Steam Hemarpol Norwid Częstochowa zmagania w PlusLidze 2024/2025 zakończył na ósmym miejscu. Był to drugi sezon z udziałem „Błękitno-Granatowych” w polskiej siatkarskiej elicie i już udało im się przedrzeć do fazy play-off. W klubie mają więc powody do zadowolenia, co potwierdza w rozmowie z Gazetą Częstochowską dyrektor sportowy, Łukasz Żygadło.

Osiągnęliście niewątpliwie historyczny sukces, awansując do rundy play-off PlusLigi i zajmując ostatecznie ósmą pozycję. Czy mimo wszystko momentami celowaliście wyżej wraz z przebiegiem sezonu?
– Apetyt rośnie w miarę jedzenia, choć przed rozpoczęciem ligi wiedzieliśmy, że będzie to dla nas bardzo trudny sezon. Jako były już beniaminek musieliśmy zbudować zespół, który będzie walczył o utrzymanie, jak najlepsze miejsce w tabeli. Udało się nam zrobić kilka ciekawych niespodzianek, pokonując topowe zespoły, każdy z nich po jednym razie. Spotykały nas jednak newralgiczne momenty zawahania, jak np. gdy Quinn Isaacson doznał poważnego urazu ręki. W aktualnym jeszcze sezonie były również takie chwile, w których trzeba było podjąć trudne decyzje. Tak czy inaczej sądzę, że umieliśmy gasić te przytrafiające się nam pożary. Szkoda jednak, że ostatni mecz Jastrzębskim Węglem (1 kwietnia, przegrany 2:3 – przyp. red.) nie potoczył się nieco inaczej. Gdyby tak się stało, pojechalibyśmy jeszcze na trzecie ćwierćfinałowe spotkanie do Jastrzębia-Zdroju i pokazali walkę.
W drugim meczu ćwierćfinałowym – już w Częstochowie – zaprezentowaliście swoje ambicje. Byliście o krok od zwycięstwa nad mistrzem Polski. Przebieg tego starcia był zgoła odmienny od pierwszej potyczki w Jastrzębiu, gdzie nie urwaliście choćby seta.
– Trzeba pamiętać, że w pierwszym meczu play-off po naszej stronie nie grał kapitan Milad Ebadipour. Podjęliśmy wówczas decyzję, aby nieco stonować w pierwszej batalii play-off. Skupiliśmy się na tym, aby jak najszybciej Milad mógł się wyleczyć i spokojnie przygotować się do meczu w Częstochowie. W pełni udało się to zrobić, tym bardziej, że ostatnio zagrał bardzo dobrze. Dziękuję gorąco kibicom za wytworzoną na meczach fantastyczną atmosferę, a chłopakom za udany sezon. Udowodnili, że potrafią grać i również wygrywać z najlepszymi. To dobry prognostyk przed następnymi zmaganiami. Mam nadzieję, że pójdziemy za ciosem.
Jaki był ulubiony moment Łukasza Żygadły w sezonie 2024/2025?
– Batalia z Aluron CMC Wartą Zawiercie w Częstochowie 18 stycznia. Miałem przyjemność zagrać w tym meczu. Wygraliśmy 3:2 po fantastycznej walce. Panowała wtedy super atmosfera. Muszę powiedzieć, że możliwość powrotu do grania i poczucie jeszcze raz własnej na skórze wspaniałych emocji jest czymś fantastycznym.
Wspominał Pan o kontuzji, jaką w listopadzie złapał podstawowy rozgrywający drużyny Quinn Isaacson. W związku z urazem Amerykanina w trybie awaryjnym został Pan zgłoszony do składu zespołu. Widać było, że choć nie jest już Pan czynnym zawodnikiem, nie zapomniał jak się gra w siatkówkę. Często Pan zaskakiwał rywali na siatce. Gdy natomiast na parkiet wrócił Quinn, ponownie musiał Pan odwiesić koszulkę. Żałował Pan, że nie pograł trochę dłużej?
– Powinniśmy to zostawić na takiej zasadzie, że zawodnicy są od grania, a działacze od zarządzania zespołem. Całe szczęście, że Quinn wrócił do drużyny i udało się awansować do play-off, gdzie graliśmy z, jeśli nie najlepszą, to jedną z lepszych, drużyn na świecie, bo przecież z mistrzem Polski. Czegoż zatem chcieć więcej?
W każdym razie siatkarze byli na pewno Panu wdzięczni za okazaną pomoc.
– Na dzień przed ostatnim meczem sezonu dostałem od chłopaków pewne upominki w ramach podziękowań. Zaskoczyli mnie tym zupełnie. Również chciałbym wyrazić wdzięczność za ich pamięć z racji mojego wkładu w wynik. Dołożyli do tego prezentu krem na zmarszczki, oznaczony liczbą 55+. Nie wiem zatem, czy to była sugestia z ich strony, że mam „ciągnąć” do momentu, kiedy skończę 55 lat. Ale jeśli tak, postaram się być gotowy.
Oprócz PlusLigi, uczestniczyliście w Pucharze Polski. W tych rozgrywkach również przedostaliście do 1/4 finału. Na tym etapie odpadliście, przegrywając w Lublinie z Bogdanka LUK 1:3.
– W tym czasie zanotowaliśmy spadek formy. Szkoda, że wtedy mecze się skumulowały ze sobą, że nie daliśmy rady wygrać w Lublinie. Parę dni później – już w meczu ligowym – także nie sprostaliśmy na Lubelszczyźnie.
Były wzloty w Waszym wykonaniu, ale również upadki. Mieliście gorszą serię w kolejkach 22.-26. Zaczęto obawiać się w Częstochowie o udział Norwida w rundzie play-off. Na szczęście w odpowiednim momencie sytuację uratowaliście.
– Nie ukrywam, że był to dla nas bardzo ciężki moment. Mieliśmy w tym czasie wiele rozmów i podawanych scenariuszy na stole. Zadowolony jestem z tego, że udało się porozmawiać z trenerami i zawodnikami w taki sposób, że koniec końców chłopaki znów zaczęli grać swoją siatkówkę. Dzięki temu awansowaliśmy dalej.
W fazie zasadniczej sprawiliście kilka fantastycznych niespodzianek. Znajdowaliście recepty na ogranie takich tuzów jak Jastrzębski Węgiel, wspomniana już Warta Zawiercie, PGE Projekt Warszawa, Asseco Resovia Rzeszów czy ZAKSA Kędzierzyn Koźle.
– Zawodnicy przede wszystkim pokazali, że mogą walczyć także z tymi najlepszymi. Również 1 kwietnia to udowodnili w drugim meczu ćwierćfinałowym przeciwko Jastrzębiu. Po tamtym spotkaniu widziałem łzy w oczach graczy. I bardzo ważną rzeczą jest to, aby te łzy przekuły się na pracę w kolejnym sezonie. Świadomość tego, jak nasi zawodnicy byli bliscy wygrania tej batalii, powinna ich mobilizować, żeby w każdych następnych zmaganiach osiągać coraz więcej.
Dziękuję serdecznie za rozmowę.
– Dziękuję również.
Rozmawiał: Norbert Giżyński
Foto.: Grzegorz Przygodziński