Mamy w Częstochowie jedną z najlepszych w Polsce halę sportową (Polonia), mamy jedną z najlepszych w kraju drużyn siatkówki. Cóż z tego – w tym roku w naszym mieście nie odbędzie się żaden z meczów siatkarkiej Ligi Światowej. Mamy także spełniający międzynarodowe normy stadion lekkoatletyczny, w generalny remont którego wsadziliśmy ogromne pieniądze. Lecz marzeniem nieosiągalnym jest organizacja w naszym mieście imprezy sportowej dużej rangi. To przykład zaniechań i indolencji w polityce promocji miasta. Promocja bowiem, to umiejętna sprzedaż dobrego pomysłu. Albo u nas brak pomysłów, albo brak umiejętności ich sprzedaży.
Mamy w Częstochowie jedną z najlepszych w Polsce halę sportową (Polonia), mamy jedną z najlepszych w kraju drużyn siatkówki. Cóż z tego – w tym roku w naszym mieście nie odbędzie się żaden z meczów siatkarkiej Ligi Światowej. Mamy także spełniający międzynarodowe normy stadion lekkoatletyczny, w generalny remont którego wsadziliśmy ogromne pieniądze. Lecz marzeniem nieosiągalnym jest organizacja w naszym mieście imprezy sportowej dużej rangi. To przykład zaniechań i indolencji w polityce promocji miasta. Promocja bowiem, to umiejętna sprzedaż dobrego pomysłu. Albo u nas brak pomysłów, albo brak umiejętności ich sprzedaży.
Nasze największe osiągnięcie kulturalne – festiwal “Gaude Mater” – jest pomijany w omówieniach przez liczące się pisma ogólnopolskie. Lekceważony przez największe medium jakim jest telewizja. Można powiedzieć – taka jest nasza prasa (zainteresowana prawie wyłącznie tym, co dzieje się w Warszawie), taka jest nasza telewizja publiczna. Ale nie można też bezkrytycznie mówić o naszych działaniach. Do tej pory organizatorzy festiwalu nie przełamali bariery niemożności, nie ukazała się ani jedna płyta z muzyką prezentowaną podczas majowych spotkań. Przepraszam, ale jak bez tego opowiedzieć komukolwiek o wartości festiwalu, jak go zachęcić do przyjazdu…
Sport więc nie jest dźwignią promocji miasta, nie jest nią także kultura. Miasto jak może unika także innych form. Już kilkanaście urzędów samorządowych w naszym kraju posiada certyfikat zarządzania jakością ISO 9000. U nas, w czasach prezydentury pani Ewy Janik, zadeklarowano chęć zdobycia certyfikatu. Po odejściu pani Janik z Zarządu Miasta pomysł ten upadł. Tłumaczono to brakiem pieniędzy na wdrażanie procedur związanych z certyfikatem.
Dziwne – bo koszt uzyskania certyfikatu jest niższy niż koszt kupna nieruchomości od pewnej radnej. Jako inwestycja zaś zwraca się dużo szybciej. Urząd działa sprawniej, obsługa administracyjna jest tańsza i przyjaźniejsza dla mieszkańców. ISO 9000 ma także ogromne wartości promocyjne.
Cichy zaścianek
Nie próbujemy także szukać innych form. Zabrze, Gliwice, Knurów, Żywiec – to miasta, które uzyskały tytuł “miasto przyjazne środowisku”. Być może i Częstochowa miałaby szansę na podobny… Ale nikt nawet nie podjął starań. Prezentujemy się jako miasto turystyczne, ośrodek pielgrzymkowy. Ale czy może przyciągnąć uwagę ośrodek turystyczny nieprzyjazny środowisku?
Byliśmy pierwszy miastem w Polsce, które uzyskało Nagrodę Europy. Pierwszym samorządem przecierającym drogę współpracy europejskiej. Dziś już w tym zakresie nie możemy szczycić się żadnym istotnym pomysłem. Integrację europejską traktujemy jako formę wycieczek radnych i urzędników, w mniejszym stopniu – wymianę młodzieży czy wymianę kulturalną.
Można oczywiście spojrzeć na to z innej strony. Czy rzeczywiście potrzebna nam jest promocja miasta? W przypadku każdych działań promocyjnych policzalne są koszty, niepoliczalne efekty. Częstochowska zaściankowość jest na swój sposób wygodna. Jest to recepta na “święty spokój”. Znakomita większość mieszkańców nie interesuje się tym, co dzieje się “za miedzą”. Przyjmuje codzienność częstochowską za pewien standard. Oburzenie mieszkańców zrodziłaby raczej zmiana polityki promocyjnej. Co by powiedziano, gdyby, tak jak Wrocław, wyrzucono 1 mln dolarów na reklamę w pismach zachodnich; z jakim oburzeniem przyjęto by wydanie pieniędzy podatnika na jednorazowe ugoszczenie u nas jakiejś gwiazdy sportu?
Dobre samopoczucie władzy gwarantowane jest dzięki zaściankowości. Pierwszą zasadą obowiązującą w PKP jest “nie wychylaj się”. Lepiej, by o Częstochowie nie mówiono nic, ani dobrze, ani źle. Co złego, to rząd, władza samorządowa zaś w cichości, bez wrzawy administruje miastem. Cóż zresztą mamy promować? Wspomniany Wrocław ma o co walczyć; postawił przed sobą ambitny cel – organizację EXPO 2008. Częstochowa takich ambicji nie ma.
Strata czy zysk?
Czy zatem na promocji więcej można stracić niż zyskać? To nie jest tak. Rozwój naszego miasta zależny jest od wielkości inwestycji. Możemy zauważyć zbieżność działań promocyjnych z wielkością tworzonych przez inwestorów miejsc pracy. Możemy także zauważyć, że we współczesnym świecie o każdego poważnego inwestora trwa wielka rywalizacja. Rywalizacja państw, regionów, miast. Mamy pewien atut – podstrefę SSE na uzbrojonych terenach Huty “Częstochowa”. Jak dotychczas, ten atut został wykorzystany tylko dzięki promocji Zarządu Śląskiej SSE. Nasz Zarząd Miasta nie zauważył jeszcze, że huta znajduje się w Częstochowie; nie zauważył, że tworzone tam miejsca pracy przeznaczone są dla częstochowian.
Problem naszej huty, to także marnowanie innych szans. Gdy w tarapatach finansowych znalazły się huty Górnego Śląska – natychmiast w Dąbrowie Górniczej, Sosnowcu, Chorzowie organizowano specjalne sesje Rady Miasta. Być może miało to znaczenie tylko symboliczne. A jednak – dzięki temu dużo większe pieniądze z środków pomocowych przeznaczonych dla miast dotkniętych restrukturyzacją przemysłu ciężkiego poszło na Górny Śląsk. Uzyskaliśmy kilkanaście tysięcy euro z PHARE Inicjatywa na przebudowę skrzyżowania ul. Legionów. W tym samym czasie miasta górnośląskie otrzymywały pomoc na 2-3 projekty, na sumy kilkakrotnie wyższe. Straciliśmy, bo nie mieliśmy pomysłu jak wykorzystać trudną sytuację społeczną związaną z restrukturyzacją huty.
Podobny brak myśli o promocji miejskich pomysłów widać w naszych staraniach o dotację z funduszu ISPA. Złożony przez nasze władze projekt – ochrona wód podziemnych – ujęć wody pitnej dla miasta nie jest brany poważnie pod uwagę.
Nie umieliśmy go dobrze sprzedać.
Inwestorów przyciąga dobry przykład. U nas jest kilka przykładów skutecznego odstraszenia inwestorów (vide sprawa pawilonu BWA przy Alejach), sukcesów za to – jak na lekarstwo. Ze stoickim spokojem władze miasta przyjmują nawet informacje o przenoszeniu produkcji TRW – największej firmy z udziałem kapitału zagranicznego działającej w naszym mieście.
Polityka zaściankowości widoczna jest w specyficznej formie rywalizacji Urzędu Miasta z władzami samorządu wojewódzkiego. Ze środków województwa kończona jest budowa Wojewódzkiego Ośrodka Metodycznego. Ale co to obchodzi miasto – miasto zdecydowało o tworzeniu własnego Samorządowego Ośrodka Metodycznego. Gorsze, przaśne, ale własne… Podziwiać jedynie można łatwość w wydawaniu pieniędzy podatnika na dwie konkurujące z sobą placówki. Ten sam schemat myślenia widoczny jest w przypadku szpitali. Tu nie ma wizji tworzenia wspólnego systemu, gwarantującego dobry poziom leczenia mieszkańców. Tu jest podział – nasze placówki miejskie i ich wojewódzkie. Województwo zbudowało na Parkitce oddział ratunkowy – ich problem, my zbudujemy własny. Województwo inwestuje w budowę pawilonu onkologicznego – to też ich problem, nie nasz interes czy starczy na wyposażenie tego obiektu.
Zaczęliśmy od promocji miasta. Doszliśmy do przyziemnych sporów. Ale one właśnie bardziej świadczą o naszym mieście niż strona www. w internecie. Promować miasto – to mieć dobry pomysł i wolę jego realizacji, to potrafić dobrze sprzedać ów pomysł. To pokazać, że każda inwestycja jest dobrze wykorzystana.
Modernizacja stadionu lekkoatletycznego “Budowlanych” kosztowała nas 4,5 mln zł. Ponad 4 mln zł wyniósł koszt modernizacji hali “Polonia”. Jeśli dziś na tym stadionie nie potrafimy zorganizować chociaż jednego międzynarodowego meetingu, promującego nasze miasto; jeśli w “stolicy polskiej siatkówki” (tak kiedyś nazywano nasze miasto) nie będzie ani jednego meczu siatkarskiego najwyższej rangi – to sami sobie wystawiamy świadectwo naszej nieudolności. Dzięki niej, Częstochowa pozostaje w Częstochowie miejscem nieznanym.
JAROSŁAW KAPSA