„Jeśli zapomnę o nich, Ty, Boże na niebie, Zapomnij o mnie” – te słowa naszego wieszcza, Adama Mickiewicza, przyświecały patriotycznej uroczyści, jaka 25 lutego br. odbyła się w Zespole Szkół Samochodowo-Budowlanych. W tym dniu Stowarzyszenie Rodzina Sybiraków w Częstochowie przekazało placówce w wieczną opiekę obelisk „Pamięci Zesłańcom Sybiru”.
Dyrekcja i nauczyciele Zespołu Szkół Samochodowo-Budowlanych w Częstochowie przykładają szczególną wagę do kształtowania postaw patriotycznych wśród swoich wychowanków oraz pielęgnowania pamięci o prawdziwej historii naszej ojczyzny. Cel ten placówka realizuje ściśle współpracując z Żołnierzami Armii Krajowej oraz z Sybirakami. Nie tak dawno, 4 grudnia 2013 roku, Światowy Związek Żołnierzy Armii Krajowej Okręg Częstochowa pod stałą opiekę przekazał szkole swój sztandar. 25 lutego kolejna organizacja – Związek Sybiraków w Częstochowie – powierzył placówce w wieczną opiekę, odsłonięty 17 czerwca 2013 roku, przy kościele Matki Bożej Zwycięskiej z Kozielska, przy ul. Słowackiego w Częstochowie, obelisk „Pamięci Zesłańcom Sybiru”. Dyrektor ZSS-B Jacek Grzegorzewski, dziękując za okazane nauczycielom i uczniom zaufanie podkreślił, że cała społeczność placówki z czcią podejmie pieczę nad pomnikiem, by pamięć o Polakach, którzy zginęli na Sybirze i tych, którzy przetrwali zsyłkę, nie zginęła. Dokument podpisali dyr. Jacek Grzegorzewski oraz zarząd Związku.
Wzruszającym akcentem uroczystości, zainaugurowanej „Marszem Sybiraków”, autorstwa poety Mariana Jonkajtysa i muzyka Czesława Majewskiego, był występ uczniów. Patriotyczny montaż słowno-muzyczny przygotowany przez nauczycielkę historii Ewę Bekus-Kotynię i nauczycielkę muzyki Ewę Jurę zaprezentowali: Piotr Knysak, Dawid Frączyński, Przemysław Stępień, Natan Makuch, Bartosz Karczewski oraz Paweł Kulej (wokal) i Marcel Gęsiarz (gitara).
Zebrani zobaczyli film przedstawiający historię zsyłek Polaków na Sybir; przypomniano w nim szczególnie te, które z rozkazu Stalina nastąpiły podczas II wojny światowej i objęły w najwyższym stopniu Polaków uczestniczących w wojnie polsko-sowieckiej w 1920 roku oraz wykształconych, posiadających wysoki status społeczny. Największe zsyłki nastąpiły: 10 lutego 1940 roku (ok. 220 tys. Polaków), 13 kwietnia 1940 roku (320 tys.), na przełomie czerwca i lipca 1940 roku (240 tys.) i w czerwcu 1941 roku (300 tys.). Oficjalne źródła Zarządu Głównego Związku Sybiraków w Polsce podają, że w czasie II wojny światowej na Sybir Rosjanie wywieźli około 1 miliona 350 tysięcy Polaków. Powrócili nieliczni. Aktualnie w Polsce żyje jeszcze 30 tysięcy polskich Sybiraków, w Częstochowie jest ich 150.
Swoje historie opowiedzieli przybyli goście. Grzegorz Lipowski, członek Zarządu Głównego Związku Sybiraków w Polsce, na Sybir został wywieziony, gdy miał 4 lata. W bydlęcym wagonie przemierzył tysiące kilometrów, by wreszcie dotrzeć w okolice Kazachstanu. – Znaleźliśmy się na tej nieludzkiej ziemi z powodu statusu społecznego moich rodziców, którzy byli nauczycielami. Przeżyliśmy ten koszmar dzięki zaradności mam – mówi senator Lipowski. Najtrudniejsze były mrozy, dochodzące do minus 50 stopni i śnieżyce – Podstawą przeżycia było ciągłe podtrzymywanie ognia, więc gdy nas zasypało, to po opał wychodziliśmy przez dymnik – dodaje Lena Kurzak.
Największym bólem był głód. Tomasz Onoszko, były pracownik ZSS-B, na Sybir został wywieziony w pierwszym rzucie – 10 lutego 1940 roku. Przebywał tam przez 4,5 roku. – Mój tata walczył w kampanii roku 1920 i został zakwalifikowany do grupy najniebezpieczniejszych dla Związku Radzieckiego. Wywieziono nas wagonami bydlęcymi w okolice Archangielska. Ludzie latem umierali od infekcji przenoszonych przez owady, bo roiło się od pluskiew, komarów, różnego rodzaju muszek, a zimą – z wychłodzenia organizmów. Bez przerwy umierali z głodu. Dzieci puchły z niedożywienia oczy im wypływały z braku witamin. Ruscy mówili, że przywieźli nas tu po byśmy pracowali i zdychali. O chlebie marzyliśmy, a ziemniaków najadłem się dopiero w 1944 roku, gdy przywieziono nas na Ukrainę– opowiada pan Tomasz.
Na Syberii dorośli i dzieci musieli pracować ponad siły. – W wieku 10 lat pracowałem od świtu do nocy. Pasłem barany, krowy, konie. Gdy zacząłem 13 rok życia musiałem orać ugory traktorem – opowiada Zbigniew Kostkiewicz,. Jego ojciec został zamordowany w Katyniu, a on jako siedmiolatek z 67-letnią babcią został wywieziony do miejscowości Ułajewo, gdzie od razu zachorował na szkarlatynę. – Cudem ocalałem dzięki pomocy lekarki polskiego pochodzenia. Pielęgnowała mnie, okładała kocami, bym nie marzł i uratowała mnie – mówi Sybirak.
URSZULA GIŻYŃSKA