INTERWENCJA / Rzecznik Praw Pacjenta stwierdził naruszenie praw chorej kobiety


Dzisiaj, w obliczu pandemii, niezwykle namacalnie widzimy i doceniamy ofiarność pracowników służby zdrowia. Ich determinację, życzliwość, narażanie własnego zdrowia dla drugiego człowieka. Zdarzają się jednak przypadki, które obrazują, że nie zawsze pacjent jest na pierwszym miejscu. I w takiej sytuacji znalazła się pani Jadwiga Cichecka z Częstochowy, która w ciężkim stanie po pomoc udała się do szpitala, ale tam jej nie uzyskała. Sprawa, którą opisujemy wydarzyła się w 2015 roku. Dwa lata temu już ją przedstawialiśmy. Teraz go przypominamy, w ślad za opinią Rzecznika Praw Pacjenta, który uznał, że naruszono prawa pacjenta pani Jadwigi. A ona, z niezwykłą stanowczością, walczy chociaż o słowo: przepraszam.

 

Pani Jadwiga Cichecka, wieloletni pracownik Poczty Polskiej w Częstochowie, poruszyła niebo i ziemię, czyli wszelkie możliwe instytucje, w walce o zadośćuczynienie za nieprofesjonalne potraktowanie jej przez lekarzy Wojewódzkiego Szpitala Specjalistycznego na Parkitce. Doświadczyła tam przykrej dla niej sytuacji, która mogła okazać się poważnym zagrożeniem dla jej zdrowia i życia. Przypominamy sprawę pani Jadwigi, bowiem pod koniec stycznia br. otrzymała powiadomienie od Rzecznika Praw Pacjenta pismo, w którym Rzecznik stwierdził: „naruszenie prawa pacjenta pani Jadwigi Cicheckiej do świadczeń zdrowotnych, o którym mowa w art. 8 ustawy (pacjent ma prawo do świadczeń zdrowotnych udzielanych z należytą starannością przez podmioty udzielające świadczeń zdrowotnych w warunkach odpowiadających określonym w odrębnych przepisach wymaganiom fachowym i sanitarnym), przez podmiot leczniczy: Wojewódzki Szpital Specjalistyczny im. Najświętszej Maryi Panny w Częstochowie.” Decyzję Rzecznik Praw Pacjenta oparł przede wszystkim na wniosku senatora RP Ryszarda Majera z dnia, 29 lipca 2019 roku, dokumentacji leczniczej przesłanej przez podmiot leczniczy, pisma wnioskodawczyni oraz opinii Wewnętrznego Konsultanta medycznego Rzecznika Praw Pacjenta z dnia 26 stycznia 2019 roku.

Przypomnijmy naszym Czytelnikom co spotkało Jadwigę Cichecka. We wrześniu 2015 roku pogotowie ratunkowe przywiozło panią Jadwigę do Wojewódzkiego Szpitala Specjalistycznego im. Najświętszej Maryi Panny na Parkitce w bardzo krytycznym stanie zdrowia, gdzie nie otrzymała prawidłowej pomocy medycznej. Lekarze, jak nam relacjonowała, nie rozpoznali objawów udaru mózgu i odesłali ją do domu. – Gdyby nie pomoc mojej koleżanki i mojego kolegi z pracy oraz mojej starszej cioci nie wiem, co by się ze mną stało, w stanie zagrażającym mojemu życiu. A działy się ze mną dziwne rzeczy. Cały ciąg zdarzeń znam z relacji osób trzecich: aptekarki ze Stradomia, kolegów z pracy i wreszcie z opisów dokumentów, bo byłam zupełnie nie świadoma tego, co się rzeczywiście ze mną działo – relacjonowała nam pani Jadwiga.

Wszystko zaczęło się w aptece na Stradomiu, gdzie 8 września 2015 roku pani Jadwiga poszukiwała pomocy. – Nie wiem jak znalazłam się w osiedlowej aptece, ale to tam udzielono mi pierwszej pomocy – mówiła nam Pani Jadwiga w dwa lata temu, gdy opisywaliśmy jej problem. A jak wyglądało spotkanie z farmaceutką dowiedzieliśmy się z relacji aptekarki. – „Pani przyszła do nas z prośbą o pomoc w dotarciu do lekarza, z którym, jak zapewniała, była umówiona na wizytę. Wykonałam kilka telefonów do poradni przy szpitalu na Parkitce, ale okazało się, że nie była to prawda. Poważnie zaniepokoiłam się stanem pani Jadwigi. Ciągle powtarzała, że źle się czuje i ma mętlik w głowie. Z mojej analizy sytuacji wynikło, kobieta ma objawy zaburzenia pamięci. Mówiła bardzo chaotycznie: raz w miarę logicznie, a zaraz nie pamiętała, co mówiła przed chwilą. Gdy zaczęła w kółko powtarzać te same zdania, wezwałam pogotowie. Sanitariusze zbadali ją i kiedy nie umiała powiedzieć, jaki jest dzisiaj dzień i rok zabrali ją do szpitala. Potem zadzwoniłam pod numer telefonu, który pani Jadwiga miała spisany na kartce. Był to telefon do jej koleżanki z pracy, która potwierdziła, że z panią Jadwigą od kilku dni dzieje się coś niedobrego, dlatego radziła jej udać się do lekarza.” – napisała pani farmaceutka

Jadwiga Cichecka nie zdawała sobie sprawy, co się z nią dzieje. – Jak przez mgłę pamiętam, że byłam w jakimś obcym miejscu, gdzieś jechałam. Potem dowiedziałam się, że pogotowie zawiozło mnie do szpitala na Parkitkę. Tam jednak lekarze zamiast zdiagnozować przyczynę mojego stanu zdrowia, skupili się na tym, że mam zastawkę w głowie, którą wszczepiono mi 24 lata temu. Zastawka nie stwarzała mi żadnych kłopotów. Normalnie funkcjonowałam. Skończyłam studia językowe. Pracuję. Natomiast niektórzy lekarze z Parkitki fakt wszczepionej zastawki w głowie chcieliby przedstawić mi jako „niesamowity defekt” i wpędzić mnie w poczucie niższości. Ja w związku z tym żadnego poczucia niższości nie mam i mieć nie zamierzam – mówi pani Jadwiga. – Po konsultacjach lekarza neurochirurga i lekarza młodszego asystenta wypuszczono mnie do domu z zaleceniem zgłoszenia się do poradni neurochirurgicznej za cztery tygodnie. To było dziwne, bo przecież – co wynika z karty lekarza pogotowia – już on po zbadaniu mnie sugerował przyjęcie na oddział neurologiczny. Na karcie pogotowia ratunkowego lekarz wyraźnie stwierdził, że mam zaburzenia pamięci, wzroku, słowotok i wskazał leczenie neurologiczne. Ale lekarz neurochirurg, który mnie badał nie rozpoznał sprawy. Był tak roztargniony, że nawet nie wiedział jaki był rok, bo na karcie konsultacyjnej zamiast 2015 napisał 2014 rok. Lekarz w konsultacji stwierdził również, że mój stan był porównywalny ze stanem po rewizji zastawki w 2014 roku. Nie jest to prawda, ponieważ w 2014 roku żadnej rewizji zastawki nie miałam, ani w szpitalu nie byłam. Ani w roku 2014, ani nawet w przybliżonym terminie – opowiada pani Jadwiga.

A jej stan był bardzo poważny i mogło dojść do tragedii, bo przechodziła udar niedokrwienny mózgu, co na drugi dzień stwierdzili lekarze ze szpitala na Zawodziu. A wcześniej także lekarz z poradni pierwszego kontaktu, do którego po wypisie z Parkitki zawieźli panią Jadwigę jej koleżanka i kolega z pracy, stwierdził zły stan pacjentki. – Do szpitala na Zawodziu trafiłam na następny dzień dzięki mojej cioci. Była bardzo zaniepokojona moim stanem, bo ciągle mówiłam nielogicznie i bardzo chaotycznie. Tym razem to ciocia wezwała karetkę pogotowia. I jak potem się okazało był to ostatni dzwonek, aby mnie uratować – opowiada pani Jadwiga.

