Wystawa prac Ryszarda Mamisa
– Nie lubię mówić o swoim malarstwie. To jest tak, jakby grało się na flecie, jednocześnie usiłując śpiewać. Pokora wobec świata, zdziwienie oświetlone wewnętrznym światłem: oto jest malarstwo prawdziwe – napisał w swoim najnowszym albumie, zatytułowanym “Daimonion” Ryszard Mamis*. Nam jednak udało się sprowokować artystę i porozmawiać z nim o tym, o czym nie lubi…
– Na początek pytanie laika i idioty – co przedstawiają Twoje obrazy; brzmi prawie tak, jak: co autor chciał przez to powiedzieć?
– Te, które odnoszą się do natury są oczywiste. A reszta? Zawsze powtarzam, że nie ma poezji abstrakcyjnej i słowa same nie zastąpią idei. W moim malarstwie najważniejszy jest kolor, to chyba widać. Pretekst, to nie sam rysunek, ale malarstwo materii.
– Co jest tą materią w Twoich obrazach?
– Kolor, farba, impast.
– Farbę na płótnie kładziesz pędzlem czy szpachelką…?
– Ciapię szpachelką. Impast, to fajna strona mojego malarstwa. Rozpoczynając pracę, nie wiem jaki będzie jej efekt, wszystko, cały zamysł, powstaje w trakcie.
– Taka ilość farby na Twoich obrazach podraża je czy nie?
– Nie, gdzieś to się wyrównuje.
– Skoro o kosztach mowa, to jaka jest średnia cena Twojego obrazu, to dość duże formaty, metr na 1,2 metra?
– Tu są ceny około 2500 złotych.
– Ile obrazów malujesz w tygodniu?
– Nigdy nie byłem systematyczny, maluję wtedy, gdy chcę, to musi być TEN moment. Poza tym, pracuję sam, mieszkam tylko z dwoma psami. Pretekstem jest zazwyczaj nie wizja, ale kolor. Na przykład ten realistyczny “Sad” malowałem zaledwie trzy dni, ale średnio jeden obraz maluję półtora tygodnia. Zdarzają się jednak okresy, kiedy nie pracuję w ogóle… Ale o malarstwie nie można mówić poważnie.
– No to powiedz coś zabawnego…
– Pamiętam taką historię sprzed lat, kiedy tutaj wisiały moje prace, jeszcze zupełnie inne, takie okrągłe. Oglądała je matka z dzieckiem i w pewnym momencie dziecko woła: “Mamo, mamo patrz jaka fajna pizza!”
– A psy pomagają Ci w Twojej pracy czy przeszkadzają?
– Przeszkadzają, bo wyciągają na spacer.
– W Twoim malarstwie najważniejszy jest kolor, to widać zresztą; co jeszcze jest w nim ważne; co zmieniło się w ostatnim czasie?
– Nie eksperymentuję w technikach; wszystko, to olej i płótno. Jedne obrazy są mocniejsze kolorystycznie, inne słabsze, ale wszystko w określonej gamie kolorów. Poszukuję malarstwa poprzez kolor. Teraz maluję obrazy do współczesnych mieszkań, poprzednie formaty były ogromne. Poza tym, co ważne, a co zmieniło się w moim malarstwie, to teraz staram się, aby wrażenie ogólne z oglądania moich obrazów było pogodne. Dawniej moje prace były bardziej ekspresyjne, bliskie historycznemu ekspresjonizmowi, a wrażenie ogólne było dramatyczne.
– Dziękuję za rozmowę.
* Ryszard Mamis w 1986 roku ukończył z medalem Wydział Grafiki Warsztatowej Akademii Sztuk Pięknych w Krakowie. Po studiach rozpoczął pracę w Państwowym Liceum Sztuk Plastycznych w Częstochowie, jako nauczyciel rysunku, malarstwa, liternictwa i ceramiki artystycznej. Brał udział w licznych wystawach w kraju (m.in. w Częstochowie) i za granicą, głównie w Niemczech. Uprawia malarstwo sztalugowe, akwarelę, grafikę i rysunek. Do 1995 roku mieszkał w Częstochowie, obecnie żyje w “kamiennym domu na obrzeżu Jury”, w Przyrowie. Jego prace znajdują się w prywatnych zbiorach w Niemczech, Francji, Rosji, Szwajcarii, USA, Indiach, Szkocji i Polsce.
Wystawę jego malarstwa, którą do 4 listopada można oglądać w Miejskiej Galerii Sztuki, przygotował Jan Sroka we współpracy z częstochowską Galerią.
SYLWIA BIELECKA