INTERWENCJA
Z internatu Zespołu Szkół im. gen. Andersa przy ul. Legionów w Częstochowie, po zaledwie dwóch miesiącach pobytu, usunięto 18-letniego ucznia, wychowanka częstochowskiego Rodzinnego Domu Dziecka. Oficjalnym powodem, jak mówią Joanna Paduch, kierowniczka internatu i Tadeusz Perkowski, dyrektor ZS im. Andersa były narkotyki. Całkowicie inna jest wersja społecznej opiekunki chłopca. – Błażeja nie chciano w internacie, od razu spisano go na straty i zrobiono wszystko, by wyrzucić go na bruk – mówi Alicja Cieplik, która przez trzydzieści lat prowadziła z mężem Rodzinny Dom Dziecka nr 1 przy ul. Gajcego 6/2 w Częstochowie, w którym chłopak przebywał do osiemnastego roku życia.
Niewesołe dzieciństwo
Błażej urodził się w Gdyni. Gdy miał kilka lat, matka zostawiła go pod opieką ojca. Ten oddał chłopca do domu dziecka. Po ośmiu latach matka zabrała syna (odzyskała prawa rodzicielskie) i przyjechała z nim do Częstochowy, gdzie osiedliła się z drugim partnerem. Tu zaczęła się kolejna gehenna chłopca – alkoholizm opiekunów i molestowanie seksualne. Na to zareagował sąd. Błażeja umieszczono w Domu Dziecka w Chorzenicach, w lutym 2005 roku dotarł do Rodzinnego Domu Dziecka, prowadzonego przez Alicję i Henryka Cieplików. Był ich trzydziestym pierwszym wychowankiem. Wreszcie miał kochającą, normalną rodzinę.
Pod koniec ubiegłego roku państwo Cieplikowie przeszli na emeryturę i miasto placówkę rozwiązało. Błażej był już pełnoletni, nie mógł zgodnie z przepisami, choć był uczniem drugiej klasy szkoły zawodowej w ZS im. gen. Andersa, przebywać w domu dziecka ani pogotowiu opiekuńczym.
Jaki jest Błażej?
Agnieszka Sędziwa-Kogut, opiekunka z MOPS-u: – Od września ubiegłego roku, gdy ukończył osiemnaście lat, chodziłam na jego wywiadówki do szkoły, wspólnie kupowaliśmy ubrania. Opinia nauczycieli o Błażeju była pozytywna. Nie stwarzał problemów wychowawczych i dość dobrze się uczył.
Alicja Cieplik, opiekunka społeczna: – Nigdy nie sprawiał nam kłopotów. Uczy się dobrze, jest miły i grzeczny.
Tadeusz Perkowski, dyrektor ZS im. Andresa: – To uczeń przeciętny, ale nie odrzucony przez kolegów, twierdzę tak na podstawie opinii nauczycieli uczących go w szkole.
Joanna Paduch, kierowniczka internatu przy ZS im. Andersa: – Nie odwiedzał innych i nikt nie odwiedzał jego. Poważnym problemem wychowawczym okazało się zażywanie przez niego narkotyków.
Katarzyna Ryś, pedagog szkolny ZS im. Andersa: – To miły i dobry chłopiec. Nigdy nie sprawiał problemów wychowawczych. Dobrze się uczy i w szkole, i na praktykach. Żaden nauczyciel nie wnosił do mnie negatywnych opinii na jego temat.
Bez domu
Pełnoletni już chłopak nie miał gdzie się udać – jego matkę eksmitowano z mieszkania, a przy okazji z listy lokatorów skreślono także jej syna. – Prosiliśmy dyrekcję Miejskiego Ośrodka Pomocy Społecznej, by mógł zostać w mieszkaniu po Rodzinnym Domu Dziecka, MOPS jednak miał inne plany. Do dzisiaj lokal jest pusty – mówi Alicja Cieplik.
MOPS zaproponował chłopcu internat przy „Andersie”. Pomysł nie znalazł akceptacji u zarządzających placówką. – Pani kierownik Paduch stwierdziła, że ma… niedobre doświadczenia z dziećmi z domów dziecka, a MOPS nie płaci za utrzymanie swoich podopiecznych. Trzykrotnie z Błażejem staliśmy z torbami pod drzwiami internatu. Jak tułacze i żebracy. Nie znaleźliśmy zrozumienia u kierowniczki – mówi pani Alicja.
J. Paduch neguje: – Ani ja, ani dyrektor nie byliśmy do niego negatywnie nastawieni. Internat jest dla osób, które mieszkają poza Częstochową, natomiast chłopiec mieszkał w Częstochowie.
Takim zdaniem zdumiona jest Alicja Cieplik. – Błażej nigdy nie był u nas zameldowany. Pani kierowniczka wiedziała, że nie ma gdzie mieszkać. Nie mogłam więc pozostawić chłopca bez pomocy, choć prawnie nie sprawowałam już nad nim opieki. Udałam się po pomoc do MOPS-u, Urzędu Miasta, Kuratorium. W końcu miejsce w internacie znalazło się, ale przeczuwaliśmy, że kierowniczka zrobi wszystko, by się pozbyć Błażeja. Czyhała na niego jak kot na mysz – mówi.
Błażej w internacie
Jak opowiada opiekunka, chłopiec w placówce traktowany był jak przybłęda; poniżany. – Z początku nie dostawał posiłków, przy stu pensjonariuszach nie znalazł się nawet talerz zupy. Umieszczono go w izolatce. Raz na weekend Błażej zapomniał wypisać się z internatu i od razu wezwano policję. Kierowniczka wiedziała, że przyjeżdża do nas, do Blachowni, bo takie zobowiązanie, by go przyjęto do bursy, musieliśmy podpisać – mówi Cieplik.
Kierowniczka Paduch nie przyznaje się do tego: – Błażej posiłek otrzymał, żadne dziecko u nas nie jest głodne. Dodaje: – Jeśli nie mamy wiadomości o wychowankach, zawsze kontaktujemy się z rodzicami lub opiekunami. Kilkakrotnie dzwoniliśmy do chłopca i do państwa Cieplików – nikt z nich nie odbierał telefonów ani w piątek, ani w sobotę. Później Błażej wyjaśnił, że zapomniał o wypisie. Policję musieliśmy zawiadomić, wynikało to z naszej troski o wychowanka – mówi.
Podobnie stwierdza dyrektor Perkowski. – Za uczniów bierzemy odpowiedzialność przez cały tydzień nauki. Chłopiec, opiekunowie i MOPS podpisali umowę, która zobowiązuje do przestrzegania regulaminu, ze wszystkimi konsekwencjami. Kładziemy nacisk na alkohol, nieusprawiedliwioną nieobecność w internacie. Chłopiec wyszedł bez wypisu, nie zastosował się do obowiązującego w internacie regulaminu i dlatego pociągnęło to za sobą odpowiednie reakcje wychowawców – stwierdza dyrektor.
Zarzut: narkotyki
Dyrektor Perkowski, opierając się na opinii nauczycieli podkreśla, że w przypadku Błażeja problemem były narkotyki. – Początkowo tylko to podejrzewaliśmy. Naprowadzili nas jego koledzy z internatu i klasy, a przede wszystkim rodzice tych dzieci, którzy twierdzili, że chłopiec zażywa je, a być może też zajmuje się ich rozprowadzaniem. Nie mamy potwierdzeń pisemnych, bo osoby te prosiły o zachowanie dyskrecji, a wręcz anonimowości – mówi.
Kierowniczka Paduch: – Po miesiącu pobytu chłopca w internacie wychowawcy zaczęli odbierać skargi od dzieci. Wychowankowie twierdzili, że Błażej jest „dziwny”. Zarówno ja jak i inni wychowawcy rozmawialiśmy z wychowankami na temat tolerancji, szczególnej sytuacji chłopca, prosiliśmy o danie mu szansy. Po jakimś czasie zdefiniowali co oznacza ta dziwność, dzieci kategorycznie stwierdziły, że z „ćpunem” mieszkać nie będą, nie chcą mieć z nim nic wspólnego. Bardzo zaniepokoiła mnie ta informacja, poprosiłam wychowawców o zwrócenie szczególnej uwagi na Błażeja. Na początku listopada otrzymałam informację od rodziców wychowanków o tym, że Błażej pali marihuanę oraz proponuje ją innym wychowankom. Poinformowałam dyrektora szkoły o otrzymanych informacjach. 20 listopada 2009 r. w uzgodnieniu z dyrektorem szkoły złożyłam informację o sygnałach dotyczących Błażeja do IV Komisariatu Policji w Częstochowie – wyjaśnia.
Pedagog szkolny Katarzyna Ryś: – W naszej szkole raz w roku z pomocą psa policyjnego przeprowadzamy kontrolę pod kątem narkotyków. Pies wyczułby nie tylko obecność używek w kieszeni, ale i ich spożycie. W klasie Błażeja też była kontrola. Nic u niego nie wykryła.
Policja w internacie
W czwartek, 3 grudnia 2009 roku Błażej nie poszedł do szkoły. Joanna Paduch tak opisuje ówczesne zdarzenia. – Wychowawczyni powiadomiła mnie, że chłopiec źle się czuje, ale nie chce iść do lekarza. Mówił, że ma dreszcze, gorączkę. Chłopiec zmierzył temperaturę i okazał się, że nie ma gorączki, tylko rozszerzone źrenice, nie reagujące na światło, stąd nabrałyśmy podejrzeń, że jest pod wpływem narkotyków. Wychowawczyni będąca w tym dniu na dyżurze ma kwalifikacje i doświadczenie w pracy z osobami uzależnionymi. Wezwałyśmy policję, wcześniej uzyskując zgodę dyrektora. Policja znała problem chłopca z narkotykami, bo zgłosiłam go 20 listopada do IV Komisariatu. Policjanci wykonali chłopcu badanie alkomatem, choć nie sugerowałam tego. Nalegałam o badanie na obecność narkotyków, ale policjanci nie mieli testu. Według nich chłopak źle nie wyglądał. Owszem jego stan się poprawiał, niemniej w dalszym ciągu zachowywał się chaotycznie, miał nieskoordynowane ruchy – opowiada kierowniczka.
– Dziwię się zachowaniu kierowniczki, bo wcześniej chłopiec przez półtora tygodnia był u nas z powodu choroby. Teraz żałuję, że zmusiłam go, by wrócił do internatu, choć bardzo się przed tym bronił. Opowiedział mi, że nauczycielki nie wierzyły mu, wyciągnęły go z łóżka oskarżając, że jest pod wpływem narkotyków. To jest bulwersujące, bo takich problemów z Błażejem nigdy nie mieliśmy – mówi A. Cieplik.
Z IV Komisariatu przyjechali sierżant Małolepszy i sierżant Marzec. Relacjonuje podinspektor Joanna Lazar, rzecznik częstochowskiej Policji.– 3 grudnia, około godziny 9.50, na wezwanie wychowawczyni internatu, że jeden z uczniów może być pod wpływem środka pobudzającego, patrol policji udał się na miejsce celem wykonania czynności. Na miejscu zastano 44-letnią kierowniczkę internatu, która wskazała 18-letniego ucznia, którego podejrzewa o zażycie środków odurzających lub alkoholu. Wskazanego poddano badaniu na alkosensorze z wynikiem 0.00 promila. Dokonano również kontroli osobistej i lustracji pomieszczenia. Wygląd zewnętrzny nie potwierdzał, aby osoba ta znajdowała się pod wpływem narkotyków. Nie przeprowadzano badań specjalnym testerem z uwagi na jego brak oraz brak możliwości jego uzyskania od innych służb. Nie ujawniono narkotyków.
Badanie wewnętrzne
Kierowniczka zdecydowała się na przeprowadzenie testu na obecność narkotyku.– Chłopiec w obecności policjantów wyraził zgodę na wykonanie testu, został też poinformowany o możliwości odmowy. Funkcjonariusze stwierdzili, że nie muszą być obecni przy badaniu, ponieważ chłopiec jest pełnoletni i dobrowolnie się takiemu badaniu poddaje. Test wykonany przez Błażeja wykazał obecność w moczu metabolitu karboksylowego (THC), głównego produktu przemiany materii po zażyciu marihuany lub haszyszu. Wychowanek cały czas uczestniczył w badaniu i natychmiast zapoznał się z wynikiem testu – wyjaśnia Paduch.
Sposobem potraktowania Błażeja oburzona jest Alicja Cieplik. Jej i chłopca relacja jest odmienna. – Zawiedziona kierowniczka, że alkomat wykazał „zero”, nie dała za wygraną. Dalej więc maltretowała psychicznie mojego wychowanka. Wzięła zwykły słoik, a nie z apteki i w swojej, i wychowawczyni obecności kazała Błażejowi wyjąć genitalia i nasikać do słoika. Zgodził, się bo nie obawiał się wyniku, był czysty. Początkowo nie mógł oddać moczu, więc poiły go herbatą. Potem kierowniczka wyprosiła go z pokoju, a po jakimś czasie stwierdziła, że badanie wyszło dodatnie i Błażej zostaje usunięty z internatu – mówi opiekunka.
Kierowniczka zaprzecza zdecydowanie. – Chłopcu zapewniliśmy intymność, przy wykonywaniu testu obecny był pracownik płci męskiej – stwierdza. Na pytanie dlaczego nie wezwano pogotowia i nie zawiadomiono prokuratury odpowiada: – Zawiadomiłam IV Komisariat. Z wydarzenia została sporządzona szczegółowa notatka, podpisana przez świadków.
Notatki jednak nawet chłopcu nie pokazano. – Błażeja zastraszono. Wykonał polecenie kierowniczki, ale nic nie dano mu do podpisania. Protokołu z wyniku badania nawet mi nie udostępniono. Jako wieloletnia opiekunka chłopca mam prawo przypuszczać, że to pani kierownik sama oddała mocz do słoika lub coś do niego wrzuciła, by pozbyć się „dziecka z domu dziecka” – komentuje Cieplik i zapowiada, że sprawy nie popuści. – Błażej nie ma nikogo, kto by go bronił. Jeśli trzeba będzie złożę doniesienie do prokuratury o możliwości popełnienia przestępstwa i naruszenie nietykalności cielesnej mojego wychowanka.
Prokurator wyjaśnia
Z zapytaniem o legalność takiego badania zwróciliśmy się do rzecznika Prokuratury w Częstochowie, prokuratora Romualda Basińskiego. Stwierdził, że przeprowadzone w ten sposób pomiary nie mają mocy prawnej dla prokuratury. – Nie może być tak, że od dorosłego czy niepełnoletniego można pobrać materiał biologiczny przez dowolne osoby. Do tego są uprawnione specjalne organy: policja lub pogotowie ratunkowe, które pobrałoby krew do badania. Ewentualnie, jeżeli było przypuszczenie, że osoba jest pod wpływem narkotyków, a zatem, wbrew polskiemu prawu, była wcześniej w jego posiadaniu, należało powiadomić prokuraturę. Wówczas wszystko byłoby zgodne z procedurą. W tej sytuacji postąpiono nierozważnie. Nie można jednak zarzucić bezprawności działań osobom, które przeprowadziły takie badanie, bo osoba pełnoletnia wyraziła na nie zgodę, ale jego wartość dowodowa jest dla nas żadna – mówi prokurator Basiński.
Komentuje podinspektor Joanna Lazar. – Ewentualne uprawnienia kierownictwa internatu co do wykonywania czynności w stosunku do mieszkańców internatu oraz wynikające z tego decyzje, musza być uregulowane w odpowiednich statutach lub innych dokumentach związanych z funkcjonowaniem tej placówki. Czynności te są czynnościami administracyjnymi niezależnymi od czynności policyjnych
Narkotyki w szkole
W szkole i w internacie problem z narkotykami pojawiał się już wcześniej. – W zeszłym roku ten problem dotyczył jednej z dziewcząt. Dziewczyna przyznała się do palenia marihuany, obiecała poprawę i podjęła leczenie, dlatego daliśmy jej szansę – mówi kierowniczka. – Błażej też dostał szansę, ale jej nie wykorzystał. Dopiero gdy test wyszedł pozytywnie, powiedział, że palił dopalacze. Wymienił jeden, z listy zakazanych używek. Na następny dzień przyznał się, że palił marihuanę u państwa Cieplików i prosił o możliwość pozostania w internacie. Powiedziałam, że decyzję w jego sprawie podejmie rada wychowawców i tak się stało. Dnia 8 grudnia rada wychowawców Internatu jednogłośnie zadecydowała, że Błażej ma opuścić internat od dnia 12 grudnia 2009 r. – dodaje.
Dyrektor Perkowski: – Za mojej kadencji mieliśmy trzech narkomanów (dyrektor prowadzi placówkę od 2006 roku – przyp. red.). Przyznali się do tego i prosili o pomoc. Jeden z nich miał ze mną dobry kontakt, przychodził po wsparcie, gdy czuł, że może nie wytrwać w abstynencji. Nawet mnie to podbudowywało, bo traktował mnie jak ojca. Z Błażejem, jak mówi dyrektor, było ponoć inaczej. – Chłopak uważał, że nie ma problemu z narkotykami – mówi Perkowski. I dodaje: – Młody człowiek, gdy przekroczy pewną granicę, staje się zagrożeniem dla setek innych uczniów, nie powinien uczyć się z rówieśnikami w szkole i zająć nim powinny się inne, wyspecjalizowane instytucje. Mieliśmy takie przypadki i uczniowie musieli opuścić mury naszej szkoły. Ale szkoła też jest po to, by uczyć i wychowywać. Staramy się to czynić i pomagamy. Jeżeli jednak wyciągniętą rękę się odrzuca i nie chce pomocy, wiele nie możemy uczynić. Po tym przypadku zasugerowałem opiekunce zmianę szkoły, bo uważam, że zmiana środowiska może korzystnie wpłynąć na zachowanie młodego człowieka. Nie było w tej sprawie żadnych postanowień rady pedagogicznej, by nie nadawać formalnego biegu i nie rozgłaszać problemu chłopca – wyjaśnia dyr. Perkowski.
Pani Cieplik wycofała dokumenty chłopca i przeniosła go do innej szkoły. – Chłopiec był tak zastraszony i zgnębiony przez kierowniczkę, że przyznałby się do wszystkiego. Powiedział, że gdyby kazali mu się przyznać do zabójstwa, też by to uczynił. Błagał kierowniczkę, by go zatrzymała w internacie, że będzie się poddawał testom. Nie miał gdzie iść i kierowniczka Paduch o tym wiedziała. Doprowadziła też , by dyrektor usunął chłopca ze szkoły, choć nie miał żadnych problemów. Najwyraźniej i on boi się kierowniczki internatu. Zabraliśmy więc dokumenty, by nie było odnotowane, że chłopak spożywał narkotyki, co by całkowicie przekreśliło jego przyszłe życie – mówi Cieplik.
Pedagog szkolny Katarzyna Ryś: – Nawet gdyby Błażej miał tego rodzaju problem, nie powinno się go skreślać i traktować jak przestępcę. Wyrzucić na bruk i zostawić samego. Takiemu dziecku trzeba pomóc. Jeżeli zdarzy się przypadek zażywania przez ucznia narkotyków, kieruje się go na terapię. Współpracujemy w tym zakresie z Poradnią nr 1 przy ul. Legionów.
MOPS oferuje: schronisko dla bezdomnych
Wyrzucony z internatu chłopiec nie znalazł wsparcia w MOPS-ie. Jego opiekunka z ramienia Ośrodka Agnieszka Sędziwa-Kogut, uwierzyła w wersję kierowniczki. – Nie sprawdziła przebiegu wydarzeń. Jedyne co zaproponowała Błażejowi to miejsce w przytułku dla bezdomnych przy ul. Krakowskiej. Miał on tam spać na podłodze, bo nie było wolnego łóżka. Czy wychowanek z domu dziecka nie może mieć szansy na normalne życie? Czy o to chodzi, by powiększył grono bezdomnych? – pyta Alicja Cieplik.
Dlaczego pracownica MOPS nie interweniowała u kierowniczki? Dlaczego chłopcu zaproponowano jedynie materac na podłodze w schronisku dla bezdomnych?
– Otrzymaliśmy oficjalne pismo od kierowniczki internatu. Informację potwierdziła w rozmowie telefonicznej. Jeżeli ktoś decyduje się na takie oskarżenie, które, jak stwierdzono, było poparte przeprowadzonymi badaniami, trudno je podważać. Uznaliśmy, że jest to prawda – mówi Agnieszka Sędziwa-Kogut. Jak stwierdza, Błażej miał mieszkać w internacie, bo miasto nie dysponowało w danej chwili wolnymi miejscami w mieszkaniach chronionych, których w Częstochowie są trzy.
Po interwencji policji MOPS dokwaterował ucznia do jednego z mieszkań chronionych. – W najbliższym czasie sytuacja się zmieni, bo chłopcy zostaną rozkwaterowani do nowo tworzonego mieszkania chronionego – dodaje pracownica MOPS-u. Jak twierdzi, po raz pierwszy spotkała się z taką sytuacją, że podopieczny MOPS-u z powodu narkotyków został usunięty z internatu.– Błażej był jedynym wychowankiem placówki opiekuńczo-wychowawczej skierowanym przez MOPS do szkolnego internatu przy ZS im. Andersa. Nasza instytucja płaciła regularnie za jego pobyt – tłumaczy Agnieszka Sędziwa-Kogut. Wyjaśnia ponadto, że lokal po Rodzinnym Domu Dziecka zostanie przekształcony w najbliższym czasie w mieszkanie chronione.
Opiekunka prosi policję o pomoc
Sprawę Błażeja pani Alicja przedstawiła częstochowskiej policji. – Poinformowano mnie, że sposób pobrania materiału do badania i potraktowanie chłopca może wskazywać na naruszenie artykułu 231 Kodeksu karnego, czyli przekroczenie uprawnień funkcji publicznej. Multitest przeprowadzono bez zachowania procedur. Nie zapisano numeru testometru, wyniku badania, nie sporządzono oficjalnego, zgodnie z prawem protokołu, Błażej takiego nie podpisał. Cała ta historia jest skandaliczna. Sierotę potraktowano jak człowieka trzeciej kategorii, wykorzystano niedoświadczenie młodej osoby, jej ufność do ludzi – mówi Cieplik.
Opiekunka rozpoczęła starania o powrót chłopca do ZS im. Andersa. Początkowo bezskutecznie. – Dyrektor zażądał, by chłopiec dostarczył zaliczenie półrocza z nowej szkoły. Otrzymać je mógł po zdaniu pięciu dodatkowych, zupełnie dla niego nowych przedmiotów. Miał to uczynić w kilka dni – opisuje pani Alicja. Nagle sytuacja się zmieniła. Dyrektor Perkowski przyjął chłopca z powrotem do szkoły. – Chłopak stwierdził, że nie da sobie rady w nowej szkole z powodu dużych różnic w realizacji programu i pani Cieplik zwróciła się do mnie o ponowne przyjęcie. Tak naprawdę nie pozostało nam nic innego, jak chłopca przyjąć. Doszliśmy do wniosku, że być może dopiero teraz zrozumiał swój błąd i że jeżeli tego nie zrobimy, nie skończy on żadnej szkoły – mówi Perkowski.
Determinacja Alicji Cieplik i interwencja policji wywołała też reakcję Kuratorium Oświaty w Katowicach. Szkołę odwiedził kurator Maciej Osłuch. Jak mam mówi Alicja Cieplik w najbliższym czasie ma się odbyć konfrontacja z jej udziałem. – Gdyby nie pomoc policji Błażej skazany byłby na tzw. „most kacapski” – komentuje pani Alicja.
URSZULA GIŻYŃSKA