Lekarze w szpitalu na Zawodziu podjęli skuteczną pomoc w stosunku do Pani Jadwigi. Po prawidłowej diagnozie neurologa, rozpoczęli odpowiednie leczenie. W opisie lekarz neurolog, a nie neurochirurg – co stanowczo podkreśla pani Jadwiga – stwierdził: „Pacjentka przyjęta na oddział z powodu spowolnienia psycho-ruchowego, zawrotów głowy, zaburzeń równowagi, a także pogarszającego się wzroku, zaburzeń ruchu gałek ocznych oraz przymusowych kurczów powiek.” ‑ To opis typowych objawów udaru niedokrwiennego mózgu. Świadomość odzyskałam po kilku dniach. Podano mi kroplówki na ukrwienie mózgu i odpowiednie lekarstwa. Powiedziano mi, że objawy udaru już z pewnością były poprzedniego dnia. Nawet wyniki badań tomografii komputerowej ze szpitala na Parkitce i na Zawodziu były porównywalne, ale na Zawodziu przyjęto mnie na oddział neurologiczny, a z Parkitki bezprawnie odesłano mnie do domu – mówi pani Jadwiga.

Pani Jadwiga, gdy pozyskała całą wiedzę o jej potraktowaniu w szpitalu na Parkitce, rozpoczęła batalię o wyjaśnienie sprawy. Jej intencją było także wykazanie, że lekarze z Parkitki nie dostrzegli  jej stanu chorobowego i tym samym mogli narazić ją na poważne zagrożenie życia i zdrowia.

– Niekompetencja lekarzy ze szpitala na Parkitce, którzy nie rozpoznali choroby, nie może pozostać bez konsekwencji. Jeżeli szpital i lekarze nie poniosą żadnej odpowiedzialności za narażenie mojego zdrowia i życia, to w poczuciu swojej bezkarności będą tak samo postępować z innymi ludźmi. Nie każdy będzie mieć tyle szczęścia co ja, żeby w miarę szybko znaleźć się w innym szpitalu, gdzie zostanie udzielona mu odpowiednia pomoc – stwierdza pani Jadwiga. I dodaje: – Gdybym zgodnie z zaleceniem lekarzy z Parkitki czekała 4 tygodnie z udaniem się do poradni na kontrolę, dzisiaj pewnie byłabym „warzywem”, o ile w ogóle bym żyła. Sprawa nie dotyczyła przecież jakiejś błahostki, ale mózgu i mogących nastąpić poważnych powikłań i nieodwracalnych konsekwencji. Dlaczego neurochirurg nie napisał w karcie konsultacyjnej, że konieczna jest konsultacja neurologiczna? Jest to podobno lekarz doświadczony… Więc skąd taka decyzja? Nie widzę żadnego powodu, żeby lekarze, którzy mogli narazić mnie na kalectwo, mieli uniknąć odpowiedzialności – komentuje pani Jadwiga.

Pacjentka napisała do różnych instytucji wiele interwencyjnych pism ze  szczegółowym opisem przebiegu zdarzeń. Udokumentowała je kopiami kart medycznych, relacjami świadków. Pisma poszły, między innymi, do Wydziału Zdrowia Urzędu Marszałkowskiego Województwa Śląskiego, Urzędu Wojewódzkiego w Katowicach, Narodowego Funduszu Zdrowia, Ministerstwa Zdrowia, Naczelnego Rzecznika Odpowiedzialności Zawodowej Lekarzy w Warszawie.

– Niestety, w mojej sprawie odbywa się typowa spychologia, ale trudno się dziwić, skoro Okręgowym Rzecznikiem Odpowiedzialności Zawodowej Lekarzy w Częstochowie był lekarz pracujący na Parkitce, a przewodniczącym Sądu Lekarskiego w Częstochowie był jeden z dyrektorów szpitala na Parkitce – stwierdza częstochowianka.

