Przypomnijmy jak wygląda w Częstochowie podział ról. Trzy szpitale (na Zawodziu, Bony i Mickiewicza) mają, jako organ założycielski, samorząd miasta. Tworzą one jeden organizm administracyjny o nazwie Szpitale Miejskie. Szpital w Blachowni, obsługujący także chorych z Częstochowy, podlega samorządowi powiatowemu. Samorząd wojewódzki jest organem założycielskim dla szpitali na Parkitce i na Tysiącleciu. Pod Urząd Marszałkowski podlega także pogotowie ratunkowe (połączone z dawną kolumną transportu sanitarnego), przychodnia OLK (dawna przychodnia kolejowa) i przychodnia Matki i Dziecka na Sobieskiego.
Przypomnijmy jak wygląda w Częstochowie podział ról. Trzy szpitale (na Zawodziu, Bony i Mickiewicza) mają, jako organ założycielski, samorząd miasta. Tworzą one jeden organizm administracyjny o nazwie Szpitale Miejskie. Szpital w Blachowni, obsługujący także chorych z Częstochowy, podlega samorządowi powiatowemu. Samorząd wojewódzki jest organem założycielskim dla szpitali na Parkitce i na Tysiącleciu. Pod Urząd Marszałkowski podlega także pogotowie ratunkowe (połączone z dawną kolumną transportu sanitarnego), przychodnia OLK (dawna przychodnia kolejowa) i przychodnia Matki i Dziecka na Sobieskiego.
Marszałkowskie przychodnie
W teorii najmniej skomplikowana jest kwestia przyszłości podlegających Urzędowi Marszałkowskiemu przychodni. Podział kompetencji w zakresie ochrony zdrowia nie przewiduje, by samorząd wojewódzki miał prowadzić przychodnie. Podlegać mu miały tylko szpitale specjalistyczne o znaczeniu regionalnym. “Marszałkowskie” przychodnie miejskie, to spadek po przeszłości. Przychodnia Matki i Dziecka jest formalnie oddziałem szpitala wojewódzkiego na Parkitce. Przychodnia OLK, to skutek decyzji o przekazaniu branżowej struktury służby zdrowia przez PKP do samorządu wojewódzkiego.
Urząd Marszałkowski otrzymał przychodnię kolejową w strukturze dostosowanej do potrzeb branżowych, a więc z oddziałami w Kłomnicach, Myszkowie, Lublińcu, Poraju. Restrukturyzacja tu potoczyła się w pewien sposób automatycznie. Oddziały oddzieliły się od przychodni i sprywatyzowały. Wydzieliła się także i sprywatyzowała przychodnia dziecięca i stomatologia. Cała ta reorganizacja toczyła się przy kompletnym braku zainteresowania ze strony Zarządu Województwa. Gorzej – ten brak zainteresowania opóźnił restrukturyzację narażając przychodnię kolejową na finansowe straty.
Za dobra
Wspomnijmy tutaj, że Urząd Marszałkowski przejął sześć przychodni kolejowych. Jedna w Rybniku stała się ofiarą niegospodarnego zarządu i upadła. Cztery przychodnie kumulują straty. Tylko jedna – częstochowska – jest w dobrej sytuacji finansowej. I być może ta dobra sytuacja finansowa jest nieszczęściem. Bo przez to Zarząd Województwa unika decyzji w sprawie zakończenia restrukturyzacji. Nie wiadomo zatem, czego się spodziewać; czy była przychodnia kolejowa zostanie w gronie placówek podległych Urzędowi Marszałkowskiemu (co byłoby rozwiązaniem absurdalnym), czy zostanie przekazana miastu, czy też zostanie sprywatyzowana…
Podobnie nie wiemy, jaka będzie przyszłość przychodni Matki i Dziecka. Mamy tu przy tym pewien konflikt interesów. W szpitalu na Parkitce uruchomiony został oddział dziecięcy. Przy oddziale zaś przychodnie. W ramach jednego szpitala działają zatem dwie przychodnie dziecięce, rywalizujące między sobą o kontrakty z Kasy Chorych. Z punktu widzenia pacjenta (czy raczej, w tym wypadku, rodziców pacjenta) dużo lepsza jest przychodnia na Parkitce. W oddziale szpitalnym kierowanym przez dr. Wiesława Lewanowicza pracują najlepsi specjaliści; szpital dysponuje bardzo dobrym sprzętem diagnostycznym. Walorem dodatkowym jest też połączenie przychodni z oddziałem szpitalnym. Wyobraźmy sobie bowiem sytuację dziecka cierpiącego na ból dolnej części brzucha. Musi ono najpierw trafić do lekarza ogólnego w swojej przychodni, stamtąd do lekarza specjalisty gastrologa, stamtąd do chirurga; chirurg zaś dopiero skieruje je na operację wycięcia wyrostka robaczkowego do szpitala. Jak widać, w tym wypadku przychodnia przy oddziale dziecięcym znacznie skraca nam drogę.
