Otwarcie sezonu z przytupem


Odnosząc się do najnowszej premiery częstochowskiego Teatru im. Adama Mickiewicza, można by powiedzieć właściwie jedno: naprawdę warto kupić bilet na ten spektakl i to nie jeden raz.

Idąc na premierę „Być jak Kazimierz Deyna” obawiałem, że będzie to kolejna historia o złamanych ludziach, którzy przez większość przedstawienia będą histerycznie rozprawiać, jak to los ich doświadczył, w najmniejszym stopniu szukając winy w samych sobie. W takich tekstach ostatnio „specjalizował się” nasz miejski przybytek Melpomeny.
Tymczasem sztuka w reżyserii Gabriela Gietzky`ego okazała się bardzo zabawną opowieścią, przedstawioną lekko, ale z wielkim rozmachem i przesłaniem.
Historia opowiada losy młodego mężczyzny od narodzenia do mniej więcej zakończenia studiów. Każda kolejna scena dostarcza masę dobrego humoru (od czasów „Mayday” nie spotkałem się z tak zabawną propozycją Teatru im. Mickiewicza). A wszystkiemu, w tle, towarzyszą kolejne wydarzenia piłkarskie z postacią Kazimierza Deyny jako podstawowym odniesieniem.
Jest jednak też drugie dno. Obraz Polski, a właściwie narodu polskiego, odsłaniający jego największe słabości. Konkluzja jest taka, że od PRL-u do dziś niewiele się zmieniło, niekoniecznie z winy zwykłych obywateli, ale przy ich prawie całkowitej bierności (łatwiej wyjechać do Anglii, niż próbować coś zmienić na „własnym podwórku”). Finałowy morał, że, jak Kazimierz Deyna, należy nie oglądać się wokół, nie przejmować krytyką, tylko po prostu robić swoje, wydaje się tu przewrotny.
Spektakl ma w pewnym sensie charakter kabaretowy, wszak niejako śmiejemy się z samych siebie, z władzy, z zabobonów, przesądów itd. Oby jednak na śmiechu się nie skończyło. Po otarciu łez z rozbawienia należałoby postarać się wyciągnąć także bardziej poważne i ważne wnioski.
Jednak „Być jak Kazimierz Deyna” to nie tylko świetny tekst Radosława Paczochy. Ogromną zaletą przedstawienia jest jego strona techniczna. Wręcz ascetyczna scenografia, wykonana przez Marię Kanigowską, składająca się z kilku krzeseł, stolika i jeszcze paru elementów, z biegiem wydarzeń okazują się niezwykle funkcjonalne. Stają się to stołem obiadowym, to pociągiem, to katedrą uniwersytecką, to gabinetem lekarskim itd. Sprawność, z jaką aktorzy przestawiają rekwizyty budzi spore wrażenie, a jest to zasługą Witolda Jurewicza, odpowiedzialnego za ruch sceniczny. Efekt powalający. Ciekawe są też użyte w kolejnych scenach kostiumy, jak na przykład gigantyczny strój niemowlęcy.
Ciężko coś powiedzieć o muzyce, gdyż wartka akcja i aspekt humorystyczny pochłaniają w całości.
I na koniec aktorzy. Widać było, że świetnie się bawią, trochę improwizują – doskonale poprowadzeni przez Gietzky`iego. Spektakl został tak pomyślany, że stanowi świetne pole do popisu dla występujących w nim artystów. Wykorzystali tę okazję, prezentują pełnię swoich możliwości (tu trzeba podkreślić, że większość z nich wcielała się w kilka postaci). Iwona Chołuj, Teresa Dzielska, Sylwia Karczmarczyk, Małgorzata Marciniak, Agata Ochota-Hutyra, Sebastian Banaszczyk, Waldemar Cudzik, Andrzej Iwiński, Bartosz Kopeć i Antoni Rot spisali się bez zarzutów. A perełkowe wręcz sceny zapewnili, między innymi, Małgorzata Marciniak, Agata Ochota-Hutyra, Antoni Rot czy Sebastian Banaszczyk
Osobno trzeba wyróżnić odgrywającego główną rolę Michała Chorosińskiego. Był to jego debiut na częstochowskiej scenie, gdyż na co dzień występuje w Teatrze Polskim we Wrocławiu. Otrzymał zadanie najtrudniejsze, to jego postać spinała całą historię, na jego barkach spoczywało też tępo akcji. I to nie tylko dlatego, że w wielu scenach musiał mówić bardzo szybko, wręcz wyrzucając z siebie kolejne słowa. Przez tę dynamikę nie uniknął kilku przejęzyczeń, ale przy takiej dynamice można na to przymknąć oko. Summa summarum młody mężczyzna zaprezentował się publiczności solidnie, można wróżyć mu dużą karierę.
Zeszłoroczny sezon w naszym Teatrze nie należał do specjalnie udanych, poza paroma wyjątkami. Tym razem dyrektorzy Robert Dorosławski i Piotr Machalica już na start przygotowali prawdziwy rarytas dla teatrofilów. Oby poziom został utrzymany.

ŁUKASZ GIŻYŃSKI

Podziel się:

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *