władzy, nie sądziłam jednak, że zdolni są do tak nikczemnych zachowań. W 1981 r. nie było dla mnie najważniejsze, kto strzelał. Było i jest najistotniejsze, kto strzelającym wydawał rozkazy. Również w kwestii wszystkiego, co działo się na smoleńskim lotnisku, nie interesuje mnie, że w kilka godzin po katastrofie, to przecież nie Premier, ale urzędnicy jego Kancelarii, nad zwłokami ofiar, w tym Prezydenta RP, posługując się prymitywnym słownictwem ustalali, jak uniknąć spotkania świty Premiera z bratem nieżyjącego Prezydenta. Nie obchodzi mnie, że to tylko urzędnicy blokowali wjazd premiera Jarosława Kaczyńskiego na teren katastrofy, ( bo chciał pożegnać brata i bratową, a ważniejszy wizerunkowo był uścisk premierów Tuska z Putinem). Pracownicy najwyższych urzędów administracji państwowej dobierani są przez swoich zwierzchników, więc ich działania są tylko spełnianiem oczekiwań lub poleceń swoich szefów. To mnie przeraża, bo znaczy, że moja Ojczyzna rządzona jest przez zimnych kalkulatorów, ludzi, dla których ojczyzna jest li tylko wyrazem, wykorzystywanym w przemówieniach wygłaszanych na okazję narodowych świąt i wyborów, w celu zwodzenia i pozyskiwania głosów wyborców. Jeszcze straszniejsze słowa cisną się na usta po wysłuchaniu, jak konstruowana była intryga obliczona na zablokowanie uczestnictwa Prezydenta w uroczystościach Katyńskiej Rocznicy. Aktywny w niej udział rosyjskiego Ambasadora, który krótko po katastrofie odchodzi, odznaczony wcześniej przez p.o. Prezydenta marszałka Komorowskiego wysokim polskim odznaczeniem, budzi najgorsze skojarzenia i każe zastanowić się, czy na pewno nie cofnęliśmy się do wieku XVIII. Kwintesencją perfidii i cynizmu było jednak wykorzystanie (pomimo wcześniejszych ustaleń wykluczających taki scenariusz) pogrzebu Prezydenta RP do uzyskania kolejnych medialnych plusów – rozpoczęto odbieranie kondolencji, kiedy rodzina Prezydenta RP była jeszcze w krypcie i czekała na złożenie trumny w sarkofagu!
Dziel i rządź!
Drugie odniesienie dotyczy mojej rozmowy ze śp. Ks. prał. Jastrzębiec Peszkowskim, cudem ocalonego jeńca Kozielska, świadka Golgoty Wschodu, niezmordowanego obrońcy prawdy o tamtej zbrodni. Odbyła się ona niemal rok po śmierci sługi Bożego Jana Pawła II. Komentując wrzawę medialną wywołaną ujawnieniem domniemanej współpracy o. Hejmo z SB, ks. Prałat powiedział (cytuję z pamięci): „Policzyli nas. Zobaczyli, że kochamy Boga, potrafimy się modlić, potrafimy być razem. Daliśmy piękne świadectwo, więc trzeba było zniszczyć nam te żałobę. Rozpuszczono gończe psy. Znów nas się dzieli. Polacy pytają, zastanawiają się, komu wierzyć, czy wierzyć? Jedność przeraża władze”. Przypomniałam sobie o tych słowach nie w tamte kwietniowe dni, tylko dopiero wczoraj, pod koniec filmu. Wtedy wrzały emocje, dziś można spokojnie analizować. Tak, trzeba było zburzyć nam tą żałobę. Trzeba było znów nas podzielić. Atak sprzeciwem intelektualisty wobec pochówku Prezydenta na Wawelu spalił na panewce, więc użyto Krzyża, bo to pod Nim znów się policzyliśmy. Pod Nim, jak przez wieki, byliśmy jednością w rozpaczy, bólu. Modlitwie i nadziei, że teraz musimy się odrodzić. Na to nie było zgody. Takie odrodzenie znaczyłoby dla rządzących utratę władzy, więc zastosowano sprawdzoną taktykę, „Divide et impera”(dziel i rządź). Skłóci się kler, podzieli wiernych, ustawi jednych przeciw drugim. Podrzuci temat lewicy i rozdrażni prawicę. Zaprzyjaźnione media wykonają dobrą robotę a mohery i tak już w katakumbach… Tylko w tym amoku zapomniał ktoś, że Polska to taki kraj, w którym z Krzyżem wielu już wojowało i nigdy nikt nie wygrał.
Na koniec jeszcze poezja wieszcza Juliusza Słowackiego, tak dla refleksji, bo słowa wieszczów warto czasem przypominać:

*** (Polsko, Ojczyzno!)
Polsko, ojczyzno! padaj ze mną na kolana
I proś Boga o starcie złotego szatana,
Który spadł z nieba jako jasna błyskawica,
Zmiótłszy trzecią część twoich gwiazd i ćwierć księżyca,

Nie z woli, ale właśnie zaparciem się woli,
Myśląc, że Bóg – na skrzypcach szlachcica rzępoli,
Za cudownością wszelką – idący po ciemku.

„Mgła” pierwszy polski film o katastrofie w Smoleńsku. Scenariusz i realizacja:
Maria Dłużewska, Joanna Lichocka
Zdjęcia: Ryszard Jaworski, Włodzimierz Resiak
Produkcja: Gazeta Polska
Data polskiej premiery: 3.01.2011r.

ANNA DĄBROWSKA

Podziel się:

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *