Za sprawą Marcina Marandy częstochowska scena polityczna nabiera nowych barw. Po wcześniejszych doświadczeniach politycznych Marcin Maranda dorósł do tego, by stworzyć własną partię, taktownie ją nazywając: bezpartyjną organizacją.
Radny z ujmująco upiętą chusteczką w butonierce, mający wysokie ambicje polityczne, z pompą, w amerykańskim stylu, typu wejście po czerwonym dywanie w blasku fleszy i fanfarów, oznajmił wszem i wobec, że stoi na czele organizacji: Mieszkańcy Częstochowy. I naturalnie zaprasza do siebie wszystkich. A obiecuje dużo, oj bardzo dużo. Podczas inaugurującej konwencji sloganów z pełnym asortymentem wyborczych wędlin posypało się mnóstwo. Zatem, gdy Maranda przejmie władzę, bo zakusy prezydencie ma, czeka nas wielki dobrobyt: wzrost gospodarczy, wzrost demograficzny i spadek bezrobocia. I to wszystko będzie jak za dotknięciem różdżki magicznej? Nic bardziej mylnego. Maranda i jego guru – prof. Marek Szczepański z Tychów wykazali, że nie tak łatwo mili państwo. Bo jak powiedział podczas konwencji główny doradca Marandy, prof. Szczepański: „(…) trzeba będzie sporo potyrać (…) To tylko trud, męka, pot i katorga częstochowian, i obliczona nie na rok, nie na cykl wyborczy, ale na wiele lat może odwrócić negatywne zjawiska.”
URSZULA GIŻYŃSKA
URSZULA GIŻYŃSKA