Przed dwoma laty minister Mariusz Łapiński wyjeżdżając z parkingu rąbnął w jakiś samochód. Nie zatrzymał się, by obejrzeć, jakie straty spowodował, nie rozejrzał się nawet, czy po tej kolizji ktoś nie potrzebuje pomocy… Rąbnął, rozwalił i spokojnie pojechał dalej.
Przed dwoma laty minister Mariusz Łapiński wyjeżdżając z parkingu rąbnął w jakiś samochód. Nie zatrzymał się, by obejrzeć, jakie straty spowodował, nie rozejrzał się nawet, czy po tej kolizji ktoś nie potrzebuje pomocy… Rąbnął, rozwalił i spokojnie pojechał dalej.
Ten incydent, ujawniony w związku z wyrokiem grzywny w wysokości 600 zł, nałożonej na sprawcę wypadku, idealnie charakteryzuje obecnego Ministra Zdrowia. Ten incydent i fakt, że minister nie raczył się pojawić na posiedzeniu Sądu. Rozwalić coś i pojechać dalej… Świetna ilustracja zmian ustawowych likwidujących dotychczasowy system finansowania świadczeń zdrowotnych. System, który zaczął działać i przynosić pożądane rezultaty. System, który gwarantował, że szczupłe środki jakie możemy przeznaczyć na usługi lecznicze będą wydawane gospodarnie. Teraz rozwalimy ten system, pojedziemy dalej. Jak coś nie wyjdzie, zlekceważymy poddanie się osądowi.
Śląska Regionalna Kasa Chorych, kierowana przez Andrzeja Sośnierza, uchodziła za najlepszą w Polsce. I może dlatego, od momentu objęcia stanowiska przez Łapińskiego, była przedmiotem ostrych ataków. Nie było przedmiotem zarzutów wydanie milionów złotych przez zarząd Mazowieckiej Kasy na zakup pałacu-biurowca. Nie były przedmiotem troski straty ponoszone przez inne kasy. Śląska Kasa była jedną z najbogatszych w Polsce. Bogactwo to było wynikiem dużej liczby ubezpieczonych w tej Kasie i wyższymi, średnimi płacami w naszym województwie. Bogactwo to korciło decydentów w Warszawie, bo one najlepiej wiedzą, jak wydać nasze pieniądze na słuszne cele. Bogactwo Śląskiej Kasy miało jednak także swoją drugą stronę. Tu potrzeby świadczeń zdrowotnych są wyższe niż w innych województwach. Skutki skażenia środowiska w eksploatowanej rabunkowo aglomeracji górnośląskiej wpłynęły ujemnie na stan zdrowia mieszkańców. Wyższy niż gdzie indziej poziom zachorowalności na choroby nowotworowe, układu krążenia, dróg oddechowych; występowanie unikalnych schorzeń: azbestozy, ołowicy; to wszystko podwyższało koszt usług leczniczych w naszym województwie.
Były wobec Sośnierza trzy podstawowe zarzuty
Pierwszy – wprowadzenie systemu kart elektronicznych, umożliwiających rozliczenie usług świadczonych ubezpieczonym. Drugi – utrzymywanie 400 mln zł rezerwy, nadwyżki, na kontach bankowych. Trzeci, zawyżenie liczby osób ubezpieczonych i pobieranie w związku z tym większych pieniędzy z ZUS. Sośnierza usunięto, dzięki nowelizacji ustawy (zmiany prawne pozwoliły ministrowi decydować o władzach regionalnych Kas). Razem z nim zaczęto usuwać błędy. Nadwyżkę wydano, zgodzono się odprowadzić kilkaset milionów złotych z Kasy do centrali. Efekt? Nowy dyrektor ŚRKCh Józef Kurek prognozuje w tym roku wynik ujemny w wysokości 276 milionów złotych. W przyszłym, po zbilansowaniu potrzeb istniejących w naszym województwie szpitali i przychodni, według prognoz braknie 1 miliard złotych.
Co do kart – mamy już pewne doświadczenie. Tylko dzięki skrupulatnej kontroli prowadzonej przez ŚRKCh wykryto w naszym mieście proceder wyłudzania pieniędzy pod fikcyjne recepty na bardzo drogie leki. Winni – lekarze i właściciele aptek – stają dziś przed sądem. Karty elektroniczne gwarantowały skuteczną kontrolę. Ich zniesienie, lub zawieszenie do czasu wprowadzenia ogólnopolskich, sprawi, że podobny proceder wyłudzeń będzie bezkarny, nie do wykrycia. Rozwalenie działającego systemu kontroli w imię wizji wprowadzenia “kiedyś” lepszego, to “zielone światło” dla przekrętów.
Mniej niż potrzeba
Na świadczenia zdrowotne zawsze wydawać będziemy mniej niż potrzeba. Mniej – bo jesteśmy ubogim państwem i społeczeństwem; nie da się sfinansować z naszych pieniędzy podobnego poziomu usług jak w krajach Zachodniej Europy. Znając ograniczenia trudno jednak nie zauważyć, że od czasu objęcia władzy przez SLD wydatki publiczne na służbę zdrowia realnie spadają. Skąd bowiem spodziewany w przyszłym roku miliardowy deficyt w Śląskiej Kasie?
