Zaśmiecone ulice: Zapolska i Kiedrzyńska. Spółdzielnia nie reaguje na monity mieszkańców


Do naszej Redakcji napisali lokatorzy Spółdzielni Mieszkaniowej ,,Nasza Praca” w Częstochowie z prośbą o interwencję w sprawie zaśmieconych ulic i braku koszy. Skarżą się, że władze Spółdzielni nie reagują na ich monity w tej sprawie. Zgłosiliśmy problem Spółdzielni i wysłaliśmy zapytanie. Jak otrzymamy odpowiedź, opublikujemy ją.

List Mieszkańców

“Szanowni Państwo,

zwracam się z prośbą o pomoc w nagłośnieniu problemu, z którym od wielu miesięcy borykają się mieszkańcy osiedla przy ulicy Kiedrzyńskiej 108, zarządzanego przez Spółdzielnię Mieszkaniową „Nasza Praca”. Na naszym terenie, szczególnie w okolicach ciągu handlowego przy ul. Zapolskiej oraz przy budynku przy Kiedrzyńskiej 110, regularnie zalegają odpady. Brak koszy ulicznych powoduje, że śmieci, zwłaszcza rozbite butelki po alkoholu, zalegają na trawnikach, chodnikach, miejscach parkingowych i przy ławkach. Stwarza to zagrożenie nie tylko dla mieszkańców, ale również dla ich psów oraz mienia w postaci samochodów.

2 września zgłosiłam problem spółdzielni, najpierw telefonicznie, aby upewnić się, że teren ten podlega ich zarządowi. Potwierdzono, że tak i poproszono mnie o przesłanie wiadomości e-mail. Z własnej inicjatywy sporządziłam mapkę, wskazując miejsca, w których kosze mogłyby stanąć, aby skutecznie ograniczyć problem zaśmiecania. Liczyłam, że mapa będzie pomocna przy wyznaczaniu miejsc, ale gdyby kosze były w innych, wybranych przez spółdzielnię miejscach to też byłabym usatysfakcjonowana, bo liczy się efekt. Odpowiedź była jednak odmowna – spółdzielnia poinformowała mnie, że wskazane obszary nie należą do nich, więc nie planują ustawienia koszy.

Po tej odpowiedzi zadzwoniłam do spółdzielni ponownie, by uzyskać więcej szczegółów na temat zarządcy terenu, jeśli to rzeczywiście nie oni zajmują się wskazanymi obszarami. Rozmowa z pierwszą pracownicą była wyjątkowo nieprzyjemna – praktycznie nie pozwalała mi dojść do głosu i od razu oświadczyła, że problemu nie ma, bo „ona osobiście bywa na osiedlu i żadnych śmieci tam nie widziała”. Wskazywałam, że do wiadomości dołączyłam zdjęcia, jednak spotkałam się jedynie z ignorowaniem moich argumentów. Pracownica oświadczyła też, że nie poda mi informacji, kto odpowiada za ten teren, sugerując, bym samodzielnie udała się do wydziału geodezji lub osobiście odwiedziła spółdzielnię, by obejrzeć mapki. Większość monologu tej pani była prowadzona podniesionym głosem i bez zachowania elementarnej kultury osobistej.

Rozmowę kontynuowałam z panią kierownik, która jednak również nie zaoferowała żadnego konkretnego rozwiązania. Na początku dopytywała, z którego mieszkania dzwonię – co uznałam za informację niezwiązaną ze sprawą, więc podałam jedynie numer bloku. Pani kierownik poinformowała mnie, że nie widzą potrzeby ustawiania koszy, gdyż jedna z proponowanych przeze mnie lokalizacji rzeczywiście nie leży na ich terenie. Co do pozostałych miejsc wyrażono obawy, że mieszkańcy będą „wyrzucać tam śmieci z mieszkań”, choć problem stanowią głównie odpadki po bieżącej konsumpcji zakupionych w pobliżu produktów, zostawiane przy ławce obok bloku. Powiedziano mi również, że kosze i tak nie rozwiążą problemu, bo „zawsze znajdzie się ktoś, kto rzuci śmieć na ziemię” i że powinniśmy korzystać z wiat śmietnikowych.

Pani kierownik stwierdziła, że spółdzielnia zatrudnia osobę odpowiedzialną za sprzątanie, która regularnie zbiera odpady z terenu. Niestety, problem jest na tyle poważny, że samo sprzątanie nie wystarcza – kosze mogłyby znacząco ograniczyć ilość odpadków i sprawić, że teren pozostanie czystszy przez dłuższy czas. W obecnej sytuacji porozrzucane butelki i inne śmieci stanowią też zagrożenie dla pracowników spółdzielni oraz miejskiej zieleni, którzy mogą nie zauważyć butelek rozrzuconych w trawie lub wciśniętych w żywopłoty.

Zasugerowano mi również, że moim obowiązkiem jest zgłaszanie każdego aktu zaśmiecania na policję. Niestety, zazwyczaj widuję już same porzucone śmieci, a nie osoby je zostawiające, co oznacza, że takie zgłoszenia nie rozwiązałyby problemu. Ostatecznie dowiedziałam się, że powinnam indywidualnie zwrócić się do Urzędu Miasta, choć oczekiwałam, że spółdzielnia podejmie aktywne działania, zamiast przerzucać odpowiedzialność na mieszkańców. Zaproponowałam, by spółdzielnia sama wystąpiła z takim wnioskiem w imieniu mieszkańców, jednak odpowiedziano mi, że miasto na pewno odmówi, bo „nie ma funduszy”. Ostatecznie pani kierownik obiecała, że przekaże moją prośbę do urzędu i poinformuje mnie o wyniku, jednak do tej pory nie otrzymałam żadnej odpowiedzi, a problem pozostaje nierozwiązany.”

 

Podziel się:

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *