Najemcy posesji przy ulicy Ogrodowej w Częstochowie dotkliwie przekonali się o niekompetencji i opieszałości swojej administracji. Zakład Gospodarki Mieszkaniowej, zwany do niedawna Zarządem Budynków Komunalnych pełni rolę opiekuna około 15 procent mieszkań w Częstochowie. Są to wyłącznie budynki komunalne. Nowością stało się powołanie Towarzystwa Budownictwa Społecznego (spółka z ograniczoną odpowiedzialnością), które jest sztuczną “odnogą” ZGM. Pierwotny zamysł zakładał możliwość rozwoju ogólnie pojętego sektora mieszkaniowego dla wielu rodzin, oczekujących od lat na własne M. Niestety, stało się inaczej. Towarzystwo rozszerzyło sferę administracyjną już istniejących zasobów mieszkalnych. Przybyło ludzi – kierowników, księgowych i pracowników umysłowych. Mieszkańcy budynku przy ulicy Ogrodowej jeszcze kilkanaście miesięcy temu ze wszelkimi sprawami udawali się do centrali ZGM, teraz ich posesją (nie wiedzieć dlaczego) zawiaduje Towarzystwo z siedzibą przy ulicy Ruckemanna. Starą, zabytkową kamienicę dotychczas ogrzewał piec węglowy. Codziennie przychodził palacz i w zależności od nastroju dokładał do pieca. Najważniejsze jednak, że zazwyczaj było ciepło.
Najemcy posesji przy ulicy Ogrodowej w Częstochowie dotkliwie przekonali się o niekompetencji i opieszałości swojej administracji. Zakład Gospodarki Mieszkaniowej, zwany do niedawna Zarządem Budynków Komunalnych pełni rolę opiekuna około 15 procent mieszkań w Częstochowie. Są to wyłącznie budynki komunalne. Nowością stało się powołanie Towarzystwa Budownictwa Społecznego (spółka z ograniczoną odpowiedzialnością), które jest sztuczną “odnogą” ZGM. Pierwotny zamysł zakładał możliwość rozwoju ogólnie pojętego sektora mieszkaniowego dla wielu rodzin, oczekujących od lat na własne M. Niestety, stało się inaczej. Towarzystwo rozszerzyło sferę administracyjną już istniejących zasobów mieszkalnych. Przybyło ludzi – kierowników, księgowych i pracowników umysłowych. Mieszkańcy budynku przy ulicy Ogrodowej jeszcze kilkanaście miesięcy temu ze wszelkimi sprawami udawali się do centrali ZGM, teraz ich posesją (nie wiedzieć dlaczego) zawiaduje Towarzystwo z siedzibą przy ulicy Ruckemanna. Starą, zabytkową kamienicę dotychczas ogrzewał piec węglowy. Codziennie przychodził palacz i w zależności od nastroju dokładał do pieca. Najważniejsze jednak, że zazwyczaj było ciepło.
– Na siłę nas uszczęśliwiono, bez naszej zgody. Nawet nie powiadomiono wcześniej o takiej inwestycji – mówi Wanda Klamka, lokatorka. Instalację nowoczesnego pieca gazowego rozpoczęto we wrześniu. Termin prac był pierwszą kością niezgody, gdyż wszyscy lokatorzy doskonale wiedzieli, że nie ma szans na ukończenie inwestycji przed zimą. Nie wiedzieli o tym pracownicy ZGM. Życie brutalnie potwierdziło przypuszczenia mieszkańców i ciepło popłynęło dopiero w listopadzie. – Prosiliśmy, żeby przyspieszyć prace, bo marzniemy, zwłaszcza, że chłodne dni przyszły już we wrześniu. Wówczas usłyszałam od kierownika oddziału numer 1 Towarzystwa Budownictwa Społecznego, pana Roberta Palacza, że “sezon grzewczy zaczyna się od 15 października i oni nie mają obowiązku ciepła dostarczać wcześniej. Poza tym, przy 10 – 12 stopniach Celsjusza lepiej się śpi” – mówi Wanda Klamka. Pracownikom ZGM humor dopisuje, ale nie znają przepisów, bowiem to klient decyduje, kiedy i ile ciepła chce otrzymać. W pierwszych dniach stycznia… piec odmówił posłuszeństwa i przestał grzać. Lokatorzy na przemian wydzwaniali do pogotowia ZGM, interweniując w sprawie awarii pieca gazowego. – Gaz, to nie zabawka, czujemy się zagrożeni. – mówi Wanda Klamka. Niestety, pogotowie ZGM pracuje wyłącznie do godziny 22.00. – W późnych godzinach wieczornych pozostaje nam brać rzeczy w zęby i uciekać – mówi lokatorka. – W nocy czuwaliśmy na zmianę, choć i tak niewiele by to pomogło. Pogotowie z Gazowni odmówiło pomocy, bo to nie ich rewir – dodaje Stefan Żak.
Powody ciągłych przestojów pieca każdy pracownik ZGM wymieniał inne, co posłużyło mieszkańcom do poznania szczegółowej budowy pieca. Niestety, informacje dotyczące przetargu (jeśli takowy się odbył) są utajnione, mimo usilnych prób “odtajnienia” informacji przez dziennikarza “Gazety Częstochowskiej”. Nie ma mowy o rozmowie z prezesem zarządu, dyrektorem naczelnym Edwardem Stępniakiem czy z wiecznie nieobecnym kierownikiem oddziału 1 Robertem Palaczem. Telefoniczny kontakt z kierownikiem działu inwestycji Jarosławem Niezgodą po drugim pytaniu zakończył się przerwaniem połączenia. Oczywiście tego dnia już nikt w ZGM nie udzielał informacji mediom. Również kwestia związana z pozwoleniem na podłączenie gazu nigdy nie ujrzała światła dziennego, nie wspominając o komplecie dokumentów dla każdego mieszkańca. – Wielokrotnie próbowaliśmy dogadać się z administracją, ale każdy mówi inaczej i odsyła nas do innej osoby – mówi Stefan Żak. Tajemniczością powiało także w sprawie opłat za pierwszy sezon grzewczy. Wiadomo jedynie, że rozliczenie nastąpi po zakończonym sezonie zimowym. – Aż strach pomyśleć, ile przyjdzie nam płacić. Przecież ogrzewanie gazowe należy do najdroższych. Obiecywano nam oszczędności dzięki temu piecowi, jeśli tak nie będzie, to raczej nie zapłacę, bo nie będę miała z czego – mówi Wanda Klamka.
Rozwiązanie problemów ogrzewania w starych kamienicach wydawałoby się najprostsze z możliwych. Nie dla wszystkich, a z pewnością nie dla ZGM. Ponad 40 procent zasobów mieszkaniowych w Częstochowie korzysta z usług Przedsiębiorstwa Energetycznego Systemy Ciepłownicze S.A. Lokatorzy mieszkań ogrzewanych przez PESC nie muszą czuwać po nocach w obawie przed wybuchem czy czekać na spóźnialskiego palacza. Komplikowanie życia sobie i innym widocznie leży w naturze pracowników ZGM. – Śmiem wątpić w dobre intencje naszej administracji – mówi Stefan Żak. Rzeczywistość najwyraźniej przerosła dyrekcję ZGM. 30 lokali korzysta z drogiego gazu tylko dlatego, że nikt z kierownictwa nie mieszka w tym budynku. Nie ma możliwości, by decydenci utożsamiali się z problemami lokatorów na odległość. Paradoksalna sytuacja lokatorów kamienicy w centrum miasta…
RENATA KLUCZNA