Przyczyny obiektywne – oczywiste. Wysokość wpływów do Kas zależna jest od wysokości dochodów ubezpieczonych. Wprowadzony został mechanizm przekazywania na rzecz ubezpieczeń zdrowotnych 7,5% odpisu od podatku dochodowego. Ten mechanizm miał gwarantować stały poziom wydatków zdrowotnych. Z tym, że założono optymistycznie stały wzrost dochodów społeczeństwa. Tymczasem, zamiast wzrostu mamy spadek – spadają płace realne zatrudnionych, zwiększa się liczba bezrobotnych. Warto porównać: gdyby nie wprowadzono mechanizmu odpisu, lecz służba zdrowia finansowana byłaby dalej z budżetu, zgodnie z regułą ministra Belki (inflacja + 1%), przyszłoroczne wydatki na świadczenia zdrowotne byłyby większe.
Wpadliśmy w pułapkę. Przez kilka kolejnych lat (od 1992 do 2000 r.) wzrost dochodów indywidualnych był wyższy niż poziom przyrostu całkowitego dochodu państwa (PKB). Teraz, w obliczu recesji, doświadczyliśmy sytuacji odwrotnej. To jest przyczyna obiektywna. Ale są jeszcze subiektywne – zależne od polityki rządu. Wprowadzając reformę przyjęto poziom składki w wysokości 7,5%. Uzupełniono to dodatkowymi wydatkami bezpośrednio z budżetu państwa. Tak finansowane miały być najdroższe procedury specjalistyczne (np. przeszczepy serca). Budżet wspomagał także programy restrukturyzacji. Po dwóch latach składkę podniesiono do 7,75%, ale finansowanie procedur specjalistycznych przeszło na Kasy Chorych. Praktycznie też ograniczono do minimum dofinansowanie działań restrukturyzacyjnych. Zgodnie z programem reformy, założonym w 2001 r., przekazywaniu obowiązku finansowania procedur wysokospecjalistycznych i ograniczaniu dotacji na restrukturyzację towarzyszyć miał stały wzrost składki. W 2003 r. miało to być 8%, w 2004 – 9%. W dyskusji nad reformą posłowie SLD proponowali przyspieszenie tempa wzrostu składek (8% w 2002, 9% w 2003, 10% w 2004). Proponować można wszystko – SLD zdecydowało o utrzymaniu składki 7,75% przez najbliższe dwa lata. I to pomimo zwiększenia nowymi obowiązkami wydatków Kas Chorych.
Zgoda na śmierć ponad 1000 osób…
W 2002 r. miał wejść w życie finansowany z budżetu system lecznictwa ratunkowego. System kosztowny, lecz niezbędny. Gwarantujący udzielenie natychmiastowej pomocy osobom rannym w wypadkach. Taki system istnieje w krajach Europy Zachodniej od dwudziestu lat, jego wymiernym efektem było obniżenie śmiertelności powypadkowej o 50-70%. Przypomnijmy: tylko w jednym miesiącu wakacyjnym zginęło w wypadkach drogowych w Polsce 440 osób. Rocznie liczba ofiar wypadków przekracza liczbę zabitych w czasie ataku terrorystycznego na wieże WTC!!!. Fatalny stan dróg uzupełniamy fatalnym systemem ratunkowym. Wstrzymanie na jeden rok wejścia w życie systemu ratownictwa oznacza przekreślenie szans na uratowanie 1000-1500 ludzi. Nie wiem, czy i jakie są pilniejsze wydatki rządowe, usprawiedliwiające zgodę na śmierć 1000 ludzi rocznie.
Ustawa o ratownictwie medycznym nie wejdzie w życie także w 2003 r. Znów ważniejsze od życia ludzkiego okazały się podwyżki dla sfery budżetowej, wydatki na interwencje rolniczą, wydatki na propagowanie Unii Europejskiej. Przygotowując się do wejścia w życie systemu medycyny ratunkowej samorządy poniosły duży wysiłek finansowy. Wydano dziesiątki milionów złotych tworząc szpitalne oddziały ratunkowe (szpital na Parkitce, szpital na Zawodziu, szpital w Kłobucku). Teraz, po wycofaniu się rządu, te inwestycje stanowią dodatkowe obciążenie dla szpitali i dla Kasy Chorych.
Dziura w lecznictwie
Miliard złotych mniej w województwie niż zgłaszanych potrzeb szpitali i przychodni. Co to oznacza dla nas? Parkitka ma około 20 mln zł zadłużenia. Zadłużenie to będzie rosło, bo koszt funkcjonowania szpitala jest wyższy niż wpływy. Możliwości restrukturyzacji są dziś (z braku dofinansowania z budżetu państwa i braku możliwości dofinansowania z budżetu województwa) bardzo ograniczone. Chcieliśmy mieć bardzo nowoczesny szpital – musimy ponosić konsekwencje tego, że nowoczesność kosztuje. Szpital na Tysiącleciu – zadłużenie ok. 7 mln zł. I fatalne zarządzanie, powodujące zwiększanie strat. Szpitale miejskie – zadłużenie ok. 12 mln zł. I prawomocny wyrok sądu, obciążający szpitale koniecznością wypłat milionów złotych z tytułu zaległych “13” pensji. Łącznie, przy bardzo optymistycznych szacunkach, 40 milionowa “dziura” w lecznictwie zamkniętym.
Lecz skoro jesteśmy przy optymistycznych szacunkach. Niech się tym martwi minister Łapiński, skoro tak chciał jednoosobowo zarządzać całym systemem ochrony zdrowia w Polsce. Tylko, czy on umie się martwić? Czy tylko rozwali coś i pojedzie dalej, nie oglądając się na wyrządzone szkody ?
Jarosław Kapsa