NASZE ŹRÓDŁA / Hej sobótka, sobóteczka!


Sobótka, choć oficjalnie figuruje w kalendarzu jako wigilia świętego Jana Chrzciciela, w sercach wielu nadal pozostaje czymś znacznie starszym – Nocą Kupały. Magiczną porą ognia i wody, światła i cienia, ziół i marzeń, słowiańskimi walentynkami.

 

Sobótka, choć oficjalnie figuruje w kalendarzu jako wigilia świętego Jana Chrzciciela, w sercach wielu nadal pozostaje czymś znacznie starszym – Nocą Kupały. Magiczną porą ognia i wody, światła i cienia, ziół i marzeń, słowiańskimi walentynkami.

Przesilenie letnie to moment szczególny. Słońce osiąga swój najwyższy punkt, dzień trwa najdłużej, a noc, choć krótka, rozświetlona jest płomieniami ognisk i ludzkimi oczekiwaniami. Dawniej wierzono, że to właśnie wtedy przyroda osiąga szczyt swojej mocy. Rośliny nabierają leczniczych właściwości, woda zyskuje magiczne działanie, a ogień oczyszcza i chroni.

Zwyczaje z nią związane mają swoje korzenie jeszcze w czasach starosłowiańskich. Święto Kupały było uroczystością życia: młodości, miłości, płodności i nadziei na urodzaj. Obchodzono je wspólnie: we wsiach, nad rzekami, na łąkach i w lasach, gdzie natura była nie tylko tłem, ale jego głównym uczestnikiem. Było gwarno, radośnie, tanecznie i romantycznie.

Noc Świętojańska to święto dwóch przeciwstawnych, ale uzupełniających się żywiołów. Woda – tajemnicza, głęboka, często niepokojąca, symbolizuje to, co nieznane, podświadome. Ogień – jasny, dynamiczny, życiodajny, to światło, które pomaga przetrwać ciemność. Skoki przez ognisko nie były tylko zabawą. Miały chronić, oczyszczać, a młodym parom zapewniać trwałość uczuć. Wspólny skok pary trzymającej się za ręce oznaczał zgodę dusz i serc. Jeśli ogień „zaakceptował” związek i ręce się nad nim nie rozplotły, można było spodziewać się pomyślności.

Z kolei woda tej nocy była zarazem przyjazna, jak i niebezpieczna. Wierzono, że nie należy kąpać się o zmroku, rusałki i duchy topielców były wtedy szczególnie aktywne. Za to rosa z poranka świętojańskiego miała działać jak eliksir zdrowia, przemywano nią twarz, zbierano na płótno, zanoszono do domów. Nasze babcie do dziś przypominają, że kąpanie się „przed Janem” to bezmyślne ryzyko.

Trudno wyobrazić sobie Noc Świętojańską bez wianków. Plotły je dziewczęta z polnych kwiatów i ziół: ruty, bylicy, dziewanny, macierzanki, lebiody, lawendy. Potem puszczały na rzekę z zapaloną świeczką. Wróżba była prosta: jeśli wianek płynął spokojnie – nadchodzą dobre zmiany, jeżeli zatonął – należało uzbroić się w cierpliwość. A jeśli ktoś go wyłowił… być może los wskazał przyszłego oblubieńca. Wianki nie były jednak tylko zabawą. Miały też znaczenie ochronne – wplatano w nie rośliny odstraszające złe moce, a po zakończonym obrzędzie zakopywano w ogrodzie lub przechowywano w domu, by strzegły domowników.

Zbieranie ziół w tę wyjątkową noc wymagało odpowiedniego przygotowania. Najlepiej wczesnym rankiem, najlepiej w milczeniu, najlepiej bosą stopą. I choć nie każdemu udawało się spełnić wszystkie warunki, wierzono, że dziurawiec, piołun, bylica czy dziewanna zebrane właśnie wtedy działają silniej: leczą, chronią, pomagają w życiowych trudnościach. Niektóre zioła przeznaczano do palenia w ognisku, inne suszono i przechowywano na „czarną godzinę”, jeszcze inne – wkładano pod poduszkę w nadziei na prorocze sny. Intensywne, wonne, gęste dymy były symbolem Sobótki, a ich działanie zdrowotne i odurzające dawało uczestnikom obrzędu „magiczne” doznania.

Najbardziej tajemniczym symbolem był (i pozostaje) kwiat paproci. Roślina, która z naukowego punktu widzenia nie zakwita, tej jednej nocy miała zakwitnąć magicznym, złocistym światłem. Kto ją znajdzie, ten posiądzie mądrość, bogactwo i szczęście. Ale też, co ciekawe, nie zawsze radość. Bo kwiat paproci to symbol tajemnicy, często samotnej. Dla dawnych ludzi był to obraz czegoś, co trudno zdobyć, ale warto próbować. Może dlatego co roku tyle osób wyruszało barwnymi, hałaśliwymi korowodami w las z nadzieją, że tym razem się uda.

Wraz z nadejściem chrześcijaństwa nie dało się po prostu wykreślić święta tak głęboko zakorzenionego w ludzkiej wrażliwości. Zamiast tego, w miejsce dawnej Kupały pojawiła się Noc Świętego Jana, którego postać związana z wodą doskonale pasowała do tradycji oczyszczania i duchowej przemiany. W efekcie wiele dawnych obrzędów przetrwało. Nieco zmienionych, często wzbogaconych o nowe znaczenia, ale nadal żywych. I to być może jeden z najciekawszych przykładów kulturowej ciągłości: jak dawny rytuał staje się świętem, a święto – częścią wspólnej tożsamości.

Dziś Noc Świętojańska znów przeżywa swój renesans. W miastach i wsiach organizowane są spotkania przy ogniskach, pikniki, festyny, warsztaty plecenia wianków, spacery zielarskie, a nawet rekonstrukcje dawnych obrzędów, jak choćby widowisko obrzędowe w wykonaniu Zespołu Pieśni i Tańca „Częstochowa”, czy „Ziemia Kłobucka”. I choć często robimy to „dla klimatu”, dla dzieci, dla pięknych zdjęć, to jednak nie bez powodu właśnie ta noc przyciąga nas bardziej niż inne. Bo choć minęły wieki, wciąż mamy w sobie tęsknotę za światłem w ciemności, za dotykiem natury, za chwilą, gdy coś ważnego może się wydarzyć. Jakby świat choć na chwilę otwierał przed nami tajemne wrota.

 

MARIA POSPIESZALSKA

 

Autorka jest kierownikiem Zespołu Pieśni i Tańca „Częstochowa”. Animatorka kultury, pasjonatka i orędowniczka upowszechniania tradycyjnej kultury regionu częstochowskiego.

foto: Widowisko obrzędowe „Noc świętojańska” w wykonaniu Zespołu Pieśni i Tańca „Częstochowa”

Autor: Michał Knaś

 

Podziel się:

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *