Zespół jest w dobrej formie


Rozmowa z Januszem Siadlakiem, dyrektorem
Chóru Collegium Cantore Filharmonii Częstochowskiej

Jak nawiązała się współpraca z kompozytorem utworu, Martinem Voellingerem?
– Na dzieło natknąłem się przypadkowo. Usłyszałem o jego walorach i oryginalnym jazzowym brzmieniu. Przekonałem się, że jego wielobarwna aranżacja muzyczna zawierająca tak wiele stylów muzycznych jest bardzo interesująca i postanowiłem, że wykonam z Chórem ten utwór. Napisałem do twórcy, który po zapoznaniu się z naszymi dokonaniami, uznał, że warto podjąć z nami współpracę. Pana Martina Voellingera zaprosiłem na koncert. Swoją obecnością uczynił nam zaszczyt i szczególną przyjemność.

Jak autor ocenił częstochowską interpretację swojego dzieła?
– Powiedział nawet, że było to jedno z najlepszych wykonań. Najlepiej, jak bardzo dobre utwory wykonuje się na najwyższym poziomie artystycznym, wówczas nie ma przypadkowości. Można pozwolić sobie na właściwą energię, swobodną improwizację. Trzeba być bardzo dobrze przygotowanym do wystawienia dzieła, by ono uzyskało swoją siłę do przekazania słuchaczom.

A dzisiaj tej energii nie brakowało…
– Tak czuliśmy wyjątkową moc. Było coraz lepiej z próby na próbę i na finalnym koncercie udało się nam skumulować i wyzwolić potencję siły utworu, przekazać jego wielkość.

Jak długo trwały przygotowania to wykonania tego trudnego przecież utworu, cechującego się zmiennością rytmu i natężenia, szerokim wachlarzem artykulacji wokalnych?
– U nas praca przygotowawcza musi trwać krótko, dlatego że miesiąc w miesiąc mamy bardzo dużo programów. W maju będziemy wykonywać trzy oratoria: Pawła Łukaszewskiego, Igora Strawińskiego i w Łodzi Siergieja Prokofiewa wraz z Ewą Podleś. Potem jeszcze muzykę prawosławną w Białymstoku, koncert w Warszawie. Niedawno wróciliśmy z nagrań muzyki filmowej Zbigniewa Preisnera. Chór jest zespołem muzyków zawodowych, wiele przygotowań chórzyści wykonują samodzielnie, a na próbach następuje zgranie, wyjaśnienie ewentualnych wątpliwości, bądź przekazanie uwag artykulacyjnych. Oczywiście trenujemy, ćwiczymy, by doprowadzić do spoistości emisji głosu, bo głównie od tego właśnie zależy dobry odbiór utworu. Odkąd jesteśmy w Filharmonii zespół jest ugruntowany i w bardzo dobrej formie, i to chcemy udowodnić światu.

Warto też podkreślić, że Chór rozszerzył swój repertuarowy wachlarz..
– Przypadek zrządził, że podjęliśmy nowe wyzwania. W styczniu wykonywaliśmy mszę argentyńską, a wcześniej w grudniu – afrykańską. Ten rodzaj muzyki mieści się w spektrum moich zainteresowań. Wykonujmy także dzieła klasyczne, w styczniu było to na przykład oratorium bożonarodzeniowe. W październiku w Bazylice Jasnogórskiej damy koncert dzieł Henryka Mikołaja Góreckiego, muzyki chóralnej najwyższych lotów. Zespół musi pokazać swoją klasę jako zespół A cappella. To co prezentujemy w ostatnich miesiącach jest zachętą dla publiczności. Wszystko co podajemy, to kompozycje kompletne, zamknięte i dobre – musimy się tylko dobrze przygotować, a ja muszę dobrze uchwycić intencje i zamysł kompozytora. Chcemy pokazać publiczności, że muzyka chóralna jest bardzo ciekawa i cieszy nas, że zyskuje ona coraz więcej zwolenników. Na koncerty przychodzi coraz więcej osób. Jest to efekt kulturalnego wychowania. Liczymy, że Częstochowa stanie się ośrodkiem muzyki wokalnej. Mamy ku temu wszelki potencjał, znakomitych śpiewaków i myślę, że w Polsce i w świecie z czasem będzie o nas głośniej, że ugruntujemy swoją pozycję. Chcielibyśmy być zauważani przez najważniejsze instytucje, a najlepiej przez Ministerstwo Kultury.

Jak muzycy podchodzą do proponowanych przez Pana nowości?
– Zawsze ze zrozumieniem, a najczęściej z radością. Bo jak się nie cieszyć taką muzyką, jaką dzisiaj słyszeliśmy.

Dziękuję za rozmowę.

URSZULA GIŻYŃSKA

Podziel się:

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *