Od pewnego czasu coraz bardziej uwagę opinii publicznej przykuwa osoba wicepremiera Marka Pola. Jak pewnie wszystkim wiadomo pan Pol oprócz funkcji zastępcy Leszka Millera odgrywa w rządzie jeszcze jedną ważną rolę, a mianowicie jest ministrem infrastruktury, czyli tego co niegdyś nazywano bardziej zrozumiale i konkretnie: łączności, transportu i gospodarki morskiej. Natomiast politycznym zajęciem wicepremiera jest szefowanie partii – Unii Pracy, która wraz z o wiele liczebniejszym SLD tworzy w Sejmie koalicję. I choć, jak mówią znawcy tematu, Unia Pracy to klasyczna “kanapa”, to funkcja jaką w niej pełni Marek Pol okazała się dla tego środowiska jak i jego samego kluczową w realizacji rządowych karier.
Od pewnego czasu coraz bardziej uwagę opinii publicznej przykuwa osoba wicepremiera Marka Pola. Jak pewnie wszystkim wiadomo pan Pol oprócz funkcji zastępcy Leszka Millera odgrywa w rządzie jeszcze jedną ważną rolę, a mianowicie jest ministrem infrastruktury, czyli tego co niegdyś nazywano bardziej zrozumiale i konkretnie: łączności, transportu i gospodarki morskiej. Natomiast politycznym zajęciem wicepremiera jest szefowanie partii – Unii Pracy, która wraz z o wiele liczebniejszym SLD tworzy w Sejmie koalicję. I choć, jak mówią znawcy tematu, Unia Pracy to klasyczna “kanapa”, to funkcja jaką w niej pełni Marek Pol okazała się dla tego środowiska jak i jego samego kluczową w realizacji rządowych karier.
Przypadki takie jak ten w polityce nie stanowią żadnego novum, historia podobne już odnotowywała. Paradoksalnie temu mniejszemu partnerowi koalicyjnemu zazwyczaj przypada większy, w stosunku do możliwości i potencjału, udział w wyborczym zwycięstwie. Zazwyczaj również źle się to kończy. Niszowy charakter partii, brak zaplecza politycznego, struktur w terenie a także brak odpowiednich kontaktów z zapleczem intelektualnym i branżowym, prowadzą do pasma porażek w dziedzinie, za którą taka polityczna koteria odpowiada.
Coś takiego właśnie obserwujemy w przypadku Unii Pracy i jej przewodniczącego Marka Pola, co do którego poziomu fachowej wiedzy trudno mi się, co prawda, wypowiedzieć jednak porażający jest chaos ogarniający za jego rządów tzw. rodzimą infrastrukturę. Nie dość, że drogownictwo i transport w kraju praktycznie się nie rozwija, to jeszcze projekty ustaw, przygotowywane na polecenie ministra Pola są, delikatnie mówiąc, kontrowersyjne. Mam tutaj na myśli m.in. problem winiet, tzw. opłaty paliwowej, jak również firmowanie obowiązku montowania w taksówkach kas fiskalnych. Do tego dochodzą, wpisane już trwale w wizerunek tego rządu afery. W przypadku działki, za którą odpowiada wicepremier Marek Pol można wymienić dwie sztandarowe afery, a mianowicie pobieranie podwójnego wynagrodzenia przez prezesa PLL LOT i brak na ten proceder reakcji ze strony przełożonego, czyli rzeczonego ministra oraz łamanie ustawy antykorupcyjnej przez prezesa Poczty Polskiej. Jeżeli jeszcze do tego dorzuci się atmosferę jaka panuje wokół problemu budowy autostrad czy utrzymania nierentownej spółki Polskie Koleje Państwowe, to wyłania się obraz totalnego bezwładu, jaki zapanował w resorcie infrastruktury za czasów ministra Pola.
Być może sytuacja, o której mowa, zmobilizowała polityka Unii Pracy do niespodziewanej aktywności w ostatnich dniach. Działo się to na jednym ze zgromadzeń owej partii, podczas którego oprotestowano plan oszczędnościowy ministra gospodarki i pracy Jerzego Hausnera. Zarzuty pod adresem planów swojego kolegi z rządu wygłosił przewodniczący Marek Pol. Dziennikarzom przyszło tylko ze zdumienia przecierać oczy, bo raptem dwa tygodnie wcześniej ten sam polityk demonstrował jedność z wicepremierem Hausnerem, gdy tamten wygłaszał na konferencji prasowej główne tezy swoich sławnych cięć budżetowych.
Cóż, i tym razem wicepremier Pol niczym specjalnym nas nie poczęstował. Opisane zdarzenie nie jest żadnym popisem wyrafinowanej gry politycznej, ani ekscentrycznym chwytem marketingowym. To raczej świadczy o zupełnym zagubieniu się towarzystwa, funkcjonującego pod wspomnianym szyldem partyjnym, które przeżywa obecnie głęboki kryzys intelektualny i etyczny, bo wyraźnie przerosła ich sytuacja oraz odpowiedzialność. Zjawisko to tak jak i poprzednie znane jest od dawna historykom i politologom i można żałować, jedynie, iż gdyby przed wyborami parlamentarnymi Leszek Miller nie wydobył z cienia Unii Pracy, dzisiaj nie oglądalibyśmy tych wszystkich żenujących sytuacji a być może nawet transport i łączność miałyby się teraz w Polsce o wiele lepiej.
ARTUR WARZOCHA