W bardzo ciekawy sposób jest finansowany sport w mieście Częstochowa. Władze z publicznych środków hojnie dotują niszowe sporty, jak na przykład klub Saints Częstochowa, czyli futbol amerykański (o czym ostatnio pisała jedna z gazet), brakuje natomiast pieniędzy na sport dla dzieci i młodzieży.
Brakuje też pieniędzy dla piłkarzy Rakowa, którzy w ostatnim czasie odnosili piękne sukcesy, i którzy awansowali do I ligi. Są natomiast duże pieniądze dla tych, którzy spadają do niższych. AZS Częstochowa, który przez cały sezon grał fatalnie, ze środków na promocję poprzez sport otrzymał ponad 2 miliony złotych. I niestety, przejadł je bezproduktywnie.
Osobną sprawą jest ukryte finansowanie z pieniędzy przeznaczonych na sport obiektów Miejskiego Ośrodka Sportu i Rekreacji oraz Spółki Hali Sportowej, przy ul. Żużlowej. Jak wyjaśniają nam działacze sportowi, polega to na przekazywaniu pieniędzy klubom sportowym i wyraźnym zapisie w umowie, że pieniądze te mają być wydatkowe na konkretnie wskazane obiekty z tytułu ich wynajmu przez kluby. Czyli pieniądze miasto owszem daje klubom, o czym szumnie informuje w komunikatach, ale jednocześnie je zabiera, bo każe klubom płacić za użytkowanie obiektów sportowych.
Tym sposobem silnie obsadzony zarząd Hali Sportowej Częstochowa, przy ul. Żużlowej (oczywiście złożony z osób lojalnych i wiernych prezydentowi Krzysztofowi Matyjaszczykowi, w tym także z częstochowskich radnych) nie musi się martwić o dobry wynik finansowy. Są także pieniądze na wysokie wynagrodzenia dla członków zarządu, rady nadzorczej i licznej grupy pracowników, a przede wszystkim na wysokie premie i nagrody. Tak samo lukratywnie wynagradzani są zarządzający częstochowskim MOSiR-em. Jako ciekawostkę można wskazać, że dyr. MOSiR-u Tomasz Łuszcz jest jednocześnie głównym specjalistą ds. Imprez Strategicznych w Hali Sportowej Częstochowa. Chyba że to zbieżność nazwisk?
Co na to sportowcy, radni, prezydent? Może analizą tego procederu powinni zająć się odpowiednie służby?
GAW