Szybka rehabilitacja Norwida po przegranej z Barkomem. Tym razem pokonana… Resovia!


Przed wtorkowym (22 października) starciem w Rzeszowie wielu sympatyków siatkówki z Częstochowy zastanawiało się, jak wtedy Steam Hemarpol Norwid poradzi sobie przeciwko tamtejszej Asseco Resovii. Wszak po ich głowach nadal chodziła bolesna porażka, jaką dwa dni wcześniej „Błękitno-Granatowi” ponieśli w meczu u siebie z Barkomem Każany Lwów – 0:3. Tymczasem częstochowscy gracze sprawili niemałą niespodziankę, pokonali – po fantastycznym boju – czwartą drużynę ubiegłego sezonu 3:2!

Już w pierwszej partii podopieczni Cezara Douglasa Silvy pokazali, że nie na darmo udali się do stolicy Podkarpacia. W tej części spotkania – niemal od samego początku – przyjezdni dominowali praktycznie w każdym elemencie siatkarskiego rzemiosła. Szybko objęli prowadzenie 3:1. Swoją przewagę zwiększyli już nawet do pięciu punktów (11:6). Gospodarze jednak również nie zamierzali odpuszczać – za sprawą Stephena Boyera zmniejszyli straty do dwóch „oczek” (12:10 na rzecz Norwida). Taki obrót sprawy spowodował, że częstochowianie od razu się przebudzili i ponownie zaczęli kontrolować przebieg wydarzeń na boisku. Pod koniec świetnie zaprezentował się Patrik Indra, dając tryumf gościom 25:17.

W drugim secie zawodnicy z miasta spod Jasnej Góry czynili, co mogli, aby kontynuować dobrą serię. Wszak po kilku minutach gry było już 5:2 na ich korzyść. Potem przewaga „błękitno-granatowego” teamu wynosiła pięć „oczek” (9:5). Wyglądało więc na to, że w zwycięskich nastrojach z parkietu zejdą ponownie siatkarze Norwida. Rąk jednak nie załamali miejscowi, którzy przystąpili do kontrataku. Po dłuższej wymianie ciosów Resovia prowadziła 19:17. Częstochowianie podjęli jeszcze rywalizację z wyżej notowanymi oponentami. Jednakże to słynna „Sovia” zachowała więcej zimnej krwi w końcówce, wygrywając 25:23.

Trzecia odsłona to przede wszystkim pokaz siły gospodarzy. Przewagę wypracowali sobie już po kilku minutach (4:2 i 6:4). Następnie siatkarze pod wodzą Tuomasa Sammelvuo systematycznie ją zwiększali. Ekipie „Pasiaków” pozwoliła na to przede wszystkim dyspozycja Gregora Ropreta i Lukasa Vasiny. Gdy natomiast Resovia prowadziła już 22:15, trzy asy serwisowe z rzędu zdobył Boyer, co pozwoliło mistrzom Polski z 2015 roku szczęśliwie dla nich zakończyć tą partię (25:15).

Prawdziwy horror zgromadzeni we wtorek kibice w hali „Podpromie” przeżyli w czwartym secie. Ten rozpoczął się od prowadzenia gości 3:1. Jednak zawodnicy ze stolicy województwa podkarpackiego odrobili straty (4:4). Jeszcze przez jakiś rezultat oscylował w okolicach remisu. W końcu wynik układał się po myśli „Sovii” (11:8), lecz nie na długo. Chwilę później znów Norwid doprowadził do wyrównania (15:15). Następnie doszło niezwykle zażartej walki, którą rozstrzygnęła trzymająca w mocnym napięciu gra na przewagi. Z niej – na całe szczęście dla częstochowskich kibiców – pozytywnie zakończyła się dla drużyny pod kierownictwem trenera Silvy (30:28).

Tie-break zapowiadał się bardzo zacięcie. Zwłaszcza, że jego wstępna faza toczyła się na zasadzie „punkt za punkt”. Przed zmianą stron przewaga była po stronie drużyny ze „Świętego Miasta” (8:7). Z kolei przy stanie 11:10 dla przyjezdnych w polu serwisowym pojawił się Damian Kogut. Zagrywki przyjmującego „Błękitno-Granatowych” nie dały co prawda gościom bezpośrednio punktów, ale sporo namieszały w szeregach przeciwników. Z pewnością miały one duży udział w powiększeniu prowadzenia Steam Hemarpol Norwida (13:10). Częstochowianie nie zmarnowali swojej szansy i ograli bardziej utytułowanych rywali w ostatniej odsłonie dnia 15:12!

Asseco Resovia Rzeszów – Steam Hemarpol Norwid Częstochowa 2:3 (17:25, 25:23, 25:15, 28:30, 12:15)

Resovia: Woch, Kłos, Boyer, Bednorz, Vasina, Kozub, Zatorski (libero) oraz Niemiec, Ropret, Cebulj i Sapiński

Norwid: Lipiński, Isaascon, Popiela, Ebadipour, Indra, Adamczyk, Makoś (libero) oraz Borkowski, Radziwon, Kowalski i Kogut

Norbert Giżyński

Foto.: Marek Osuchowski / KS Norwid Częstochowa

Podziel się:

1 komentarz

  • Byłem na meczu z Barkomem i prawdę mówiąc wcale się nie dziwię, że przegrali. Ta wściekła muzyka i samo prowadzenie dopingu przez nawiedzonego gościa z mikrofonem mogło odebrać naszym nie tylko koncentrację, ale i siły. Jak tak dalej pójdzie to będą wygrywać tylko na wyjeździe.

    Odpowiedz

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *