SPRAWCY CIĄGLE NIEZNANI


Śladem ponurej zbrodni

Rankiem 27 grudnia 1982 r. w małym pomieszczeniu kancelarii parafialnej znaleziono zwłoki księdza Leona B. Morderstwo na parafii w Cielętnikach popełniono ze szczególnym okrucieństwem. Do dziś sprawcy pozostali nieznani. Była to jedna z najbardziej przerażających zbrodni dokonanych w naszym regionie. Sprawcy czekali w nocy 26 grudnia na księdza. Przed śmiercią torturowali, nożem ranili w czoło, nacinali gardło. Po czym bestialsko zatłukli go kijami i obuchem siekiery…
Zabójstwo księdza Leona B. przypomniałem kilka lat temu w nieistniejącym już dzienniku “24 godziny”. Wrócę do tego raz jeszcze. Z nadzieją, że przypomnienie tej zbrodni pozwoli odkryć nowe ślady. Być może po latach ktoś odważy się mówić, może odnajdzie się świadek wydarzeń. Potworność wydarzenia nie pozwala o nim zapomnieć.
Okoliczności tragedii
Cielętniki, wieś między Gidlami a Dąbrową Zieloną. Budynek parafialny znajduje się w centrum wsi, naprzeciw kościoła ocienionego prastarą lipą. Plebania oddalona jest od innych zabudowań o około 100 m.
Śledztwo ustaliło przebieg zdarzeń poprzedzających morderstwo. 26 XII ksiądz Leon B. gościł na plebanii znajomą z miejscowości D. W porze obiadowej odwiedził go proboszcz sąsiedniej parafii. Wieczorem ksiądz Leon odwiózł znajomą, wrócił po północy. Od drogi dzieliła plebanię żelazna brama. Ksiądz wysiadł z samochodu, otworzył bramę, wprowadził samochód, zamknął bramę. Dopiero wówczas wszedł do budynku.
To wyliczenie czynności jest bardzo ważne. Od momentu podjechania pod plebanię samochodem, do chwili wejścia księdza do salki kancelarii musiało upłynąć kilka minut. Był to czas wystarczający na ucieczkę włamywaczy. Gdyby to więc byli zwykli złodzieje, do morderstwa by nie doszło.
Sprawcy przedostali się do budynku parafialnego od tyłu, od strony pola. Wyłamali okiennicę. Miesiąc wcześniej, 24 XI, to samo okno było wyważone przez sprawców wcześniejszego włamania. Włamania dziwnego, bo łupem złodziei padło jedynie kilka drobiazgów.
Mordercy czekali
Pewne jest, że mordercy 26 XII czekali na księdza. Mieli wystarczająco dużo czasu, by uciec przez wyłamane okno. Widzieli, że ksiądz wraca sam. Czekali w małej salce kancelaryjnej.
Na podstawie oględzin zwłok można domniemywać co było dalej.Ksiądz został ogłuszony ciosem w głowę. Potem zbrodniarz nożykiem – zwykłym nożem używanym w każdej restauracji – torturował go. Zadał mu ranę ciętą na czole, potem nacinał gardło. Sutanna została rozcięta nożyczkami, tak, jakby sprawcy chcieli wydostać coś z kieszeni wewnętrznej. Księdza Leona B. zatłuczono kijami oraz narzędziem tępokrawędzistym; najprawdopodobnie obuchem siekiery. Narzędzi zbrodni nie odnaleziono.
Z plebani skradziono kożuch, radio, trochę garderoby. Mordercy zostawili kasetkę z pieniędzmi. Zostawili także należący do księdza samochód marki polonez.
Był to czas szczególny, czas stanu wojennego. Częstochowska komenda milicji dostała polecenie, by morderstwo w Cielętnikach potraktować wyjątkowo, by skierować do prowadzenia śledztwa najlepszych fachowców. Komenda Główna MO przejęła na bieżąco kontrolę nad śledztwem. Podobno osobiście minister Czesław Kiszczak naciskał na jak najszybsze wykrycie sprawców.
Bracia zeznają
Warszawa zaakceptowała trzy istotne kierunki szukania sprawcy. Po pierwsze – zbrodnia popełniona z motywów rabunkowych, po drugie – sprawdzenie wątków dotyczących pogłosek o życiu erotycznym księdza, po trzecie – to właśnie charakterystyczne było dla ówczesnego czasu – szukanie “klerykalnych fanatyków mordujących księdza z pobudek zemsty za niechrześcijański tryb życia”.
