Akcję pomocy polskim dzieciom z Wileńszczyzny, już nie po raz pierwszy, zainicjował ks. Ryszard Umański, dyrektor Radia Fiat. Do 20 lutego uczniowie “podstawówek”, gimnazjów i szkół średnich z Częstochowy i regionu, także z Radomska, zbierali maskotki, słodycze, pomoce naukowe, przybory szkolne i ewentualnie fundusze na ich zakup. Patronat nad akcją objęła Joanna Grabowska, dyrektor Delegatury Śląskiego Kuratorium w Częstochowie.
1 marca, w czwartek wieczorem, trzy autokary ze 150 osobami, wśród których byli dyrektorzy i nauczyciele, z biorących udział w akcji szkół odjechali z darami do Wilna. W ciągu trzech dni częstochowianie odwiedzili cztery polskie szkoły na Wileńszczyźnie. Wszędzie byli witani niezwykle serdecznie i ciepło. O wrażenia z pobytu w Wilnie zapytaliśmy inicjatora wyjazdu.
Akcję pomocy polskim dzieciom z Wileńszczyzny, już nie po raz pierwszy, zainicjował ks. Ryszard Umański, dyrektor Radia Fiat. Do 20 lutego uczniowie “podstawówek”, gimnazjów i szkół średnich z Częstochowy i regionu, także z Radomska, zbierali maskotki, słodycze, pomoce naukowe, przybory szkolne i ewentualnie fundusze na ich zakup. Patronat nad akcją objęła Joanna Grabowska, dyrektor Delegatury Śląskiego Kuratorium w Częstochowie.
1 marca, w czwartek wieczorem, trzy autokary ze 150 osobami, wśród których byli dyrektorzy i nauczyciele, z biorących udział w akcji szkół odjechali z darami do Wilna. W ciągu trzech dni częstochowianie odwiedzili cztery polskie szkoły na Wileńszczyźnie. Wszędzie byli witani niezwykle serdecznie i ciepło. O wrażenia z pobytu w Wilnie zapytaliśmy inicjatora wyjazdu.
– Ile szkół wzięło udział w akcji “Polskie dzieci – dzieciom na Wileńszczyźnie”?
– 50 z Częstochowy i okolic oraz 11 z Radomska.
– Co zawieźliście polskim dzieciom na Litwie?
– Zeszyty, książki, pomoce naukowe, gry, maskotki, telewizor i nagłośnienie.
– Do Wilna pojechaliście trzema autokarami, oprócz radiosłuchaczy, w wyprawie wzięli udział nauczyciele i dyrektorzy częstochowskich szkół. Jak podobało im się miasto?
– Bardzo. Są zakochani. Jedna wizyta i wszyscy chcą tam wracać. Atmosfera była fantastyczna. W piątek po południu zwiedzaliśmy Wilno, w sobotę rano – cmentarz na Rossie. Nad grobem Józefa Piłsudskiego odśpiewaliśmy wszystkie zwrotki “Legionów”. Potem pojechaliśmy do szkoły Egliskiej, nie opodal Wilna. Uczy się tam 150 polskich dzieci. Szkoła ma ambicję zostać pierwszą katolicką szkołą na Litwie. Przyjęto nas tam bardzo gorąco. Dwa autokary wróciły do Wilna, a reszta pojechała oglądać inne szkoły – Szymską, Mickuńską i Kiwiską. Wszędzie bardzo serdecznie nas witano. Dzieci zaprezentowały się przed nami w spektaklach patriotycznych. Łzy w oczach dyrektorek naszych szkół świadczą o tym, że tęsknimy za takim patriotyzmem. Czegoś takiego u nas nie ma, a szkoda.
– Litwini nie przepadają za Polakami?
– Sądzę, że na Litwie panuje jedynie nacjonalizm polityczny. Między ludźmi się tego nie czuje.
– Jak żyje się Polakom na Litwie?
– Mieszkający tam Polacy są bardzo serdeczni i zadowoleni z życia. Nauczyciele zarabiają 400 złotych, a ceny są takie same, jak u nas, albo nawet wyższe. Ale nie narzekają. Są uśmiechnięci, a przede wszystkim bardzo skromni. Poza tym jest tam spore bezrobocie. Kiedy kogoś trzeba zwolnić z pracy, to najczęściej jest to Polak. Są tereny na Litwie, np. Soleczniki, na których mieszkają sami Polacy, albo jest ich 90%. Tam w wyborach, zarówno samorządowych, jak i do parlamentu startują Polacy i oczywiście są wybierani. Mieliśmy spotkanie z wiceministrem Edukacji, Janem Dżilbo, który jest Polakiem. Podczas uroczystej kolacji, której towarzyszyły dźwięki wileńskiej kapeli dzielił się z nauczycielami swoimi doświadczeniami, związanymi z litewskim systemem szkolnictwa.
– Wasz pobyt na Wileńszczyźnie nie ograniczył się jedynie do polskich szkół?
– W niedzielę uczestniczyliśmy w Mszy Św. w Kościele Ducha Świętego. Był pełny Kościół. Później, już indywidualnie, wybraliśmy się na Rynek, gdzie obchodzono słynne wileńskie “Kaziuki”. Jest to święto patrona Litwy – Św. Kazimierza. Można było kupić bardzo piękne ludowe wyroby, ale przede wszystkim znane i u nas – palmy wileńskie.
– Jaki jest sens takich wizyt?
– Polacy, którzy mieszkają na Wileńszczyźnie chcą, żeby ich odwiedzać. Przez 50 lat nie mieliśmy takiej możliwości. Te dary nie są tak ważne, jak sam fakt tego, że tam jedziemy, że o nich nie zapominamy.
– Nie chcą tutaj wracać?
– Nie, uważają, że tam są ich ziemie, groby ich przodków.
– Pojedziecie pewnie znów niedługo?
– Mam nadzieję. Jestem ogromnie wdzięczny wszystkim, którzy wzięli udział w tej pielgrzymce i którzy włączyli się w akcję “Polskie dzieci – dzieciom na Wileńszczyźnie” – dyrektorom szkół, nauczycielom, rodzicom, a przede wszystkim dzieciom.
– Dziękuję za rozmowę.
SYLWIA BIELECKA