Przychodnia, której nie ma
Jest tylko jedno ale. Tak naprawdę, przychodni przy szpitalu nie ma. Są usługi diagnostyczne wykonywane w gabinecie przy oddziale dziecięcym. Brakuje bowiem miejsca na funkcjonowanie normalnej przychodni. Rodzice są zatem skazani na wybór między wędrówką od przychodni podstawowej poprzez lekarza w przychodni specjalistycznej po szpital. Lub, próbując skrócić drogę, muszą godzić się na niedogodności w szpitalu na Parkitce.
W teorii, logicznym rozwiązaniem byłaby budowa przychodni dziecięcej na Parkitce i likwidacja dotychczasowej Przychodni Matki i Dziecka na Sobieskiego. Takie rozwiązanie oznaczałoby skupienie w jednym miejscu najlepszych specjalistów i najlepszego sprzętu; a zatem uzyskanie najlepszej jakości usługi świadczonej małym pacjentom.
Tu jednak zaczynają się polityczne schody. Oddział dziecięcy na Parkitce – mimo wielkiej renomy jaką cieszy się wśród mieszkańców Częstochowy – nie jest najmilej widzianym oddziałem przez dyrekcję Parkitki. Z kolei, z jakichś, bliżej nam niezrozumiałych, względów przychodnia na Sobieskiego jest “oczkiem” w głowie władz katowickich. Przewodniczącym Rady Społecznej przychodni jest wicemarszałek Grzegorz Spyrka (odpowiedzialny w Zarządzie Województwa za służbę zdrowia). Drugim problemem przychodni jest ogromne “uzwiązkowienie” pracowników. A siła istniejących tu związków nastawiona jest na obronę status quo. Widoczne to było przy próbie prywatyzacji przychodni. Pomysł ten został zablokowany w zarodku silnym sprzeciwem związków.
Wspomniałem, że kwestia przychodni jest tematem stosunkowo najłatwiejszym. Jak widać z powyższego ów “łatwy” temat w obliczu niechęci władz regionalnych do podejmowania decyzji – staje się trudnym.
Gorzej z kolejnymi sprawami
19 II okolice gmachu Sejmu Śląskiego wyglądały malowniczo. Spotkały się różne grupy manifestantów – jedni w obronie marszałka Spyrki, drudzy wręcz przeciwnie. Galerie sali obrad wypełnione były po brzegi publicznością złożoną z pracowników służby zdrowia. W tłumie publiczności dostrzec można było wiceprezydenta Częstochowy Marka Piekarskiego. Czekał on w napięciu na odpowiedź dotyczącą kwestii podniesionej przez posła Jacka Kasprzyka. Na decyzję o przyszłości pogotowia ratunkowego i szpitala na Tysiącleciu. Odpowiedź, niestety, była tak ogólnikowa, że nasz wiceprezydent stracił czas czekając na nią. O pogotowiu pisaliśmy kilka tygodni temu, gdy toczył się spór o obsadę stanowiska dyrektorskiego. Wspomniałem wówczas o planach tworzenia systemu medycyny ratunkowej, w tym o związaniu pogotowania z oddziałem ratunkowym szpitala. Pogotowie może być “złotą kurą” dla organu założycielskiego. Nie tylko dlatego, że instytucja ta dziś nie przynosi strat. Związanie ze szpitalem oznacza dla tego szpitalu stały wzrost dochodów z tytułu świadczonych usług.
Co zdarzyło się w ciągu tych kilku tygodni? Dyrektorem pogotowia został dr Sławomir Strzelczyk; obarczono go przy tym misją tworzenia oddziału ratunkowego przy szpitalu na Parkitce. Jest to dobre rozwiązanie – dr Strzelczyk to jeden z nielicznych w naszym mieście fachowców od medycyny ratunkowej; szpital na Parkitce ma najlepszą bazę leczniczo – diagnostyczną.
