INTERWENCJA EKOLOGICZNA
Od trzech lat częstochowianin Zenon Kokot, niczym Don Kichot z La Manchy, boryka się z urzędniczymi absurdami. Sen z powiek spędza mu ekologiczny problem związany z jego dwoma działkami przy ul. Dobrzyńskiej. Jedną zamieniono mu w wielkie bagno, drugą ze stawem – w szambo. Co grosza, winą za ten stan Urząd Miasta obciąża poszkodowanego właściciela.
Obie działki przedzielone są pasem ziemi, który właściciele rozparcelowali i sprzedali. Wcześniej jednak teren, charakteryzujący się dużym nawodnieniem, utwardzili, budując blisko metrowej wysokości nasyp.
– Powstawał przez pięć lat, od 2000 roku. Do budowy wykorzystano około 5.700 metrów sześciennych gruzu z różnych odpadów, w tym cmentarnych. Wał ma 44 metry szerokości i 200 długości, a wewnątrz stosy śmieci – wylicza Kokot.
Podniesienie terenu wzdłuż całej długości placu spowodowało, że wody powierzchniowe i wgłębne zaczęły się wyklinowywać i gromadzić, powodując podtopienie i wtórne zabagnienie. – Nasyp stał się tamą dla naturalnego odpływu wód, które spływały z dużego obszaru. Wszystko zaczęło się kumulować na mojej działce – komentuje Kokot i pyta: – Kto i na jakiej podstawie zalegalizował ten samowolnie wybudowany nasyp, który stał się przyczyną katastrofy ekologicznej?
Wydział Ochrony Środowiska Urzędu Miasta Częstochowy, po kontroli 29 sierpnia 2006 roku, nakazał właścicielom działek usytuowanych na nasypie i sąsiadujących z działką Zenona Kokota likwidację szkody i wybudowanie kanału odwodniającego. Przez ponad rok jednak nic nie zrobiono, dopiero druga kontrola 8 września 2007 roku wymusiła na właścicielach nieruchomości budowanie kanału. Ale, ku zdumieniu pana Zenona, zamiast odwodnienia wód powierzchniowych powstał drenaż wód gruntowych (projekt Władysława Cyzy z czerwca 2007 r.), który nie rozwiązał problemu, a jeszcze poczynił kolejne szkody. – Spuszczona drenażem zanieczyszczona i cuchnąca woda z bagna wytruła w stawie ryby i żaby oraz drobną faunę – mówi Kokot.
Inwestycja, zdaniem właściciela, ma kilka zasadniczych uchybień. – Przede wszystkim nie byłem powiadomiony o opracowaniu projektu i budowie kanału drenażowego. Nie wyraziłem też zgody na odprowadzenie zanieczyszczonych wód do mojego stawu. Ponadto projekt budowy kanału drenażowego, jak stwierdzili fachowcy, zawierał błędy, w tym najistotniejszy – brak logicznego początku i docelowego odprowadzenia wody zanieczyszczonej – wyjaśnia. Kanał jak wskazuje mapa, nagle pojawia się przy pierwszej działce pana Zenona i urywa metr przed drugą ze stawem. Poza tym wybudowano go na głębokości 0,8 metra, czyli o wiele niżej niż w obwałowaniu stawu, który jest na głębokości 0,4 metra. Różnica poziomów stała się przyczyną tworzenia się kolejnych zastoin wodnych. Zanieczyszczona ciecz spływa jednak do stawu, powodując jego skażenie. – Do czasu wybudowania „ekokanału”, tj. 2007 roku, nie było większych zakłóceń stosunków wodnych. Woda spływała naturalnie. Tak byłoby i teraz, gdyby właściciele nieruchomości dostosowali się do zalecenia Wydziału Ochrony Środowiska i wybudowali kanał odprowadzający wody powierzchniowe, a nie drenażowy. Teraz mam koszmar, bo jedna działka jest zabagniona, a staw wymaga gruntownego czyszczenia – mówi Kokot. Pan Zenon zwraca na jeszcze jedną ważną sprawę – wolnostojącą ubikację, postawioną przez sąsiada przy studzience u wlotu kanału drenażowego. – Stwarza to realne niebezpieczeństwo, że nieczystości i uboczne ich efekty z WC zostaną odprowadzone do kanału, a nim do stawu – komentuje fakt Kokot.
Wszystkie swoje zastrzeżenia pan Zenon zgłosił 19 września 2007 roku do Powiatowego Inspektoratu Nadzoru Budowlanego. – Protokół sporządzono, ale mimo obietnic kontroli nie było. Staw stał się śmietniskiem, nie ma w nim już żab, ryb i roślin, a działka jest bagnem – żali się Kokot.
Nagle urzędnicy zmienili front. PINB dla Miasta Częstochowy oskarżył Zenona Kokota o samowolne zarurowanie w 2007 roku odcinka otwartego rowu odwadniającego i budowę tamy. Urzędnicy doszli do takiego wniosku podczas wizji lokalnej w listopadzie 2008 roku. Nakazano p. Kokotowi redukcję szkody. – To już ewidentna nieprawda i pomówienie. Wspomniana tama to długoletnie obwarowanie stawu, co jest udokumentowane. Świadczą o tym nawet drzewa tam rosnące. Również rów melioracyjny istniał od wielu lat, nie zmieniłem jego położenia, a jedynie wymieniłem skorodowaną starą rurę, która była przystosowana do spływu nadmiaru wód powierzchniowych, a nie gruntowych. Zmieniła się jedynie jej średnica ze 100 mm na 200 – wyjaśnia Kokot.
Pan Zenon postanowił się bronić. Najpierw pisał do Samorządowego Kolegium Odwoławczego o unieważnienie decyzji. Ci odmawiali. 17 marca 2008 wysłał pismo do Wojewódzkiego Inspektoratu Ochrony Środowiska z prośbą o badanie stawu. Trzy miesiące później 6 czerwca inspektor Maciej Zięba odpowiada mu, że kontroli nie będzie, bo nic w tym kierunku Kokot nie poczynił (sic!). W podobnym tonie odpowiada 28 lipca 2008 roku Wydział Ochrony Środowiska Urzędu Wojewódzkiego w Katowicach.
We wrześniu 2008 r. państwo Kokotowie napisali skargę do Wojewódzkiego Sądu Administracyjnego w Gliwicach. Nieco wcześniej udali się po pomoc do radnego częstochowskiego Jerzego Nowakowskiego. Uczestniczył on dwukrotnie w wizjach lokalnych – 25 czerwca 2008 i 4 listopada 2008, wraz z przewodniczącym Komisji Rewizyjnej Rady Miasta Markiem Baltem. W swoim piśmie Nowakowski dobitnie stwierdza, że czasie pomiędzy dwoma wizjami Zenon Kokot nie budował żadnej tamy. „Istniejące od wielu lat obwałowanie stawu, zgodnie z moimi obserwacjami, powstało przy budowie stawu. Daty jego powstania nie jestem w stanie podać, ale drzewa i ich korzenie same zaświadczają o dacie jego powstania.” – pisze w oświadczeniu Nowakowski. Radny uważa, że najwyższy czas znaleźć rozwiązanie, które zaakceptują obie zwaśnione strony. – Czas zakończyć sprawę, która jest źródłem produkcji ton papierzysk – podkreśla.
Póki co Naczelnik Wydziału Ochrony Środowiska nakazuje panu Kokotowi otwarcie obwałowania lub zamontowanie rury. Rura już jest i wydaje się, że jest zamontowana zgodnie z prawem wodnym (na głębokości 0,4 metra). Musi to jednoznacznie stwierdzić rzeczoznawca prawa wodnego, który wreszcie wskaże w jaki techniczny sposób staw pana Kokota musi przejąć powierzchniowe wody.
Państwo Kokot czekają na ostateczną decyzję Naczelnego Sądu Administracyjnego.
URSZULA GIŻYŃSKA