Pięć częstochowskich malarek – Maria Cieślak-Gurgul, Ilona Cieślak, Irena Młynarczyk, Ew Maria Powroźnik i Małgorzata Sętowska „Balbina” pokazało swoje prace na wspólnej, drugiej już, wystawie. – Pomysł kiełkował dość długo. Początkowo brakowało nam odwagi i podchodziłyśmy do idei nieśmiało. W grupie poczułyśmy siłę – komentują.
WYSTAWA
Z kolejnymi prezentacjami artystki nabierają coraz większego rozmachu twórczego Każda z pań poprzez swoją sztukę przekazuje dużą dawkę optymizmu, niosąc radość obcowania z obrazem. Każda mówi o sobie i swoim świecie. Na wystawie w „Babim lecie” pokazały nowe nurty swojej działalności w malarstwie.
Maria Cieślak-Gurgul skupia się na eterycznych, spowitych mgłą pejzażach. – To obrazy częstochowskiego Lisińca – zdradza nam. Ilona Cieślak, nazwana przez koleżanki „Iloną od aniołów” opowiada o wszechobecnych, roztaczających nad ludźmi skrzydłami, aniołach. Część jej prac bliska jest baśniowej stylistyce Chagalla. Irena Młynarczyk zajęła się aktem. Zwiewne kobiety, ukryte za gitarą czy skrzypcami, kreśli subtelną linią i kolorem. Z obrazów płynie muzyka, czuje się powiew świeżego wiatru. Nostalgią i lekkością urzekają pejzaże Ewy Marii Powroźnik „Cztery pory roku”. Leśne dróżki i ostępy, samotne brzozy, tchną miłością do natury. Pani Ewa zawiera w swojej twórczości sentyment do Mazur. Odmienności, ale i osobliwego uroku, dodają wystawie prace Małgorzaty Sętowskiej z cyklu „Zabawki”. Z obrazów spoglądają na nas maskotki – puszysty szop, miś, szmaciane lalki. – To świat zanikających zabawek. Z większością „modeli” wiążą się wspomnienia z dzieciństwa mojego i moich dzieci, stąd prace są mi bardzo bliskie – mówi Małgorzata Sętowska. 1 czerwca cały przekrój cyklu artysta pokaże na indywidualnej wystawie w Ośrodku Promocji Kultury „Gaude Mater”. Małgorzata Sętowska zaprezentowała również kilka martwych natur.
Pięć artystek, o różnej osobowości i wrażliwości, odbiło na ekspozycji indywidualne piętno. Stworzyły wystawę różnorodną w temacie, formie i technice. Panie przyjaźnią się od liceum. Wszystkie są absolwentkami częstochowskiego „Plastyka” i czas nauki wspominają z rozrzewnieniem, podkreślając wysoki poziom edukacyjny szkoły oraz serdeczność i przyjazne nastawienie pedagogów. Po studiach (wszystkie są po artystycznych kierunkach, z wyjątkiem Ewy Powroźnik, która ukończyła fizykę) twórcze zmagania odsunęły nieco na boczny tor. Ważniejsze były dom, rodzina, wychowanie dzieci. Ale jak zaznaczają nigdy nie zerwały kontaktu z malowaniem. Pracując w szkole czy w zaciszu domowych sięgały po pędzle. – Malowanie tkwi w naszej podświadomości, jest częścią nas, naszych pragnień – mówią. Czas na pełną realizację potrzeb artystycznych przyszedł na emeryturze. – Dzieci są duże, wykształcone i mamy więcej czasu dla siebie i dla malowania, którego nie zaniechamy, bo jest to dla nas nie tylko przyjemność i relaks, ale i potrzeba twórczej realizacji – komentują.
URSZULA GIŻYŃSKA