8 I 1983 r. milicja zatrzymała dużą grupę młodych ludzi z Cielętnik. Wśród nich braci Jana i Bogusława S. 11 I prokurator wystawił nakaz aresztowania braci. Dwa dni później zeznając przed prokuratorem Lechem K. obaj przyznali się do popełnienia zbrodni. Bogusław S. zeznawał: “Usłyszałem na pasterce, że ksiądz powiedział, że lepiej zna życiorys Hitlera niż Breżniewa. To był zły ksiądz, lubił wypić, lubił dziewczynki, źle wypowiadał się o obecnej Polsce. Dlatego zdecydowaliśmy się go uciszyć…” Jan S. inaczej przedstawiał motywy. Oskarżał zabitego księdza, że odbił mu dziewczynę – Ewę K. Obaj szczegółowo opisali przebieg zajść na plebanii.Tego samego dnia informację o zatrzymaniu sprawców zbrodni podały prasa i telewizja.
Bracia S. mieszkali w domach folwarcznych w pobliżu kościoła. Dwudziestoletni chłopcy, drobnej budowy, wzrostu około 160 cm. Ich życiowe rozrywki ograniczały się do konsumowania tanich win i wódki w dużych ilościach. Z ich zeznań wynika, że całe święta pili. Od rana, 25 XII do rana 26 XII… 26 XII poszli spać o godzinie 20. Jan S. mówił, że usłyszał jak ksiądz wyjeżdża o 23, obudził brata, poszli razem na plebanię. Tam dokonali zabójstwa. Brzmiało to dość nieprawdopodobnie. Po dwóch dniach picia Jan S. miał taki czujny sen, by słyszeć w nocy odjeżdżający samochód? Wątpliwe też, by ci drobni chłopcy po przepiciu byli w stanie obezwładnić silnego, wysokiego mężczyznę walczącego o życie.
Nie znaleziono narzędzi zbrodni w miejscu wskazanym przez braci. Nie znaleziono rzeczy ukradzionych na plebanii. Dochodzenie wykazało, że nie istniała dziewczyna, owa Ewa K., którą podobno ksiądz “odbił” Janowi S. Bracia zostali przewiezieni do Warszawy, ponownie ich przesłuchiwano, poddano analizie psychologów. W Warszawie bracia odwołali swoje przyznanie do winy. 1 kwietnia 1983 r. prokurator uchylił im areszt tymczasowy.
Wymuszone przyznanie
Przyznanie zostało wymuszone. W zeznaniach składanych w Warszawie bracia mówili o ostrych przesłuchaniach na częstochowskiej komendzie. Mówili także, o siedzących z nimi w celi osobach, doradzających przyznanie do winy. Według Jana S., siedzący z nim w celi człowiek wymyślił motyw, zapoznał go z planem sytuacyjnym plebanii, ze szczegółami zbrodni… Kim był ten człowiek, nie wiemy do dziś.
Warto uważnie przyczytać wymuszone przyznanie do winy braci S. Przypomnijmy najgłośniejsze morderstwo lat 80-tych, zabójstwo księdza Jerzego Popiełuszki. Grzegorz Piotrowski mówił przed sądem o decyzji “uciszenia księdza”, identyczny zwrot znajdziemy w zeznaniu Bogusława S. Sprawcy morderstwa na księdzu Jerzym Popiełuszce opowiadali o swoch “ideowych” pobudkach – sugerowali niemoralne prowadzenie się ofiary, oskarżali hierarchię kościelną o związki z faszystami. Widoczne było, że celem sprawców zbrodni było zohydzenie ofiary. Podobnie wygląda to w przypadku morderstwa w Cielętnikach. Wątek “życia erotycznego” księdza był przedmiotem skrupulatnych sprawdzań milicji. Nie natrafiono na żadną rzecz mogącą rzucić cień na zmarłego. Słowa Bogusława S.: “Był to zły ksiądz, lubił wypić, lubił dziewczynki” – nie miały najmniejszego potwierdzenia w faktach. Były świadomym kłamstwem mającym na celu zohydzenie ofiary. Tragikomiczne są wręcz słowa Bogusława S. twierdzącego, że zabił, bo oburzyły go słowa księdza o Breżniewie i to, iż ksiądz “źle wypowiadał się o obecnej Polsce”. Młody wiejski, pijany chuligan, mordujący w obronie dobrego imienia Polski Ludowej; taki idiotyzm mógł wymyślić tylko… Właśnie. Kto? Kim był człowiek w celi uczący braci jak mają zeznawać? Kto wymyślił taki charakter zeznań?
W śledztwie prowadzonym w 1983 r. pominięto szereg ważnych faktów. Poznałem je rozmawiając z bratem zamordowanego.
Po pierwsze – w oględzinach miejsca zbrodni uczestniczyło dwóch funkcjonariuszy SB. W portfelu zabitego znaleziono kilkanaście wizytówek. Podobno wśród nich była wizytówka z nazwiskiem wysokiego funkcjonariusza MSW. Wizytówek nie włączono do akt śledztwa, zostały przejęte przez funkcjonariuszy SB i “zaginęły”.
Dwukrotne przesłuchania
Po drugie – prowadzący dochodzenie nie uzyskali od IV Wydziału SB (wydziału zajmującego się inwigilacją księży) wglądu w akta operacyjne. Z opowiadań brata wynika, że ksiądz Leon B. był w 1982 r. dwukrotnie wzywany do Urzędu d/s Wyznań w Częstochowie. W miesiącu poprzedzającym morderstwo był też dwukrotnie przesłuchiwany na komendzie częstochowskiej przez funkcjonariuszy Wydziału IV. Brat zabitego twierdzi, że były to formy szykan ze strony władzy, szykan za odważne kazania o tematyce politycznej.
Po trzecie – zlekceważono sygnały o wydarzeniach poprzedzających zbrodnię. We wrześniu 1982 r. nieznany sprawca otruł dwie owce należące do księdza. 24 listopada nieznani sprawcy włamali się na plebanię. W listopadzie ksiądz otrzymał anonimowy list. Był to wycinek z “Gazety Poznańskiej” ze sprawozdaniem o posiedzeniu tamtejszego Komitetu Wojewódzkiego. Partyjna dyskusja omawiała “agresywne postawy kleru”. Na wycinku z “Gazety…” był dopisek, apelujący do księdza o zaprzestanie ostrych kazań. W listopadzie także zdarzyła się dziwna historia z samochodem księdza. Ktoś ukradł należącego do niego nowego poloneza, po tygodniu używania go porzucił.
Tych zdarzeń nie odnotowano w aktach śledztwa. Dochodzenie omijało niewygodny temat. Z rozmowy z bratem zamordowanego i z zaprzyjaźnionym księdzem – tym, z którym widział się zamordowany kilka godzin przed napadem – wynika, że ksiądz Leon B. wyraźnie czegoś się obawiał.
Zniszczone teczki
Wydział IV SB dysponował teczkami ewidencyjnymi założonymi dla każdego z księży. W teczce rutynowo składano następujące dokumenty: dane personalne (fotokopia ankiety personalnej składanej w Biurze Dowodów Osobistych), wzory maszyn do pisania używanych przez księdza, wzory pieczątek. Druga część teczki zawierała materiały operacyjne (raporty tajnych informatorów, informacje zebrane drogą podsłuchu i podglądu), a także informacje o rozplanowaniu budynków parafialnych, wykaz aktywniejszych parafian, wykaz tajnych współpracowników i tzw.”kontaktów obywatelskich” na terenie parafii. W teczce znajdowały się plany podejmowanych działań operacyjnych (np. włamania w celu założenia podsłuchu, działań operacyjnych w celu przekonania wiernych do złożenia skargi na księdza itp). Udostępnienie informacji zawartych w teczce ewidencyjnej ekipy dochodzeniowej mogło mieć podstawowe znaczenie dla przebiegu śledztwa. Teczki dziś już nie istnieją – zostały zniszczone w 1989 r., na polecenie gen. Kiszczaka. Nie istnieje także dokumentacja Urzędu ds Wyznań.
Nie oznacza to całkowitego zatarcia śladów. Na podstawie zachowanych materiałów po dawnej SB można ustalić, kto – personalnie – w Wydziale IV był odpowiedzialny za inwigilację księdza Leona B.; kto z pracowników SB był w styczniu 1983 r. skierowany do “pracy operacyjnej” w częstochowskim areszcie, by przygotować braci S. do fikcyjnego przyznania. Jest możliwe podjęcie śledztwa… Jeśli nawet efektem nie będzie wykrycie sprawców, uzyskamy ważną wiedzę o mechanizmach towarzyszących tej zbrodni.
Jestem zdania, że sprawa ta powinna być przedmiotem badań Instytutu Pamięci Narodowej. Trudno bowiem zapomnieć. 27 grudnia 1982 r. ksiądz Leon B.wrócił po północy na plebanię w Cielętnikach. Sprawcy czekali w pomieszczeniach kancelarii. Oślepili go światłem… Ogłuszyli kilkoma uderzeniami kija. Torturowali, zadając mu rany nożem… Podcinali gardło… Na koniec ponownie uderzali go w głowę kijami i ciężkim przedmiotem… W efekcie zadanych ciosów twarz księdza została zmasakrowana. Czaszka uległa w kilku miejscach pęknięciu… Wypłynęło oko… Zniszczeniu uległy tkanki mózgu… Zgon nastąpił natychmiast.

JAROSŁAW KAPSA

Podziel się:

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *