PREMIERA W CZĘSTOCHOWSKIM TEATRZE
Częstochowski teatr po siedemnastu latach sięgnął ponownie po „Moralność pani Dulskiej” Gabrieli Zapolskiej, tragifarsę napisaną na początku XX wieku, ponadczasowe studium socjologiczno-psychologiczne, ukazujące ciemniejsze strony natury ludzkiej.
Życie na nasze twarze nakłada wiele masek: inni jesteśmy dla świata, inni w domu. Tak jest też rodzinie Dulskich, szczególnie pani domu celuje w podwójnej moralności. Zapolska w swej sztuce wydobywa na światło dzienne zawiłą ludzką mentalność, dobitnie, choć czasem i z lekkim humorem, wskazuje nasze grzechy główne: hipokryzję, chciwość, nieżyczliwość. Z wyjątkową też wnikliwością kreśli charaktery postaci, nadając każdej indywidualny rys.
Starsi teatromani pamiętają częstochowskie przedstawienie z 1997 roku, w reżyserii Ignacego Gogolewskiego. Ten uznany twórca sztukę Zapolskiej przedstawił w tradycyjny sposób. Pozostał wierny tekstowi i głównemu założeniu, czyli do bólu rozprawił się tak zwaną „dulszczyzną”. Stworzył spektakl dynamiczny, z krwistymi i wyrazistymi postaciami. Udało mu się to uzyskać dzięki współpracy z tytanami sceny. Emilia Krakowska w roli Dulskiej i Andrzej Iwiński jako jej mąż Felicjan dali wówczas popis aktorstwa. Dulska Krakowskiej to kobieta pełna werwy i hardości, całkowicie przekonana o swoich racjach, a Andrzej Iwiński milcząc każdym gestem grał pełną gamę emocji.
Reżyser Ewelina Piotrowiak, osoba z ogromnym dorobkiem twórczym, z sukcesem realizująca spektakle teatralnie i operowe, „Moralność pani Dulskiej” postanowiła odczytać bardziej jako studium psychologiczne głównej bohaterki. Zamysł przełożył się na efekt. Wyszło subtelnie, może nawet zbyt subtelnie. Zgodnie z zapowiedzą reżyser – jaka padła na konferencji prasowej – nie było Dulskiej babo-chłopa. Piotrowiak zrezygnowała z niektórych ostrych wypowiedzi głównej bohaterki. Dulska w interpretacji Agaty Ochoty-Hutyry jest postacią delikatną, wewnętrznie skonfliktowaną, nieco zagubioną. Miejscami nawet sympatyczną, bo Dulskiej Ochoty-Hutyry nie da się nie lubić. Jednak czy taka kreacja oddaje się clou tragifarsy Zapolskiej? Intencji pisarki raczej nie, ale reżyser tak, bo jak stwierdziła, ten spektakl jest jej, autorski.
Rolę Felicjana Ewelina Piotrowiak powierzyła Antoniemu Rotowi. Stworzył on postać nonszalancko dystyngowaną, nie pozbawioną humoru, stojącą jakby obok toczącej się akcji. A spektakl zdominowały trzy młode kobiety: Oriana Soika, kreująca postać Meli (występująca gościnnie aktorka wyraźnie ściągała uwagę widza, swą rolę zagrała przejmująco), Sylwia Karczmarczyk – Hesia (równie świetna i wyrazista) oraz Ewelina Rucińska – Hanka, która również po raz pierwszy pojawiła się na częstochowskiej scenie i równie udanie zaakcentowała swoją obecność. Wyrafinowaną delikatnością (pozytywnie) zaskoczyła zawsze energiczna i ekspresyjna Agnieszka Łopacka (Lokatorka), a na pewno miłym, cieszących duszę widza, akcentem był występ Czesławy Monczki (Tadrachowa). Gościnnie wystąpili także: Daniel Misiewicz (Zbyszko) – niestety mało przekonujący oraz Agata Pruchniewska (Juliasiewiczowa), która w tej roli zastąpiła Teresę Dzielską.
Ewelina Piotrowiak, poza małymi wyjątkami, pozostała wierna tekstowi sztuki. Klasyczną formułę przełamała nielicznymi akcentami typu elektroniczny papieros. Na uwagę zasługuje wysmakowana scenografia (również Eweliny Pietrowiak), utrzymana w chłodnej tonacji odcieni szarości oraz kostiumy, autorstwa Katarzyny Nesteruk, wykonane ze smakiem, podkreślające charakter każdej postaci. Delikatny podkład muzyczny opracował Łukasz Borowiecki, współpracę choreograficzną zapewnił Artur Żymełka.
Reasumując, przedstawienie warte zobaczenia, zarówno ze względu na spotkanie z tekstem Gabrieli Zapolskiej, jak i indywidualne, nieco uwspółcześnione spojrzenie na sztukę reżyser Eweliny Pietrowiak. Pojawia się w nim parę potknięć, zaburzających dynamikę akcji, ale tę słabość zapewne można dopracować.
Premiera odbyła się 29 marca, przedstawienie będzie można zobaczyć 26-27 kwietnia br.
Foto: Marcin Szpądrowski
URSZULA GIŻYŃSKA