Może to jednak nie jest koniec historii, bo miasto nie rezygnuje z przejęcia pogotowia. Ma w tej instytucji duże poparcie związków zawodowych. Co więcej, Urząd Miasta szykując się do przejęcia pogotowia rozpoczął, korzystając z pieniędzy otrzymanych z ministerstwa na restrukturyzację służby zdrowia, budowę w szpitalu na Zawodziu oddziału ratunkowego.
Dwa wyjścia
Pierwsze, to Zarząd Województwa nie ugnie się pod presją związku i politycznym naciskiem radnych z SLD i nie odda pogotowia miastu. Będziemy mieli wówczas oddział ratunkowy z własnym transportem na Parkitce. Równocześnie powstanie drugi oddział ratunkowy na Zawodziu, praktycznie nie funkcjonujący, bo nie dysponujący własnym transportem. Przy okazji zmarnowane zostaną środki z budżetu państwa przyznane miastu na restrukturyzację. Drugie wyjście – Urząd Miasta otrzymuje pogotowie i uruchamia oddział ratunkowy. Tylko nie chciałbym wówczas być w skórze pacjenta. Ranne w wypadku dziecko będzie najpierw wożone na Zawodzie, stamtąd zaś na Parkitkę – bo tylko ten szpital ma odpowiednią chirurgię dziecięcą. Chroń mnie zatem Boże, przed tego typu restrukturyzacją.
Problem pogotowia nadal wisi w powietrzu. Nie zdziwi mnie, jeżeli załoga wkrótce ogłosi strajk żądając przekazaniu tej firmy miastu. Mam tylko nadzieję, że ktoś odważy się powiedzieć, iż jest to strajk w imię pogorszenia jakości usługi dla pacjentów.
Drugi problem, to szpital na Tysiącleciu. Problem wart dziś 3,5 mln zł – bo tyle wynosi zadłużenie tego szpitala. Wartość ta może wkrótce istotnie wzrosnąć, jeśli sąd przyzna rację pracownikom powołującym się na zawarty przed paru laty i nie dotrzymany układ zbiorowy.
Miasto chce przejąć szpital. Za tym jest także dyrektor szpitala (ostatnio bardzo aktywny w szeregach SLD). Ale miasto chce przejąć szpital bez długów. Do niedawna ten pomysł wydawał się absurdalny. Oznaczałby, że Zarząd Województwa oddając szpital musiałby z budżetu wojewódzkiego pokryć jego zadłużenia. Ostatnio jednak, ku wielkiemu zaskoczeniu, ku takiemu rozwiązaniu skłonił się wicemarszałek Spyrka. Podobno odkrył on cudowną metodę – odda szpital a długi w jakiś sposób znikną.
Śmiem wątpić. Prawda jest gorsza. Przekazanie szpitala na Tysiącleciu miastu może być wstępem do likwidacji jednego ze szpitali częstochowskich. Z każdego bowiem wyliczenia wynika, że mamy za dużo łóżek szpitalnych. Albo Szpitale Miejskie będą generować długi wszystkich placówek albo ktoś podejmie decyzję o zamknięciu przynajmniej jednej. Której? To właśnie może być powodem ostrego sporu.
Nie jest też do końca przesądzone, że likwidacja szpitala musi oznaczać zamknięcie placówki. Może być to zmiana formy wykorzystania. W naszym mieście brak jest hospicjum, brak jest placówki leczniczo-opiekuńczej. Dziwić się więc tylko można, dlaczego władze miasta wydają środki przeznaczone na restrukturyzację na budowę oddziału ratunkowego, zamiast na przekształcenie jednego ze szpitali na placówkę tego typu.
Obserwując bierność organu założycielskiego – jakim jest Urząd Marszałkowski – wobec podległych mu placówek można przekonać się co do jednego. Władza publiczna, niezależnie, czy miejska czy wojewódzka, nie jest dobrym właścicielem. Demokracja w tym wypadku oznacza rozmywanie odpowiedzialności, niechęć do podejmowania decyzji, lekceważenie rachunku ekonomicznego. W imię dobrej jakości usług dla pacjentów czas w końcu sprywatyzować opiekę zdrowotną.
JAROSŁAW KAPSA