Ówczesna dyrektor Wojewódzkiego Szpitala Specjalistycznego w Częstochowie Barbara Magnuszewska-Pankiewicz w odpowiedzi na zapytanie Wydziału Zdrowia i Polityki Społecznej Urzędu Marszałkowskiego Województwa Śląskiego stwierdza (pismo z 12 września 2016 r.), że lekarze, którzy przyjmowali pacjentkę podtrzymują swoje rozpoznania, w których – jak twierdzą – nie zdiagnozowali u pani Jadwigi cech ogniskowego uszkodzenia Ośrodkowego Układu Nerwowego i nie widzieli podstaw do rozpoznania udaru mózgu. Stwierdzili również – pisze pani dyrektor – że pacjentka w momencie wypisu ze Szpitalnego Oddziału Ratunkowego była przytomna, w pełnym kontakcie logiczno-słownym.” Jednak dokumenty oraz zeznania naocznych światków nie potwierdzają opinii lekarzy o stanie pacjentki. Obecny dyrektor Zbigniew Bajkowski, po opinii Rzecznika Praw Pacjenta, stwierdzającej naruszenie praw pacjenta u pani Jadwigi Cicheckiej, musi ponownie zbadać i przeanalizować zaistniałą w 8 września 2015 roku sytuację i poinformować Rzecznika Prawa Pacjenta o podjętych w tej sprawie działaniach lub zajętym stanowisku. – Jak dotąd, nie wiem czy taka opinia została wydana – dodaje pani Jadwiga Cichecka.

O pilne przekazanie akt i wyjaśnienie sprawy związanej z panią Jadwigą Cichecką do Okręgowego Rzecznika Odpowiedzialności Zawodowej w Częstochowie zwracał się Naczelny Rzecznik Odpowiedzialności Zawodowej z Warszawy. Dokumentacji jednak nie otrzymał, bo jak wyjaśniał mu Rzecznik z Częstochowy zostały one przekazane do Okręgowego Sądu Lekarskiego w Częstochowie.

– To celowa urzędnicza kołomyja. Pisma krążą, aby moją sprawą nie zajęła się Warszawa. Przekazano ją do Częstochowskiego Sądu Lekarskiego, choć wcześniej umorzył ją częstochowski Rzecznik Odpowiedzialności Zawodowej Lekarzy. I sprawa utknęła – mówi pani Jadwiga. Ale nie rezygnowała z walki o sprawiedliwość, którą określa jako „walkę z wiatrakami”. W ostatniej nadziei skierowała sprawę do Prokuratury Częstochowskiej (pismo z dnia 6 października 2017 roku) ‑ ta najpierw nadała bieg zawiadomieniu o ewentualnym popełnieniu przestępstwa przez lekarzy ze szpitala na Parkitce, a potem sprawę umorzyła. W związku z tym pani Jadwiga Cichecka napisała pismo do Prokuratora Generalnego Zbigniewa Ziobry i sprawa została przekazana przez Ministerstwo Sprawiedliwości do Prokuratury Krajowej w Warszawie.

Pani Jadwiga Cichecka w piśmie do Rzecznika Praw Pacjenta podziękowała za rzeczowe, odpowiedzialne, a przede wszystkim obiektywne podejście do przedstawionej sprawy. W piśmie prosi o wyegzekwowanie na łamach prasy przeprosin lekarzy, którzy odesłali ją w krytycznym stanie do domu i nie pozostawili w szpitalu. Jak podkreśla, nie może zostawić swojej sprawy, ponieważ nie chce mieć na sumieniu zdrowia i życia ludzi, którzy zostaną potraktowani jak ona. „Nie każdy może mieć tyle szczęścia, co ja, żeby w miarę szybko znaleźć się w innym szpitalu, gdzie zostanie udzielona mu odpowiednia, fachowa pomoc.” – czytamy w piśmie pani Jadwigi Cicheckiej do Rzecznika Praw Pacjenta. Jest ona zbulwersowana faktem, że stanowisko szpitala z 2016 roku jest podtrzymywane.

 

UG

 

Podziel się:

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *