Nie nazistowski, nie faszystowski, po prostu niemiecki bo taka jest nazwa państwa.
Najtrudniejsza rozmowa, jaką przeprowadziłam w ramach swoich dziennikarskich zadań, dotyczyła wspomnień z Auschwitz. Przede mną siedziała dojrzała kobieta, którą – tak to wtedy odczuwałam – zmusiłam do wspomnień najtrudniejszych, najbardziej bolesnych. Historia, którą mi opowiedziała Pani Jadwiga była obozowym koszmarem kilkunastoletniej dziewczynki. Wyrwanej brutalnie z domowego ciepła, pozbawionej opieki najbliższych, wrzuconej z dnia na dzień w piekło. Poznała najczarniejsze strony ludzkiej duszy, ale doznała również najpiękniejszych dowodów człowieczeństwa. 27. stycznia minie 68 lat od wyzwolenia niemieckiego obozu koncentracyjnego Auschwitz w Oświęcimiu. Czy trzeba ciągle pisać o okropnościach, które tam miały miejsce? Bezwzględnie tak. I potwierdza moją opinię nie tylko to, co niestety coraz częściej się zdarza – nie tylko w prasie anglojęzycznej – sformułowania „polski obóz koncentracyjny”, ale doświadczenia na przykład byłego więźnia Auschwitz, Jerzego Junoszy Kowalewskiego. Przeżył koszmar obozu w Oświęcimiu, Dachau, Gross-Rosen a później, przez bardzo długie lata, był przewodnikiem wycieczek zagranicznych właśnie w Oświęcimiu. Dziś, mimo podeszłego wieku, każdego lata przyjmuje zaproszenie Amerykanów i młodemu pokoleniu zza Oceanu opowiada prawdę o tamtych czasach. Prostuje ich wiedzę, często wykoślawioną, może nawet nieświadomie, ale jednak. Takich jak Jerzy Kowalewski jest już niewielu. Odchodzą. Dlatego musimy niezwykle dbać o to, by ich przekaz pozostał na zawsze. Zapisany na taśmach filmowych, w archiwach radiowych, telewizyjnych, na stronach książek czy gazet. Wspomnienia pani Jadwigi, pana Jerzego, świadectwo braci Kupców – 6 braci przywiezionych do Auschwitz jednym z pierwszych transportów – to prawda tamtych dni. Nie wydumane teksty, pisane w szklanych gabinetach wielkich redakcji, przez ludzi realizujących konkretne zamówienie lub po prostu niedouczonych. I to się zdarzać może, ale niedopuszczalne jest nasze milczenie. Nie wolno nam zgadzać się na kłamstwa nas poniżające i szkalujące. Na sprowadzanie Polaków do roli katów, choć powszechnie – wydawać by się mogło – wiadomo, że ginęliśmy i walczyli… również za innych. Kuriozalne są zwłaszcza teksty z prasy i podręczników (sic!) niemieckich. Pod koniec 2011 roku ?Maerkische Algemeine Zeitung? pisała na temat wyprawy uczniów 10. i 11. klasy o profilu historycznym ze szkoły w Werder, którzy odwiedzili w Polsce m.in. polski obóz koncentracyjny. Według informacji Polaków mieszkających w Niemczech, takich nieprawdziwych i krzywdzących Polaków informacji pojawiło się tam wtedy bardzo wiele, co było kojarzone z premierą filmu ?Die Verlorene Zeit? (Stracony czas), którego akcja rozgrywa się podczas II wojny światowej i dotyczy miłości więźniów – według niemieckich krytyków filmowych – polskich obozów koncentracyjnych. Dlatego pamiętajmy o ofiarach niemieckiej zbrodni. Pamiętajmy dla przyszłości. Dla prawdy, która dziś nie jest w stanie bronić się sama. I bez złudzeń, nikomu w świecie aż tak bardzo na niej nie zależy. Nam musi, to nasz narodowy obowiązek, nieważne, jak patetycznie brzmią te słowa. Również w imię dobrze pojętego interesu narodowego.
W tej walce, co ważne, mamy orędownika – św. Maksymiliana Kolbe, męczennika z Auschwitz, którego 119. rocznica urodzin minęła 11 stycznia. Wykorzystajmy to!
Anna Dąbrowska